wtorek, 26 sierpnia 2014

25.

Nie wiem czy mogę się jakoś usprawiedliwić. Raczej nie. Jako informację do rozdziału pozostawie wam to, że mama dała mi szlaban i kazała siedzieć w książkach ok. Tak, dla mnie to też jest niezrozumiałe.
W każdym bądź razie dostęp do internetu miałam (jedynie na telefonie ale to zawsze coś) czytałam na bieżąco wszystko. W swoim czasie nadrobię komentarze xd
________________________________________________________________________________

Kristen.

- Boże, kto to widział, żebym włamywała się do własnego domu?!- mruknęłam wyjmując z dziurki od klucza wsuwkę i popychając drzwi do przodu.
Mój dziwny towarzysz, od niedawna kolega, pomaszerował za mną.
- Cholera ale weź te brudne, spocone dupsko z mojej kanapy! Wiesz jak trudno się ją czyści?- krzyknęłam zbulwersowana.- Dziękuje - odpowiedziałam kiedy poderwał się jak oparzony.
- Po schodach na górę, po lewo trzecie drzwi. Idź się umyć, bo stokrotkami nie pachniesz.- poinstruowałam blondyna, który ze skruszoną miną zaczął się obwąchiwać. Jednak chwilę potem, widocznie przyznając mi rację, udał się z mam nadzieję zamiarem kąpieli na górę. 
Sama natomiast zamknęłam wejściowe drzwi i wstawiłam wodę na kawę.
Zawsze odkąd pamiętam, pierwsze co robiłam po przyjściu do domu i zamknięciu drzwi było to zrobienie sobie kawy. Najlepiej sypanej z dużą ilością cukru. Wzięłam kubek do ręki i wręcz majestatycznie sącząc poszłam porządnie sie wykąpać.
Wiecie, mam sporą chatę i dwie łazienki. To tak na marginesie, żeby nie było że napaliłam się na Stevena.
- Jezus maria!- to wszystko co mogłam z siebie wydusić. Moje brązowe włosy były w strasznym nieładzie, gdzieniegdzie, przeczesując je palcami znalazłam gałązkę lub liść.
Niezłe gniazdo sobie wyhodowałam.
Makijaż jak to po płaczu, nic specjalnego. Czarne pręgi od tuszu zdobiły moje wcześniej upudrowane policzki, a moja szminka "rubinowy zachód słońca", którą poleciła mi moja przyjaciółka, całkowicie sie starła.
Ale po cóż kochana masz wspaniałą dużą wannę i swój grejfrutowy płyn do kąpieli!

W gorącej wodzie, po uprzednim pozbyciu się ubrań, zanurzyłam się z przyjemnością.

Vic.

Przekroczył ponownie próg mojego nowego domu i mocno przyparł mnie do ściany, jednocześnie kowbojkiem zamykając drzwi. Odepchnęłam go. Spojrzał na mnie smutno i ponownie podszedł bliżej. Tym razem ostrożnie mnie objął, zagubione kosmyki włosów zakładając za ucho. Położył mi dłoń na lewym policzku. Nie wiedziałam co mam o tym sądzić.
Najlepiej byłoby w ogóle nie myśleć.
Po chwili poczułam jego wargi. Były wyjątkowo spokojne i delikatne.
Westchnełam, a on uśmiechnął się pod nosem. Po omacku zaprowadził mnie do sypialni i położył na łóżku nie przestając całować.
Zszedł niżej i teraz to moja szyja była obiektem jego zainteresowań. Po chwili odpiął guziki mojej jedynej wizytowej koszuli i rzucił ją gdzieś za siebie. Spojrzał na mnie uśmiechając się.
Pocałowałam go, wzbudzając w nim większą żądze. Popatrzyłam na niego. na jego palce, które powoli ale wprawnie pozbawiały mnie kolejnych części garderoby. Jak dziecko.
Kochałam go.
ale..
Zawsze było jakieś pieprzone "ale".
Walić to.
W tej chwili potrzebowałam miłości i ciepła. A on był gotowy mi to dać.
- Przepraszam. - szepnął cicho.
Gładził moje ramiona i wodził dłońmi po mojej skórze. Poczułam gęsią skórkę na całym ciele, które w tym momencie było odziane jedynie w bieliznę.
Popatrzył na mnie przerywając swoją wcześniejszą czynność, jakby czekał na pozwolenie. Jako odpowiedź wcisnęłam swoje dłonie za gumkę jego bokserek i szybko się ich pozbyłam. Niedługo i moje "odzienie" spotkał ten sam los.
Nie odrywając się od moich ust stanowczo we mnie wszedł.
Jęknęłam wyginając się w tył. 

