wtorek, 16 lipca 2013

I.

Do końca miesiąca mnie nie będzie- Wyjeżdżam  ;_;. Pomysł mojej mamy. I nie wiem czy będe miała czas coś wstawić ( chociaż 5 rozdział już mam : o). Może walnę jakiegoś "Zapychacza" czy cuś.
Pozdrawiam i życzę miłych wakacji c:

czwartek, 11 lipca 2013

4.

Dzisiaj będzie taki bardziej "zabawniejszy" ( oczywiście zależy dla kogo) romantyzm też, na koniec ;_; ( nie umiem pisać bez romantyzmów ;_;) . Był już Axl dupek (i jeszcze będzie nie raz), Axl romantyczny też będzie. Czas na Axla "debila" XD Jakoś tak się powstrzymać nie mogłam. Ale proszę. Czytasz=komentujesz. Bo nie wiem czy jest sens czy nie zarywać noce :o, a potem pić hektolitry kawy XD (nie moja wina, że w nocy największa wena :/)
___________________________________________________________________________________
Axl.
Obudził mnie głośny huk tacy, którą kelnerka postawiła na stole, na którym miałem opartą głowę. Z głośnym trzaskiem szkła układała pozostałości po moim zamówieniu.
-Możesz kurwa trochę ciszej? - syknąłem zaciskając dłonie w pięści.- I przynieś mi jeszcze jedną butelke Danielsa.
-Dobrze proszę pana.- odpowiedziała cicho i kręcąc tylną częścią swojego ciała odeszła z zamiarem zrealizowania zamówienia.. Wpływowa suka - pomyślałem- Nawet mi się nie postawiła.. Czekając w miarę cierpliwie na zamówiony alkohol przeszukiwałem kieszenie w poszukiwaniu pieniędzy... W sam raz na jedną butelkę. Wsadziłem rękę do drugiej kieszeni z nadzieją znalezienia większej sumy, jednak moje palce natrafiły na mały foliowy woreczek. Wyjąłem. Biały proszek przesypywał się z jednej strony na drugą w miarę jak przechylałem swoją rękę. Raz się żyje i zażyłem narkotyk, według instrukcji Stradlina, który kiedyś tam (oczywiście pod wpływem "wspomagaczy") wygłosił swój najdłuższy monolog mówiąc o tym jak i od kogo kupować, jak wciągać, brać etc. Kiedy wreszcie się doczekałem na mojego Jacka, rzuciłem kasę na stół i wyszedłem z tego burdelu. Ruszyłem już powoli zaludniającą się ulicą majestatycznie chwiejnym krokiem w pełnym jebanym słońcu, które tak cholernie świeciło mi w oczy i ze strasznym bólem głowy.
-Axl po tej stronie masz prawo, po tej lewo...nie, na odwrót. Tu jest prawo, a tu jest lewo.- mówiłem do siebie i kręciłem kółka na chodniku popijając sobie Danielsa. Nagle niechcący wpadłem na jakąś staruszkę i nadal kręcąc się jak jakiś szczur za żarciem nieznacznie posuwałem się do przodu.
-Przeprhsafllfsjg..Prze...Przepraszam szanowną panią- rzuciłem do niej.-Bardzo ładna dzisiaj pogoda praklafjldsjflsf...prawda?-patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem przybierając bojową pozę i kurczowo chwytając za torebkę.- Sie paniusia tak nie napina. Luzujemy stringi!- zawołałem znikając za rogiem.
- I idziemy prosto przed siebie, prościutko, tym jakże pięknym i zadbanym chodniczkiem. I prawa nóżka i lewa nóżka i środkowa nóżka.- zarechotałem- Axl kochanie jakiś ty zabawny.
I tak szedłem sobie, w tym jebanym słońcu, nucąc "nową piosenkę", gdy zauważyłem już dom i dwójkę ludzi leżących "na trawie" ( tego trawą niestety nie można było za bardzo nazwać...)
-A so to?
O. To Vic i Duff..Przytuleni. A chuj z tym.
-Wstawać kurwa, poranek jest kurwa. Jebane kurwa do jasnej cholery słońce świeci. - biegałem jak debil z wyszczerzem, drąc się na całego ryja. Zawsze to Steven robił za debila... Widocznie dziś moja kolej. Z domu wyłonił się Izzy.
-On chyba naprawde wsadził sobie kondoma na ten swój durnowaty łeb.- krzyknął w stronę obudzonych już ( ciekawe przez kogo?) "dzikusów z trawy". Odpowiedzieli śmiechem.
-Jestem kurwa takim ładnym i takim jebanie kolorowym motylem kurwa.[ przyp. autorki. pewnie zapierdolili to od Axla do piosenki...XD]
-Tak, tak a zamiast mózgu masz budyń. -powiedział Slash wychodząc z domu (delikatnie mówiąc nieubranym dokładnie) i przeciągając się.-I pewnie jeszcze jesteś bratem Adlera...
-Lallalallalalallalalal- krzyczałem machając swoimi "skrzydełkami"- Jestem kurwa sobie...
-Człowieku daj żyć.- wymamrotał wychylając się zza drzwi Steven.
-A spierdalaj. Lallalal..
-Przypomne ci twoje słowa- spojrzał na mnie wrogo i schował się w Hell Housie.
-Axl motylku, może już wlecisz do domku, bo jak przyjedzie policja.. I tak już mamy kilku widzów- wycedził przez zaciśnięte zęby Slash, łapiąc mnie za skrzydełka i brutalnie ciągnąc w stronę obranego wcześniej kierunku. Rzeczywiście na trawniku i chodniku zebrał się już spory tłum.
-Heeej- zakrzyknąłem wesoło- Jestem...ten..no...zapomniałem. Ale będe kiedyś kurwa sławny, więc się kurwa przygotujcie.
-Idziemy już.- powtórzył Slash.
-Dobrze mamusiu motylkowo. - wyrwałem się i "wleciałem" do domu. ściany się tak fajnie ruszały. Postanowiłem potańczyć jak one. Pomieszałem kilka stylów i zacząłem się drzeć -Feel my, my, my, my serpentine, aż w końcu potknąłem się niefortunnie o coś i wyjebałem tracąc przytomność.

Slash.
Co za debil. Po pierwsze nie da mi się kurwa wyspać, a po drugie normalnie pomyśleć. Tak, tak Saul Hudson myśli nie tylko chujem, ale też głową, zresztą, było o czym. Zadzwoniłem wczoraj do Ag...Jak rozmawialiśmy w samochodzie ( wtedy co je odwoziłem) skubana zapisała numer na karteczce i rzuciła na siedzenie. Już miałem kurwa wyrzucić  tego śmiecia ( nie wcale nie robiłem porządków, jeszcze czego.), bo myślałem, że to jakaś groupie (tak jakieś tam już były) albo dziwka, chociaż.. to i tak jedno i to samo. A ja patrze a tam podpis : "Agnes - zadzwoń jak chcesz :)" No i zadzwoniłem, podczas gdy szukali Vic, i dostałem jej "prawdziwy" numer (ten jest na telefon babci) Raz kurwa se zadzwoniłem, bo nie wiedziałem i tak kurwa się powitałem : Cześć kurwa, tu ja Slash, ten chuj, który cie podwiózł i u którego spałaś. Myślałem, że kurwa zawału dostała ta jej babcia.. Więc powiedziałem pomyłka i kurwa drugi raz zadzwoniłem. I chyba jeszcze pięć jebanych razy dzwoniłem. Myślałem już, że mnie ludzie zajebią jak wyjdę z budki. Pierwsza rzecz, jaką kupimy za zarobione pieniądze, nie będą kurwa dziwki, alkohol czy narkotyki  (wyłączając fajki, bo bez nich to już nie moge żyć ). To będzie kurwa telefon. Bo sie kurwa cały spłukałem..
I nawet na fajki mnie nie stać. A jak kurwa Slash nie pali, to Slash jest kurwa zły. I lepiej nie stawać mu na drodze. No dobra nie ważne. Nic nie było kurwa, Slash nie myślał. Teraz tylko zajebać tego rudego chuja, że nie dał pospać....
-Axl ty cioto jebana. Wstawaj- Usiadłem przy nim i zacząłem go okładać otwartą dłonią po twarzy.
-Mamo motylkowo...dsaljlfsjlsajfkdsjfldsafjkdjsf- wymamrotał.
-Ja co kurwa dam mamę motylkową. Jak ci ze skrzydła zapierdolę, to sie tylko na tej podłodze rozplaszczysz. - Kurwa on na pewno coś ćpał. I do tego chyba po raz pierwszy, albo może już któryśtam, Ale nałogu to on nie miał, to to wujek Slash wie.  I co teraz sobie tak kurwa wziął? A wujek Slash na fajki nie ma. W dupie mu się poprzewracało. Pewnie wszystkie pieniądze przechlał, naćpał się i zadowolony.
-Mamusiu motylkowo. Da mamusia całusa na dobranoc?
-Dać to ci ja dam kurwa kopa w dupę, że aż pod ziemia będziesz kwiatki od spodu wąchać.
-Ak,jflkajslfkjkldsjfjhdsfkjhkheskfdjkmsjncukesidjhfekjhfjkhskdshfkashelajslajsikladja hldjaslkfjklsjdkfjkljdsaklfj sldjflajsdfkljdsfkjlksdjklfj- najdłuższy monolog w jego życiu, a ja jak zwykle chuj z tej przemowy zrozumiałem.
-Dobra rozmowy to z tobą nie będzie, obudzić się tez nie masz zamiaru. Pójdę pożyczę kasę od Vic i zadzwonie do Ag.
Czekaj czekaj...
Vic...Ag...Vic...Ag...Vic...
-A no tak- pacnąłem się w łeb i wyszedłem z domu. Duff i Veronica kleili się do siebie, szeptali i chichotali między sobą jak pojebani.
-Ej ej koniec tego lizania wujek Slash idzie.
-Bynajmniej to jest mniej obrzydliwe, niż jak latasz z gołym kutasem Saul.- rzucił do mnie Duff.
- Ty też święty nie jesteś- na te słowa Vic popatrzyła się na Michaela z wyrzutem. Hehe niech się ten złamas pomęczy- ale nie po to kurwa przyszedłem żeby  się na temat kutasów wypowiadać. Vic, Agnes prosiła, żebyś do niej zadzwoniła.- Na co ona wytrzeszczyła oczy.
-A skąd ty to wiesz? - wstała i zaczęła otrzepywać dupe z ziemi. Jej śladami poszedł Duff.
-No..ten.. gadałem z nią- Slash zakłopotany? Nie no kurwa...Fajki- NOW.
-Aham...- patrzyła się na mnie z lekkim uśmiechem
-Co kurwa? O co chodzi?- spytałem. bo na prawde nie wiedziałem o co chodzi. Ja z rana nie jestem kurwa jakiś nie wiadomo jak błyskotliwy.
-Nic, nic.- odpowiedziała uśmiechając się znacząco i szturchając Michaela.
-Dobra nie ważne - i tak się od nich nic nie dowiem.-Masz pożyczyć kasę Vic?
-Do pracy se kurwa idź i se kurwa zarób- podparła się pod boki.
-Gdzie niby mógłbym kurwa według ciebie pracować?- Oj oj wkurwiam się powoli. Nie dobrze dla nich..
-Wiesz co?- powiedział Duff lustrując mnie z góry do dołu wzrokiem- Ciałko masz całkiem, całkiem...- po tych słowach dostał po głowie od Vic i udało mi się pochwycić jej słowa, z trudem wypowiedziane pomiędzy salwami śmiechu "orientacje kurwa zmieniasz?"- na tancerkę erotyczną się Slashuniu nadajesz.
-He he he w chuj śmieszne.- stałem tak z założonymi rękami, patrząc się na nich tarzających się ze śmiechu. Co raz coś "rzucali" typu : "Ale weź go sobie - salwa śmiechu- wyobraź hahahhahahhhhahahah w takiej kurwa mini -salwa śmiechu- i w takich kurwa kabaretkach - salwa śmiechu- i w takich butach na takim wieeelkim obcasie - salwa śmiechu- i mówiącego buahhahah - chce cie kotku mrrr.". - 20 minutowa salwa śmiechu- i stwierdzenie na koniec "brzuch mnie kurwa ze śmiechu boli" a po chwili  "ale weż to sobie kurwa wyobraź." i na nowo...  Co za ludzie. Wróciłem się do Hell House'u poszukać Izziego. Poszukiwany siedział sobie w drugim tak zwanym "pokoju" i rozkładał i liczył towar.
-Izzy bracie ty mój.. - powiedziałem słodkim głosikiem.
-Ile?- spytał nie odwracając się i nadal robiąc swoje.
-Na dwie paczki papierosów- Nie miałem teraz głowy do liczenia.
-Masz.- wyciągnął do mnie rękę, już sięgałem po położone tam pieniądze, gdy ją cofnął- pożyczę ci, oddasz niezwłocznie po tym jak będziesz miał z czego.
-Dobra, dobra.- wyrwałem mu kasę.
-Ale Izzy wszystko pamięta- powiedział nadal odwrócony.- Wszystko...
-Pierdol pierdol ja popatrze.- mówiłem już że Iz jest dziwny?
-Nie mam kogo- zripostował.
Wyszedłem nie komentując. Izzy czasem zachowywał się jak opętany. Ubrałem się szybko w jeansy, jakąś koszulkę ( nie wiem nawet czy moją) swoje kowbojki i wyszedłem do sklepu. A ci nadal tarzali się po trawie ze śmiechu. Kiedy przechodziłem obok, zacząłem specjalnie kręcić tyłkiem co zaowocowało kolejnym wybuchem śmiechu, jakiego jeszcze nigdy nie słyszałem.
-No tylko mi tutaj orgazmu zbiorowego nie dostańcie- popatrzyłem na nich jak na dzieci. Jednak z drugiej strony, gdy nie było Vic, wcześniej nie było takich ( zależy oczywiście dla kogo!) kurwa radosnych poranków. Dawno nie widziałem uśmiechniętego Michaela...
-Dobra idę.
-Pozdrów ode mnie Ag i powiedz jej że jeszcze żyje, że tęsknie i że później do niej zadzwonie.
-Czyli jednak poszedłeś za naszą radą i zostałeś striptizerką?- spytał Duff- Slash najlepsza obciągara w całym LA. Jak to dumnie brzmi..- zdołałem jeszcze uchwycić gdy oddalałem się chodnikiem od tej bandy dzikusów, tarzających się po trawie. Czyli tak... Jedna paczka papierosów. A reszta na rozmowę...

Vic.
-Ale tak serio to stop. Brzuch mnie już boli- Powiedziałam krztusząc się. A Duff jak na złość rzucił się na mnie i zaczął mnie łaskotać.
-Zdrajca.- odpłaciłam mu się tym samym gilgocząc go gdzie popadnie. Śmieliśmy się jak szaleni
-Już nie moge.- wychrypiałam, opadając swobodnie ( czytaj : jak worek ziemniaków, aż się echo poniosło) na trawę.
-Czyżby drugi Axl? - pochylił się nade mną.
-Nie zwykła "Nica".

Duff.
-Moja Nica. - wyszeptałem patrząc się jej głęboko w oczy. Mówiłem już, że... - Zaraz zaraz Veronica z czego ty sie śmiejesz?
-No bo mam "Slashi najlepszą obciągarę w LA" kręcącą tyłkiem przed oczami.
-Humpf.- odwróciłem się udając obrażonego. Niech se teraz moją seksowną dupę poogląda.
-Czy mój kotek się obraża?- spytała obejmując mnie i wtulając twarz w moje ramie.
-Miau?- Nie wytrzymam z tą kobietą. Nawet nie moge się na nią porządnie obrazić.
-Nica czy my jesteśmy oficjalnie razem?- wypaliłem tak ni z dupy ni z chuja. Odsuneła się ostrożnie. Usiadła powoli i popatrzyła się gdzieś przed siebie.
Nie za wcześnie Duffi?- zapytała niepewnie- znamy się dopiero dwa dni.
-Moge cie o to zapytać kolejne pieprzone dwa dni później i za kurwa rok i nawet kurwa za dwadzieścia lat. Jak ci na tym tak bardzo zależy.-obróciłem się lekko urażony i oparłem plecami o jej plecy. Wiem, byłem tego pewny, przy niej czułem się jakoś tak... inaczej i w ogóle zależało mi na niej i chuj. I chcę, żeby wszyscy wiedzieli, ze to kurwa moja mała Nica i nikomu jej nie oddam, a zajebie jak ją ktoś kurwa dotknie. I nie miało dla mnie znaczenia czy się kurwa znamy dwa dni czy dwie godziny.
-Też to czuje. - powiedziała jakby czytając mi w myślach. A jak kurwa czyta? WCALE NIE JESTEM EROTOMANEM KOCHANA.
-Więc o co ci chodzi?- spytałem poddenerwowany.
-No chodzi mi o to czy nie za wcześnie.- Słyszałem już z jej strony ciche pociąganie nosem, i czułem jak drży. Szybko wstałem ( O Boże, ona mało co się nie wyjebała na trawę..) i kucnąłem na przeciwko niej.
-Kochana nie płaczemy ja nie gryzę. No chociaż jestem kotem- Udało się, mały uśmiech na jej twarzy.-Ale chyba to ile sie znamy nie ma znaczenia? - spytałem przechylając głowę.
-Wiesz czego się boje?Że jak już zostaniecie tymi wspaniałymi gwiazdami rocka- czy ja tu słyszę ironie?- to o mnie zapomnisz i rzucisz w kąt, jak jakąś pierwszą lepszą dziwkę.
Wytrzeszczyłem oczy.
-Piękne masz o mnie zdanie..- wydusiłem zaskoczony jej słowami.
-Przepraszam- wbiła wzrok w swoje trampki.
-Nie nie masz za co. Po prostu smutno mi się zrobiło, ze tak o mnie myślisz. I nie, nie zostawiłbym cie, bo po pierwsze wiele dla mnie znaczysz, a po drugie nie jesteś jakąś pierwszą lepszą dziwką, Tylko moją małą Nicą. I nie pieprz więcej takich głupot bo się tego nie da słuchać.
-Naprawdę?- podniosła wzrok i wbił mi te swoje oczęta w moje i uśmiechnęła się.
-Tak.
-Ale próba morderstwa już była- podsumowała ze śmiechem.
-To nie ja. -powiedziałem z miną niewiniątka. Po chwili usłyszałem nieartykułowany i do tego cholernie głośny dźwięk.- Co to kurwa było ? Asteroida? - spytałem rozglądając się po niezwykle błękitnym dziś niebie. Wróć. "niezwykle błękitnym dziś niebie"? Co ja pieprze?
-Trochę zgłodniałam- wymamrotała zawstydzona. I tak uroczo przygryzła wargę... Ej kolego pohamuj rządzę.
-Trochę? Kobieto Toż to było głośniejsze od beku nachlanego Slash.- krzyknąłem. Popatrzyła się lekko zniesmaczona.-NIC NIE MÓWIŁEM.- podsumowałem z uśmiechem.
-Dobra idziemy na miasto coś zjeść. - rzekła podnosząc się po raz 4398402840482439 z trawy i otrzepując z ziemi.
-No to pójdziemy, choć ja i tak nie mam kasy-westchnąłem robiąc to samo co ona po raz 4398402840482439.
-Jak wy tu żyjecie? Whatever.- Zlustrowała mnie wzrokiem- Ciałko masz jako takie..
Nie dałem jej dokończyć. Dopadłem do niej, przerzuciłem ją przez ramię i  zacząłem się szaleńczo kręcić i biegać po trawie.
-Ty debilu puszczaj.- piszczała.
Wyjebałem się jak długi na trawę, a ona za mną. Na mnie.
-Debil.- podsumowała.Wstała i tuszyła w stronę "miasta". - Idziesz ?- popatrzyła się z nadzieją. Przecież dobrze wie, że jej nie odmówię. Zresztą nie miałbym serca.
-Już już. I razem wyruszyliśmy na śniadaniobad, bo chyba już dosyć późno było...
A w niebie to już byłem wtedy, kiedy złapała mnie mocno za rękę i cichutko powiedziała "tak".
_______


wtorek, 9 lipca 2013

3.

Dziś rozdział, na który nie miałam pomysłu :/ Ale jest romantycznie: specjalnie dla ciebie kochana XD  Ale starałam się "trzymać fason" i żeby było więcej Izziego (tak jak prosiłaś ). Tak więc zapraszam na rozdział 3 i przepraszam za ewentualne błędy c:
____________________________________________________________________________________
Axl.
Kurwa. Moja niewyparzona morda.. Nie wiedziałem, naprawdę nic nie wiedziałem o jej rodzicach i o tej całej.. sytuacji. Ale mogła mi powiedzieć prawda? Czemu ja się oszukuje.. Jestem dla niej chamski, nie szanuje jej . To chyba oczywiste że nic mi nie powiedziała. Zresztą chyba za dużo wypiłem, wpływ na to miała też...zazdrość. Tak zazdrość, w końcu jestem tylko zwyczajnym człowiekiem. Wyszedłem od razu po tym jak wybiegł Duff, zostałem odprowadzony niedowierzającymi spojrzeniami chłopaków. Zacząłem iść prosto przed siebie, nie patrząc właściwie gdzie i się tym nie przejmując. Minąłem kilka naprawdę fajnych lasek i chętnych się zabawić, odwróciłem wzrok. Jeszcze tylko brakowało by tego, ze po tym co zrobiłem poszedłbym się ruchać. Wyszedłbym wtedy na skończonego skurwysyna. Latarnie uliczne oświetlały jeszcze więcej odsłoniętych i chętnych na wszystko ciał. Moje kroki mimowolnie skierowały się w stronę ponętnej brunetki. Spojrzałem jej w oczy i nie zobaczyłem tam miłości, tylko chęć zabawy. Odwróciłem się i poszedłem dalej. Co się ze mną kurwa stało? Zacząłem szybko biec. Myśli tłukły mi się w głowie i nie dawały chwili spokoju. Po chwili usłyszałem odgłosy szarpaniny już miałem zakręcić i pójść stąd, gdy jakaś dziewczyna krzyknęła. Zaraz, zaraz... To ona. Poszedłem bliżej i wychyliłem za murku. Zobaczyłem jak jakiś alfons się do niej dobiera... Tego to już za wiele.
-Vic?
-Axl?- wyszeptała zdumiona.

Vic.
Biegłam szybko, próbując uciec od bolących wspomnień. Bezskutecznie. Przystałam, rozejrzałam się i zupełnie nie wiedziałam gdzie jestem. Zgubiłam się, zgubiłam się w LA, co za ironia.. Pomyślałam o Axlu i zrobiło mi się go nawet trochę (ale tylko trochę, kiedy przypomniałam sobie o jego kpiącym uśmieszku) szkoda, bo w sumie nic o tym nie wiedział. Choć pewnie nawet jeśli by wiedział to tak by mi  docisnął, że pewnie skończyło by się tak samo. Czyli o panie, panie Rose mam już wyrobione zdanie. Przystanęłam na chwilę próbując ogarnąć myśli i spokojnie zastanowić się jak i którędy wrócić do domu. Jednak moje zastanowienia zostały brutalnie przerwane i wszystko na nowo rozwaliło mi się po głowie.. Gwałtownie odwróciłam się do tyłu, bo poczułam czyjeś ręce oplątujące mnie w talii i gorący, śmierdzący alkoholem oddech.
-A panienka to się nie boi tak sama, po takim dużym mieście chodzić?- spytał właściciel rąk które próbował mi nachalnie wcisnąć pod bluzkę i bezczelnie patrząc mi się w nieduży dekolt.
-Nie nie boi- I dałam mu z całej siły w ryj. No bo nikt mnie nie będzie nocą napastował bez mojego pozwolenia. On szybko się otrząsnął z ciosu, złapał mnie za nadgarstki i zdecydowanym ruchem przycisnął  do muru, napierając na mnie całym ciałem. Poczułam na plecach chód ściany i czułam że znalazłam się w pułapce, że nikt mi nie pomoże, że zostanę zgwałcona w jednej z uliczek Miasta Aniołów... Mimo swojej małej powierzchni do popisu, zaczęłam się wyszarpywać z uścisku tego schlanego w cztery dupy mężczyzny, który swoimi świńskimi oczkami lustrował mnie wzrokiem. Jego ręka powędrowała w stronę moich osłoniętych przez dość cienką koszulkę piersi.
-Ty dziwko- wysyczał kiedy ugryzłam go w rękę. Uderzył mnie dłonią w policzek. Krzyknęłam. Jezu jak bardzo chciałam by ktoś mnie uratował...
-Zamknij mordę, bo skończysz za chwilę jak szmata do podłogi.- powiedział przez zaciśnięte zęby, akcentując każde słowo i powoli, i jakże boleśnie wykręcając mi rękę. Krzyknęłam. uderzył mnie więc w brzuch, upadłam na kolana a on powoli zaczął rozpinać rozporek. Usłyszałam zbawienne kroki kogoś podążającego w tę stronę.
-Axl?- wymamrotałam zdziwiona.
-Na niewinną dziewczynę się rzucasz gnoju?- I uderzył go pięścią w twarz. Niestety tamten był mocny i tylko na chwilę przystanął dotykając dłońmi żuchwy. Później jak rozwścieczony byk ruszył na Rudzielca i kopnął go w brzuch, gdy ten zwinął się z bólu, uderzył go mocno w twarz. Adresat tej agresji zatoczył się i widziałam jak ledwo trzyma się na nogach.
-O Boże - wyszeptałam nadal klęcząc przy murze.
-Uciekaj- powiedział do mnie krztusząc się lecącą z nosa i rozciętej wargi krwią.
-Nie zostawię cie tutaj samego.- odparłam przerażona. I opierając się o zimną ścianę powoli wstałam na nogi. Pan Byk już zbliżał się do niego z mordą wykrzywioną w kpiącym uśmiechu, chcąc zadać jak najprawdopodobniej ostateczny cios. O, nie! Chwyciłam leżącą gdzieś na bruku butelkę, z do połowy opróżnionym trunkiem, podbiegłam do niego i z całej siły przypieprzyłam mu w łeb. Zwalił się bezwładnie na ulicę z głuchym łomotem, a z jego głowy zaczęła powoli sączyć się krew. Na ten widok, wystraszyłam się, że może go zabiłam, i trafię do kryminału i nie wyplączę się z niego do końca życia. Upuściłam rozbitą już od ciosu butelkę, odłamki odskoczyły w różne strony.
-Nic ci nie jest?- Spytał Rose nieświadomie rozsmarowując krew na swojej twarzy.
-Na szczęście nie. O Boże a ty jak się czujesz? - spytałam z coraz większymi oczami na widok większej i większej ilości krwi na jego twarzy.
-Ogólnie to dobrze, ale z twarzą chyba mam coś nie tak.
-Coś nie tak? Człowieku ty masz rozpieprzoną połowę twarzy!- krzyknęłam podbiegając do niego. - Naraziłam cie na niebezpieczeństwo.
-Nie, nie przesadzaj. Należało mi się.
-Nie mów tak. A co jeśliby cię zabił? Uwierz mi on byłby do tego zdolny. - powiedziałam wykrzywiając usta w niezadowolonym grymasie, gdy przypomniałam sobie, co zamierzał ze mną zrobić...
-To by zabił. I tak pewnie ktoś mi to zrobi.
-Nie pozwolę na to. Nie po to cię ratowałam od tego cholernego zboczeńca. - Czy ja się właśnie o niego martwiłam? O człowieka przez którego to wszystko miało miejsce? Co się ze mną dzieje?

Axl.
Miło mi było, że martwiła się o mnie. Tego jebanego chuja, który powiedział za dużo...
-Powinniśmy już wracać. Inni się pewnie martwią.- mruknęła po chwili. Inni czyli Duff. Michael McKagan- człowiek, który mógł mieć wszystko.
-Dziękuje Axl- powiedziała spuszczając wzrok.-Gdyby nie ty...
-Chyba to ja powinienem coś powiedzieć. Wiesz przepraszam za to dzisiaj. Nie wiedziałem..że...no...Przepraszam.
-W sumie to też moja wina, nic nie wiedziałeś... i tak wyszło. Nie mówmy o tym więcej.- Zapanowała niezręczna cisza. I po zastanowieniu zrobiłem coś strasznie głupiego. Pamiętaj o tym, mówi ci o tym pieprzony Axl Rose - Nigdy za długo nie myśl, i to do tego w obecności dziewczyny którą ''chyba lubisz''.
Podszedłem do niej, objąłem ramionami i powiedziałem jeszcze raz "przepraszam". Odskoczyła zaskoczona.
-Wracajmy już.- wymamrotała patrząc się gdzieś w bok.
Zjebałem sprawę. Kurwa.

Duff.
Gdzie ona pobiegła? Los Angeles jest wielkie. A co jeśli jej nie znajdę? Czarne myśli kotłowały mi się w głowie. Co mam poradzić, że zajmowała miejsce w moim sercu. Nie chciałem jej zaliczyć...no dobra może później, Jak się lepiej poznamy. W końcu Veronica to nie pierwsza lepsza dziwka. Szkoda, że Agnes zniknęła tak szybko. Może opowiedziałaby mi co nieco więcej o tej ślicznej "kasztance". Po chwili, skręcając po raz tysięczny w jakąś mniejszą uliczkę zauważyłem dwójkę ludzi. Rudy chłopak i jakaś dziewczyna, która z trudem go podtrzymywała. AXL?!
-O! Michael.- krzyknęła drobna dziewczyna. - Pomóż mi.
-Podszedłem trochę bliżej i zauważyłem że Axl ma obitą mordę i z bólem na twarzy przytrzymuje się za brzuch. Uśmiechnąłem się, ktoś wykonał za mnie całą robotę.
-Nie stój tu jak debil, i nie szczerz się do mnie, tylko mi pomóż. On trochę waży.
-Dobra, dobra. - przerzuciłem go sobie przez lewe ramię. Zaprotestował, głośno wyklinając moje plecy o które uderzył. A prawą przytuliłem do siebie Vic. - Widzę że nie ja dziś jestem bohaterem.
-O nim mówisz? - spytała pokazując Rudego głową.
-No znalazł cię w końcu. - Veronica zaśmiała się..
-No niby znalazł.
-Ja wszystko słyszę. - wymamrotał Axl.- Rzygać mi się chce - dodał po chwili.
Wyszliśmy z tej ciemnej uliczki i skierowaliśmy się w prawo. Po jednej i drugiej stronie ulicy znajdowały się domy z pięknie zadbanymi ogródkami i rabatkami. Za chwilę je trochę przyozdobimy, pomyślałem odstawiając Axla o pomalowany na biało płot. A Rudzielec tylko się przez niego przechylił...
-Już myślałem że cie nigdy nie znajdę. - przytuliłem ją. Po chwili podniosłem jej brode i popatrzyłem jej głęboko w niespotykany dotąd kolor tęczówek, Szaro-niebiesko-zielony. No cóż Ona nie jest taka pierwsza lepsza.
-Nigdy już tak nie rób. Okej?
Też se moment wybrałem. Axl nie szczędził mi podkładu muzycznego.
-Dobrze- powiedziała. Pogłaskałem jej policzek. Sykneła z bólu.
-Kto cię...Kto cię uderzył- spytałem zaciskając ze złości zęby, i czując potrzebę wpierdolenia temu człowiekowi.
-Taki jeden chuj.- Spuściła wzrok.-Przypierdoliłam mu butelką...gdzieś tam leży.
Zaśmiałem się.- Chodziłaś kiedyś na boks? Mam się bać?
-Nie. Ty nie- przygryzła wargę. Przybliżyłem do niej twarz.
-Ty piłeś. - posumowała udając złą.
-Może trochę, z rozpaczy.
Popatrzyłem jej w oczy. Uśmiechnęła się zawstydzona. Trochę pod wpływem impulsu, trochę pod wpływem alkoholu nachyliłem się i pocałowałem ją. Czyli jednak Michael McKagan umie być cholernym romantykiem.
-Duff, cioto. Możesz mi pomóc? - krzyknął Axl przewieszony przez ogrodzenie. - Te jebane sztachety wbijają mi się w jaja.
Zaśmialiśmy się przytulając się do siebie.
-I co w tym kurwa śmiesznego? Że będę miał jajecznicę w portkach?
-Już idę nie denerwuj się. - pocałowałem Vic w czoło, a Axla postawiłem do pionu.
-Wracajmy już. - powiedziała ziewając. -Spać mi się chce.
-Podnieść cię?- Spytałem pokazując na plecy.
-A wiesz skorzystam. - i wskoczyła mi na barana. Axl odwrócił wzrok i powiedział
-Chodźcie szybciej, bo znowu będe rzygał.- czyżbym słyszał nutkę smutku w jego głosie? Pewnie mi się wydawało, w końcu to jest Axl Rose.
-Ciepłe masz plecy. Jednak na poduszkę to ty się nie nadajesz. Jesteś w chuj kościsty.- wymamrotała Vic.
-Komplement?
-Tak.- i objeła mnie mocniej rękami.

Vic.
Jezu, ale jestem zmęczona. Dosłownie padam na twarz. Najchętniej bym zasnęła, ale nie było takiej możliwości. Po pierwsze kości Duffa. Po drugie myśl, która nie dawała mi spokoju. Czy on wtedy, czy Axl próbował mnie przytulić? Poczułam rozpływające się gorąco po moim ciele na samą myśl o tym. Czemu się tak zachowuję? Przecież jest Duff...Kochana Żyrafa. On wspiera mnie, jest przy mnie, a Axl ten jebany cham...Przez niego jest to wszystko. Jednak nie potrafiłam go nienawidzić, no bo gdyby nie on...
Przypomniałam sobie ciepłe wargi Duffa, przed oczami miałam jego uśmiechniętą twarz. Hmm czyżby niedostępna dla wszystkich Veronica się zakochała? W chłopaku, któremu sięgała ledwo do ramion, i który był cholernie kościsty? Chyba tak...
-A tak w ogóle to wiecie jak wrócić?- spytałam wychylając się zza głowy Michaela.
-No tak...właściwie to nie.- No świetnie. Zgubiłam się w mieście, w którym mieszkam prawie dwanaście lat. W sumie... miałam jeden pomysł.
-Wiecie jak tu złapać taksówkę?- powiedziałam wyjmując ostrożnie portfel z mojej skrytki.

Mój "sejf" i w miarę dobra pamięć chłopaków nie zawiodły. Miły taksówkarz powiózł nas w okolice Hell House'u. Wysiedliśmy, zapłaciłam i ruszyliśmy w stronę domu. Mojego nowego domu. W pokoju siedział najebany już Steven jak zwykle mamrocząc coś do siebie i Slash popijający Night Traina i witający nas zdumionym spojrzeniem.
-O. Znalazłeś dwójkę.- powiedział nieco zniekształconym przez alkohol głosem.
-A tak mi się napatoczyli po drodze to wziąłem.- Uśmiechnął się do mnie i podał mi dłoń, którą uścisnęłam z ulgą, że już jestem wśród chłopaków. Axl oznajmił, że wychodzi.
-Wyjaśnie z nim coś, ok? - szepnełam do Duffa.
-Ale wracaj szybko.
I wybiegłam za Axlem. Na niebie niedługo zawita słońce i coś czuje, ze raczej go nie zobaczę. Od zmęczenia zamykały mi się oczy.
-Axl poczekaj. - krzyknęłam za nim. Odwrócił się niechętnie.
-Co?
-Boli cie jeszcze? - spytałam podchodząc do niego ostrożnie. Obserwował każdy mój krok.
-No trochę. - Z nosa nadal sączyła mu się krew. Wytarł ją rękawem swojej kurtki. Stałam chwilę speszona. Po chwili zaczęliśmy mówić jednocześnie. Roześmieliśmy się, atmosfera się trochę rozluźniła.
-Mów pierwsza.- rzucił z uśmiechem. Czy wspominałam kiedyś że ma boski uśmiech? Dosłownie śmiały mu się oczy.
-No to tak..- pierwszy raz zapomniałam zupełnie co mam powiedzieć i gapiąc się jeszcze jak debilka na jego oczy, szybko próbowałam coś wymyślić. Oczywiście moja kreatywność przerosła wszelkie oczekiwania.
-Co tam u ciebie? - patrząc na jego zaskoczoną tą błyskotliwą wypowiedzią twarz zanuciłam - Burak zasłania mi twarz...
-Co?- wybuchnął śmiechem.- A u mnie bardzo dobrze a u pani?
-No właściwie to też.
-Tylko nie zacznijcie się tutaj rozmnażać, nie chcę już zostać wujkiem.- powiedział z ironią w głosie Izzy.
-Spierdalaj Iz. - odparł Axl.
-A ty uważaj na niego, on potrafi powiedzieć czasem coś w chuj chamskiego - zwrócił się do mnie lustrując mnie wzrokiem.
-Nie martw się, wszystko pod kontrolą Jakby co to sama mu wpierdolę. Mam w tym już trochę wprawy. - zaśmiałam się.

Axl.
Szczerze powiedziawszy Izzy był strasznie wkurwiający. Co prawda był moim przyjacielem i kochałem go jak brata, ale czasami miałem ochotę mu przypierdolić. No cóż nie oszukujmy się, on zawsze był szczery, ale no kurwa tak się komuś wpierdalać w rozmowę?
-Izzy zobacz czy cię kurwa w domu nie ma.- rzuciłem zdenerwowany.
-Ojść. Mocno zabolało?- uśmiechnął się kpiąco Stradlin. Spojrzałem w jego brązowe oczy, źrenice ledwo zauważalne..A on zawsze jak się naćpał pierdolił co mu tylko ślina na język przyniesie.
-Trochę. Może ty już...
-O! Mój kochany Izzy. - wybiegł z otwartych drzwi Duff i rzucił się Izziemu w ramiona. Nie dadzą nam w spokoju porozmawiać.
-Może kiedy indziej.- usłyszałem szept Vic. Uśmiechała się do mnie porozumiewająco.
-Nica, kochanie moje nie za zimno ci tak stać bez spodni.- krzyknął Michael biorąc ja na ręcę.
-A co chcesz mnie rozgrzać? - spytała zanosząc się śmiechem.
-Naszła mnie dzisiaj ochota, żeby obrabować bank.- śmiejąc się całował ją po szyi. Ona nic nie mówiąc wtuliła się w niego.
-Może chcesz zakupić gumkę?- spytał Iz tonem uczciwego sprzedawcy kondomów.-Wspaniała, nieprzemakalna. Odporna na wode i ogień. Wytrzymuje w temperaturach od 20 do 300 stopni jakbyście się mocno rozgrzali. Świetnie nadaje sie też..
-Dobra wystarczy już tego.- zastopowała go Veronica tarzając się ze śmiechu po trawie. Oczywiście z Michaelem.
-A masz coś, żeby się najebać?- traciłem coraz szybciej humor, patrząc na to wszystko..
-Nadmuchaj se kondoma i wsadź na łeb. Skuteczność gwarantowana.
-Nie dzięki, to ja już pójdę.
Odwróciłem się szybko i nie zatrzymywany przez nikogo uciekłem z "posesji" w uszach wciąż rozbrzmiewał mi jej śmiech. A przed oczami miałem widok jej i Duffa, całujących się i tarzających ze śmiechu po trawie.

Vic.
No i znowu mi skubany uciekł. Tak na prawde jak się nie wkurza, to jest bardzo miły i da się z nim normalnie porozmawiać. No i ma takie śliczne hipnotyzujące, zielone oczy.. Co ty dziewczyno gadasz? Masz Duffa, a właśnie..
-Kochanie to jak? Kupujemy?- spytał mnie Mich.
-Nici z seksu nic nie piłam. - Co ja kurwa pieprze? Alkohol nie jest mi potrzebny, żeby wygadywać głupoty. To debilstwo wrodzone, po matce..
-To ja ci coś za chwilę przyniose.
-Nie dzięki.- straciłam humor i ochote na żarty.
-Ej co się kurwa stało? - spytał marszcząc uroczo brwi.
-To ja skocze po towar. Kłaniam się nisko i polecam na przyszłość. - krzyczał Izzy na cały ryj idąc w stronę domu.
-Nic.- Wsłuchiwałam się w noc. Daleki szum przejeżdżających samochodów, jakby ktoś przekładał kartki książki i otwierał je na nowym rozdziale mojego życia.
-Przecież widze kotek. - powiedział kładąc się na plecach na trawie i wbijając swój wzrok w powoli jaśniejące niebo nad nami. Poszłam za jego przykładem układając głowę na jego klatce piersiowej.
-Przytłacza mnie to wszystko.- westchnełam.
-Wiesz, że nie masz się o co martwić, jestem tutaj.- odpowiedział rysując palcem jakieś wzory na moich plecach.
-Dzięki, ze moge na ciebie liczyć.
-Na tym to polega co nie?
-No tak..Spać mi się chce- stwierdziłam po chwili, czując ciążące mi coraz bardziej powieki.
-To śpij.- wymruczał mi cicho do ucha..
-Tak tutaj?- oparłam się na łokciach  i patrzyłam mu prosto w oczy. Moje kłaki spadły mu na twarz, odgarnął je z uśmiechem. Schyliłam się powoli, widząc, że on bacznie mnie obserwuje czekając niecierpliwie na kolejny ruch.
-Mogę? - spytałam uśmiechając się, i drocząc z nim.
-Na to czekam.- odpowiedział z powagą. Ręcę wplotłam w jego włosy.i nachyliłam się. Wpił się w moje wargi, aż poczułam cudowne zawroty głowy. Opadłam na niego, w pełni poddając się jego woli i niecnym planom. Całował mnie łapczywie, aż zabrakło mi powietrza. Oderwałam się od niego i wydyszałam.
-Zamierzasz mnie zjeść?
-Chętnie. - I pocałował mnie znowu.
Gładził mnie po plecach i po moich gołych nogach. Ja też nie pozostawałam dłużna. Cieszyłam się, że mam kogoś przy sobie, w tak trudnym dla mnie czasie. Czułam się bezpiecznie. Chociaż raz.

poniedziałek, 8 lipca 2013

2.

 Vic.
  Przebudziłam się słysząc jakiś hałas na zewnątrz. Poczułam czyjeś ręce, obejmujące mnie w talii. Powiodłam po nich wzrokiem szukając właściciela. To Duff. Próbowałam się uwolnić, ale tak zaplótł swoje łapska, że nie byłam w stanie. Podszczypnełam go lekko. Poruszył się dając mi większą swobodę ruchów. Wyrwałam się, i poczułam tępy ból głowy, jakby coś wżynało mi sie w czaszke, no tak kac- podsumowałam trzymając się rękami za głowę. Mogłam się tego spodziewać.
Sunąc leniwie nogami wyruszyłam na poszukiwanie łazienki. Wyszłam z głównego pomieszczenia, w którym przesiadywaliśmy i poczłapałam do drugiego - mniejszego. W środku nic właściwie nie było, zupełna pustka.
Troche śmieci, dziura w dachu. Jak można tu było mieszkać? Przecież to jest zwykła ruina... Zrobiło mi sie szkoda chłopaków, nawet tego dupka Axla. Pod tą nieszczęsną dziurą w dachu stało wiadro z wodą, zapewne deszczówka. Szybko zdjełam ubranie i w samej bieliźnie wylałam na siebie połowe jego zawartości. Strumień zimnej wody uderzył w moją skórę, o mały włos a bym krzykneła. Zimna woda jednak pomogła i poczułam się troche lepiej. Chwilkę stałam tam trzęsąc się z zimna, czułam jak strugi wody spływają po mnie.
 Włożyłam koszulkę, w której byłam poprzednio, była dosyć długa więc darowałam sobie spodnie. Od razu przykleiła się do mojego mokrego ciała, a na materiale pojawiły się prawie niezauważalne plamy. I wróciłam do "salonu" w bieliźnie, bluzce i trampkach, pod pachą dzierżąc spodnie.
-Czy wy naprawdę kurwa nie macie nic do jedzenia?
Czemu ja nie założyłam tych spodni !? Oczywiście trafiłam na wielkie zebranie. Axl i jego kpiący uśmieszek, Slash, Izzy, ledwo żywy Steven i Żyrafa, który zawiesił na mnie wzrok i długo się przyglądał z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zarumieniłam się i stałam tam chwilę czując na sobie wzrok wszystkich. Cisze przerwał Slash- To może ja coś zamówię?
-Nie kurwa, będzie normalne śniadanie. - Na małej karteczce z etykietki po Night Trainie napisałam mu liste zakupów i kazałam mu jechać do sklepu.
-Jest jeden problem- wyjąkał Slash, zerknełam na niego zaskoczona.
-Jaki?
-Nie mam kasy.- powiedział. - A wy?- spytał się chłopaków wychylając się za mnie. A oni zaczeli przeszukiwać kieszenie.
-Ym, nic pusto.
-Jak wy tu żyjecie? O Boże. - przerwałam na chwilę. Nie widząc jednak żadnej reakcji z ich strony dodałam- Dobra poczekaj, może mam coś w samochodzie.
Wyszłam na zewnątrz. Mimo czerwca powietrze było chłodne i napierało na mnie z ogromną mocą. Poczułam gęsią skórkę na rękach i moich nieokrytych nogach. Samochód stał zaparkowany, a w stacyjce były włożone kluczyki. Odbiło coś Slashowi? Cud, że go nikt nie ukradł. Wsiadłam na miejsce pasażera i zaczełam grzebać w schowku. Znalazłam swój portfel, a w środku dość dużą sume pieniędzy- zbieram.. zbierałam na gitarę. Teraz z ciężkim sercem wyjełam kilka papierków i po dokładnym zamknięciu samochodu, schowaniu portfela do stanika ( najlepszy schowek pod słońcem) wróciłam do domu, wręczyłam Saulowi kasę i wysłałam go do sklepu.
 Tymczasem usiadłam obok żyrafy i spytałam z lekkim uśmieszkiem.
-Ty zawsze obłapujesz ludzi w czasie snu?- Zawstydził sie. A Axl wstał i oznajmił, że musi iść. Wyszedł trzaskając drzwiami.
-Gdzie Ag?
-Nie wiem, nie było jej już jak się obudziłem.- Poinformował Duff przeczesując palcami swoje blond włosy.
Zabije ją. Zostawiła mnie samą w domu pełnym facetów. Co ona wyobraźni nie ma? Nie żartuje, chłopaki byli spoko. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę w trójkę ( Ja, Izzy i Duff), bo skacowany Steven po prostu zasnął . Jednak kiedy wrócił Slash z wielką torbą zakupów, wszyscy usiedli wokół " deski" (Axla jak nie było, tak nie było) i bacznie obserwowali co ja tam robie. Każdemu wręczyłam do ręki kanapkę, a na papierowej torbie po zakupach ułożyłam pozostałe. Tak się na nie rzucili, że zdążyłam uratować tylko jedną. Po prowizorycznym śniadaniu grzecznie podziękowali i znowu rozsiedli się na swoich miejscach, gadając o jakiś pierdołach. Ja natomiast posprzątałam po śniadaniu i wziełam się za ten chlew w "domu", bo już nie mogłam na niego patrzeć. Wrzucałam śmieci do wielkiego czarnego worka, A oni siedzieli jak trusie.
-Do roboty się kurwa weźcie.
-Nie no daruj kobieto- jęknął Steven.
-Tobie tak, ostatni raz. Ale reszcie nie. Co to to nie. Sprzątaczką nie jestem.
-Ale nam to nie przeszkadza...
-A nie to nie. - I wypieprzyłam wszystko z powrotem. Chwyciłam swoje rzeczy i wyszłam żegnając się.

Czułam, że teraz nie będzie tak kolorowo. Wsiadłam do samochodu rzucając swoje rzeczy na tylne siedzenie i głęboko odetchnełam. Oj Veronica przygotuj się na konfrontacje z mamą. Siedziałam jeszcze chwilę w aucie, układając w głowie scenariusz, szukając jakiegoś klucza, dzięki któremu rozmowa będzie w miarę normalna. Niestety, z moją mamą nie da się rozmawiać. I co z tego, że mam już siedemnaście lat, a za trzy dni skończe osiemnastkę. Co z tego, że jestem prawie dorosła, z moją mamą w kwestii wracania do domu, jak i innych nie mniej ważnych nie da się rozmawiać. Zajechałam jeszcze do sklepu w którym pracuje mój kolega, po fajki. Zapaliłam papierosa, zaciągnełam sie mocno i powoli podjechałam pod dom. Wysiadłam i szybko zgasiłam go swoim trampkiem. Kiedy poczułam chłodny wiatr smagający mnie po nogach, wiedziałam, że mama nie będzie chciała słuchać moich wyjaśnień, dlaczego to niby wracam do omu bez spodni. Wkopałaś się Vic i to wykurwiście głęboko.
 Powoli weszłam do domu. Oczywiście na przeciwko wejścia stała Matka- komitet powitalny.
-Miło mi, że zechciałaś mnie dziś zaszczycić swoim towarzystwem. - przywitała mnie chłodnym tonem, patrząc mi się prosto w oczy.
-Czego ty chcesz?
-Nie tym tonem- odparła spokojnie. Wkurwiałam się, jak tak stała zupełnie spokojnie i ona jak nabardziej o tym wiedziała.
-A jakim szanowna pani?- trzeba to wziąć na klatę. Krzycząc i wrzeszcząc niczego nie osiągne. Wiem to, za długo ją znam.
-Gdzie byłaś?
-Na koncercie, przecież ci wczoraj mówiłam
-Czyżby- popatrzyła  się na moje gołe nogi. To jej opanowanie, ten jej spokojny ton.. Wiedziałam o czym pomyślała zerkając na moje nogi, mówiły to jej oczy.
-Nie musisz wszystkiego wiedzieć- odpowiedziałam zaciskając zęby.
-Póki mieszkasz w moim domu mam prawo wiedzieć.
-Nie masz!- krzyknełam.
-No to sie wyprowadź to nie będe miała.
-A wiesz, że tak kurwa zrobie?- Wbiegłam szybko po schodach, wpadłam do swojego pokoju. Wyjełam z szafy walizkę i jednym ruchem wrzuciłam do niej wszystkie swoje ciuchy. Wybiegłam z domu krzycząc jeszcze do zaskoczonej matki, która stała jeszcze przy drzwiach patrząc się na mnie nieobecnym wzrokiem.
-Dlaczego to tata zginął, a nie ty!
Wpadłam do samochodu, położyłam głowę na kierownicy i zaniosłam się płaczem. Wspomnienia co chwilę powracały, nie dając szansy się uspokoić. Wyprowadziłam się z domu, gdzie ja teraz pójde. Czułam, że coś się skończyło, wraz z podjętą decyzją, że już nie jestem dzieckiem.  Jadąc powoli autem po ulicach Miasta Aniołów myślałam o mamie. Odkąd pamiętam często sie kłóciłyśmy. Byłam na nią wściekła, bo odkryłam coś, czego nigdy nie powiedział tacie, żałuje tego wtedy przekonały się jaka jest matka. Zdradzała go, zdradzała takiego wspaniałego człowieka jakim był tata. Wiele razy zastanawiałam sie, czy mu o tym powiedzieć ale patrząc na to jak ją kocha, nie miałam serca. Mój tatuś, mój kochany tatuś. Zajechałam pod dom Ag, pociągnełam nosem i zadzwoniłam do drzwi, nikt nie otwierał. A no tak, pojechała z rodzicami do babci do Seattle. I gdzie ja teraz pójde?
-Wiem. Hell House. - i wciąż jeszcze płacząc podjechałam pod dom, wysiadłam i zapukałam do drzwi.
Otworzył mi Axl. No tak gorzej nie mogłam trafić.

Axl.
Przyjechała jakaś taka zaryczana w tej samej koszulce co była rano. Rano kiedy dowiedziałem się, że spała przytulona z Michaelem.
-Jest Slash? - spytała pociągając nosem. Palce splotła, a wzrok wbiła w czubki butów. Wyglądała tak niewinnie...
-Nie nikogo nie ma. Czego chcesz?
-Bo ja...- i zaczeła płakać. Łzy żłobiły w jej policzku nie pierwszy i nie ostatni raz w tym dniu. Płakała a ja stałem jak debil i patrzyłem, i miałem coraz większą ochotę przytulić ją, żeby tylko przestała. Podszedłem do niej i położywszy rękę na jej ramieniu spytałem z tą troską w głosie, której za chuja nie mogłem ukryć.
-Ej. Co się stało?- Jednak nie zdążyła nic powiedzieć, bo napatoczył się ten dupek Duff.
Kurwa.

Vic.
Czyżbym słyszała troskę w głosie tego zarozumiałego debila? Chyba tak, chyba się trochę zainteresował. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo usłyszałam głos Michaela. Zauważył mnie i to w jakim byłam stanie i podbiegł szybko mało nie wyjebując się na leżącej na trawie butelce.
-Veronica, co się kurwa stało? - spytał przyciągając mnie do siebie- Chodź opowiesz mi.
Axl minął nas, burknął coś tylko i poszedł w stronę miasta. Duff zamknął drzwi i podążyliśmy w stronę "salonu".
-No mów co się stało.- powiedział sadzając mnie na swoich kolanach.
Więc cały czas płacząc i pociągając nosem ( dziwne że ze mną wytrzymał to było na prawde obrzydliwe ) opowiedziałam mu o tacie, o wszystkich chwilach z nim, i bez niego, o wypadku, o mamie i jej zdradach, kłamstwach udawaniu, o mojej wyprowadzce- czyli generalnie o całym moim życiu. A on patrzył się na mnie z troską i gładził moje plecy. Kiedy skończyłam przytulił mnie do siebie i powiedział, że mogę zamieszkać z nimi, że się mną zaopiekuje, i że zawsze mogę na niego liczyć. Pocieszał mnie jeszcze i mówił,że będzie dobrze, a potem po prostu siedziałam przytulona do jego piersi. Słyszałam bicie jego serca, powoli zasypiałam...
-Czekaj chwilę, musze się odlać. Za chwilę wróce.- rzucił do mnie puszczając mi oko. Rozbroił mnie tym. Zaczełam  cicho chichotać. Kiedy wrócił czarne myśli zdążyły już powrócić. Znowu usadził mnie na swoich kolanach, a ja ukołysana przez przyjemny stukot jego serca zasnełam.

Obudziłam się przez głośny rechot.
-Kurwa Slash, zamknij się. Nie widzisz, że Veronica śpi? - szepnął poirytowany pan McKagan.
-Już nie- mruknełam cicho, cała zdrętwiała.
-Lepiej się czujesz?- spytał Duff.
I wtedy wszystko wyrżneło mi w mózg i łzy na nowo zaczeły spływać po policzkach.
-Kurwa przepraszam, nie chciałem.- przytulił mnie mocniej. Rechot umilkł.
-Ej co się do chuja pana stało?
-Później Saul, później.
-Ale...
-Nie ma "ale" tylko leć do sklepu po coś do jedzenia. Tym razem to ja jestem szefem kuchni.- uśmiechnął się do mnie Duff.
-Rewanż? - Spytałam wyjmując ze stanika portfel, co spotkało się z zaciekawionym wzrokiem obserwujących. Podałam Saulowi kilka dolców.- Już koniec przedstawienia.
-Fajną masz skrytkę. - powiedział szczerząc zęby Michael. Zaśmiałam się. - A w majtkach co trzymasz?
- A to już moja sprawa. A co chcesz mnie okraść?
-Może tak, może nie...-zamyślił się -Może chyba na pewno tak. - Uśmiechnięta pogroziłam mu palcem.
- O ty niedobry.- i wybuchnęliśmy śmiechem.
Cwaniak potrafił poprawić mi humor..

Patrzyłam na niego jak walczył z chlebem. Zaciął się przy tym nożem, a krew skapywała na drewnianą deskę, którą od dziś można było oficjalnie nazwać kuchnią.
-Kurwa mać.
Zaśmiałam się.- Macie tu jakąś apteczkę?
-Powinna gdzieś tu być...- powiedział lekko zawstydzony. Ogarnełam wzrokiem cały pokój i kiedy przerzucałam tony ubrań i  śmieci powiedziałam do niego.
-Przemyj to sobie zimną wodą, tylko proszę nie ujeb krwią całego "domu" nie mam ochoty na sprzątanie.
Ledwo znalazłam apteczkę, a jej wyposażenie pozostawiało wiele do życzenia, jednak znalazłam potrzebne mi rzeczy i kładąc ją w miarę widocznym miejscu wróciłam do niego. Duff siedział jak mu kazałam z dłonią w wiadrze, uśmiechając się na mój widok.
-Dobra dawaj tego palucha.
Po opatrzeniu rany pomogłam mu w przygotowaniu jedzenia, cały czas się śmieliśmy opowiadając trochę o sobie. Dowiedziałam się, że Michael mieszkał w Seattle.
-Na prawde? Też tam kiedyś mieszkałam, kiedy po moich narodzinach przyjechaliśmy z Polski, kiedy tata jeszcze żył..- powiedziałam spuszczając wzrok.
-Ej nie płacz więcej. Chłopaki się wkurwią jak podamy im rozklejone kanapki.
Mimo woli zaśmiałam się. Zawtórował mi wesoło.

Przygotowane żarcie stało dumnie na naszej "małej kuchni"-jedynej rzeczy w pokoju oprócz śmieci i ubrań.
-Co to Duffi kuchareczko?- spytał nawalony już Steven.
-Kanapek w życiu nie widziałeś?  - A Popcorn usiadł na podłodze i zaczął mamrotać coś do siebie.
-Biedaczku tak się musisz męczyć, żeby ją zaliczyć?- szepnął niewiele ciszej Axl do Michaela, a on stanął jak wryty.
-Ale..ale ja, ja wcale nie chce.- Jąkał się zupełnie zaskoczony.
-A ty- zwrócił się do mnie - nie powinnaś grzać dupy w domu? Tatuś i mamusia pewnie się już o ciebie martwią.
Stałam jak skamieniała czując piekące mnie pod powiekami łzy.
"tatuś,
"mamusia",
"martwią się"
Boże co za jebany cham. Co za dupek. Miałam ochotę zajebać mu w tę mordę, zmieść mu z niej ten cwaniacki uśmieszek. Nie zrobiłam tego. Po prostu wybiegłam...

Duff.
-Ty rudy chuju, nigdy nie umiesz się opanować? Co ona ci zrobiła? - warknąłem do zdezorientowanego Axla.
-Ale ja tylko...- Izzy i Steven ( wprawdzie on z trudem) wbili w niego wzrok. Ja zresztą też. Kurwa co za dupek.
-Slash, weź mu to wytłumacz, a ja jej poszukam.
Rzuciłem te kanapki gdzieś w cholerę i pobiegłem jej szukać. Czy ten Axl nigdy nie umie się opanować? Zdenerwowany przemierzałem uliczki, coraz głębiej zapuszczając się w miasto. Zajrzałem też do kilku klubów, w których przysiadłem na małego drinka. Nogi właziły mi w dupę, ale nadal chodziłem, nie mogłem jej zostawić na noc na pastwę tego miasta. Te miasto było niewybaczalne.
-Moja mała Vic, gdzie ty jesteś?- Wyszeptałem patrząc się na niebo, na którym nie było ani jednej gwiazdy...
___________________________________________________________________________________
Dzięki za 60 wejść :3 Przepraszam za ewentualne błędy i proszę o szczerą ocenę. Pozostawcie komentarz, znak że mam dla kogo pisać -.^

piątek, 5 lipca 2013

1.

-Czy ty się kurwa musisz zawsze spóźniać?- Krzyknęłam do koleżanki, która chybotliwie podążała pełnym ludzi chodnikiem. Wina obcasów, choć alkohol też wchodził w grę- Agnes lubi sobie wypić.
-I co się do jasnej cholery drzesz. Przecież idę.- Odparła wsiadając do samochodu.
-Kurwa upieprzyłam sobie spodnie.- Siedząc już w samochodzie oceniała rozmiary "plamy" i miotała krótkie przekleństwa.
-A co mnie obchodzą twoje spodnie. Koncert się za chwilę zacznie.
-Kobieto nie rób sobie nadziei, pewnie będzie takie gówno jak zwykle.- Zamyśliła sie chwilę- Masz coś mocniejszego?
-Gdzieś z tyłu mam jeszcze dwie butelki Danielsa.
Agnes powoli podniosła sie z siedzenia i "wtarabaniła" się między siedzenia, a ja tymczasem odpaliłam samochód. Powoli ruszyłam osiągając coraz większą prędkość. Agnes gwałtownie się odwróciła ściskając dwie butelki w rękach.
-Nie popsułam sobie fryzury? - Spojrzałam na nią. Blond i natapirowane jak zwykle. Miała na sobie zwykłą czarną bluzkę z Mistifits, jeansy i jej ukochane ciężkie buty. Skórzana, czarna ramoneska okrywała jej opalone ramiona. Ja natomiast byłam blada jak ściana. Miałam kasztanowe włosy układające się w lekkie fale ( no cóż nie oszukujmy się, moich włosów nie dało sie natapirować) Ubrana w koszulkę z logo led zeppelin, jeansy, czerwone conversy i podobną kurtkę jak Ag odpowiedziałam skręcając ostro w lewo.
-Nie, a co będzie tam ktoś wart uwagi?
-Może tak, może nie...- Powiedziała tajemniczym głosem Agnes.
-Nie wkurwiaj  mnie, wiesz co daj mi tego Danielsa.
-Ale ty prowadzisz. -popatrzyła na mnie zaskoczona.
-No i co, ty nigdy nie łamałaś prawa świętoszku?- Kpiącym wzrokiem patrzyłam sie na nią czekając na odpowiedź.
-Ciocia Vic się nam buntuje? - spytała podając butelkę.
-No a jak- I pociągnęłam spory łyk.

Wysiadłyśmy pod obskurnym klubem, niczym nie wyróżniającym sie od pozostałych na