Odgarnął mi włosy z czoła i pocałował.
Opadł na poduszki i przygarnął mnie do siebie. Czułam na szyi jego przyśpieszony oddech, który powoli wyrównywał.
- Kocham cie.- szepnął.
Nie odpowiedziałam.
Gorzkie łzy płynęły mi po twarzy.

Duff.

Obudziłem sie z zamiarem opróżnienia mojego pęcherza. Przerzuciłem więc nogi za krawędź łóżka i zacząłem przecierać oczy. Nagle usłyszałem za sobą szelest pościeli i długie ziewnięcie. Obróciłem się posyłając Veronice rozbawione spojrzenie.
- Dzień dobry- wymamrotałem.
Zbyła mnie milczeniem.
Zmieszałem sie i pomyślałem, że coś musiałem znowu spieprzyć. Ale przecież wczoraj było dobrze, prawda? Ehh.
Vic natomiast w tym czasie zdążyła się ubrać i wyszła, sądząc po moim rozeznaniu w terenie- do kuchni.
Po chwili trzaśnięcie drzwiami, dźwięk przekręcanego w zamku klucza i cisza. 
Schowałem twarz w dłoniach.
Pierdole.

- To co tutaj zaszło, nie miało miejsca. Zapomnij o tym.- powiedziała stanowczo dziewczyna.
Zerknąłem na okno i chwilę obserwowałem sąsiadów i ich poranne obowiązki i wędrówki do pracy.
- Wróć do mnie.- odpowiedziałem.
- Nie.- zacisnęła zęby.
Spuściłem głowę i przez chwilę panowała cisza.
Cisza, która niebezpiecznie zaczynała dzwonić nam w uszach.
- A wiesz dlaczego?- zapytała po chwili. Pokręciłem zmieszany głową.- Bo to Ty wszystko spieprzyłeś.- dokończyła wskazując na mnie palcem.
- A teraz wyjdź.
- Kocham Cie.
- Zbyt często używasz tego słowa, nie zapomnij jego znaczenia.- odparła sucho.
Podszedłem z zamiarem przytulenia jej, jednak ona unosząc ręce odsunęła się ode mnie. Następnie pokazała mi drzwi.

Vic.

Była sobota a ja właśnie wracałam ze sklepu spożywczego dzierżąc w obu dłoniach ciężkie reklamówki z produktami potrzebnymi do przygotowania jutrzejszej kolacji. 
Owszem zaprosiłam kilku znajomych.
A właściwie to całe Guns n' Roses, pomijając Michaela. Nie mam zamiaru go oglądać.
Rączki wpijały mi się w nadgarstki odbijając się na skórze fioletową pręgą. Zwolniłam więc na przejściu by przełożyć torby do dłoni, aby było mi wygodniej. 
Nagle zza zakrętu w szaleńczym pędzie wypadł czarny samochód. W panice przyśpieszyłam,  jednak zdecydowanie za późno.
Pisk opon trących w zabójczym tempie o asfalt. 
I ściana powietrza, która uderzyła we mnie wywiewając mi gwałtownie włosy do tyłu. 
Wypuściłam siatki z rąk. A samochód z całym impetem uderzył we mnie.
Upadłam.
Odjechał.

Axl.

- Przepraszam? Ma pan może ogień?- spytała mnie nagle pewna dziewczyna. Spożywałem sobie właśnie pewien napój, elegancko rozkładając sie na krawężniku. 
- Kobieto, mam miotacza ognia w spodniach.- wymruczałem mam nadzieję uwodzicielsko, wiadomo co z językiem robi alkohol.
- Doprawdy?- burknęła zakładając sobie ręce na pierś.
- A chcesz się przekonać?
- Spadaj stary dziadu.
- Trzynastka nie powinna palić. Spieprzaj zanim powiem Twoim rodzicom.
Ja ci dam "stary dziadu".
Mała bezczelna gówniara.

Vic.

Ulica była pusta.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu oparcia. Czegoś dzięki czemu mogłabym się podnieść.
Podczołgałam się w stronę rozrzuconych zakupów i trzęsącymi się dłońmi zaczęłam je zbierać do siatki.
Następnie o dziwo dźwignęłam się z trudem na nogi i kulejąc podążyłam w stronę domu.
Przy takim uderzeniu powinnam skończyć jako mokra plama.
Głupi ma zawsze szczęście.


                                                   ***

- Siema!- krzyknął Slash od progu. Stałam właśnie w kuchni i mieszałam sos do spaghetti. 
- Witam i zapraszam. Proszę rozgośćcie się, za chwilę przyjdę.- Poinformowałam wychylając się zza futryny.
Chwilę później wyszłam, żeby sprawdzić ile talerzy powinnam wyjąć i ile osób mam nakarmić.
- Pań tu nie zapraszałam.- powiedziałam na widok kilku panienek, które tu przywlekli.
Te prychnęły obrażone.
Chuj im w dupę.

Kiedy kameralne przyjęcie- parapetówa zaczęło sie wymykać spod kontroli, a w łazience i po kątach obściskiwały się osoby, których nie znałam, postanowiłam zakończyć zabawę. Zanim moje mieszkanie zamieni się w burdel. 
Dosłownie.
Wyłączyłam dudniącą muzykę, otworzyłam szeroko drzwi i wszystkich "grzecznie" wyprosiłam.
A bynajmniej tak mi się wydawało. 
- Pomóc?- spytał ktoś podczas gdy zbierałam brudne talerze ze stołu. 
Mało co a moja nowa zastawa poszłaby w drobny mak. Odwróciłam się w stronę "intruza".
- Izzy?- mruknęłam zaskoczona.
- Ta.
- Coś się stało?- spytałam z zaniepokojeniem odnosząc naczynia do kuchni i wstawiając je do zlewu. Czarnowłosy chłopak, niczym cień podążył za mną.
- Powiedzmy.
- Mogłabym poprosić trochę więcej szczegółów? - odparłam kąśliwie odkręcając wodę i zaczynając zmywanie.
Zapytany nie śpieszył się z odpowiedzią. Zapalił papierosa i dopiero zaczął mówić.
- Jakby to. Nie podoba mi się ta sytuacja. - na te słowa przerwałam wykonywaną czynność zamierając zaskoczona.- Możliwe, że ktoś może chcieć Ci zrobić krzywdę. Nie chciałbym do tego dopuścić. - dokończył a ja wzdrygnęłam się na wspomnienie dzisiejszego incydentu. 
Uważne oczy obserwującego mnie bruneta nie przepuściły tego gwałtownego gestu.
- Już ktoś Ci coś zrobił?- zapytał chłodno.
Milczałam.
- Nie będę się powtarzał. Zrobił Ci ktoś coś?
Kiwnęłam szybko głową, ton jego głosu nieprzyjemnie podrażnił mi uszy.
- Kto?
- Wracałam wczoraj ze sklepu, była może trzynasta lub coś koło tego. Na przejściu koło banku. Ktoś mnie potrącił.
- Kto?
- Nie wiem, nie widziałam twarzy, zresztą szybko odjechał.- powiedziałam i schowałam twarz w dłoniach.
Bałam się?
A kto by na moim miejscu się nie bał?
Jeff westchnął ciężko i podszedł bliżej.
Objął mnie swoimi ramionami, uprzednio gasząc papierosa w popielniczce i wyszeptał mi do ucha.
- Mam zamiar wywieźć cie na jakiś czas do Lafayette.
Mimo wszystko  uśmiechnęłam się pod nosem i wtuliłam bardziej w ciepłe ciało chłopaka.
A wywóź mnie gdzie chcesz.- pomyślałam.

W domu słychać już było tylko spokojny oddech śpiącego Izziego, tykanie zegara w korytarzu i rozmowy, które ktoś prowadził pod blokiem. Przez uchylone okno, do pokoju wpadał co raz "świeży" ( wiadomo jak to amerykańskie powietrze ) powiew wiatru, który poruszał zasłonki i przynosił odgłosy ulicy. Przebrana w wygodny dres, z kubkiem herbaty w dłoni, usiadłam na parapecie otwartego okna.
Westchnęłam.
Brakowało mi pieniędzy, tego nie dało się ukryć. Mój portfel zaczynał świecić pustkami, szczególnie po mojej ostatniej wycieczce szlakiem promocji i wyprzedaży. 
Boże, gdzie ja teraz znajdę pracę?
Gdzie osoba z takim wykształceniem, a właściwie- jego brakiem, z zaledwie marnym (nawet nie skończonym) liceum,  może pracować?
A co dopiero mówić o pieniądzach na studia, które nie ukrywam przydałyby się.
Nie mam nawet kontaktu z matką, by poprosić ją o drobne wsparcie. Nie jest miłe, kiedy nie możesz liczyć na bliskich, bo się od ciebie odwrócili. 
Ale nie jest miłe też to, że przespałam się z największym skurwysynem na świecie. Tego nie mogłam sobie darować. Jak bardzo byłam głupia, jak desperacko się zachowałam.
Jak dziwka.
Vic, on miał rację.
Jesteś dziwką.
____________________________
słabe.
ale jest ((: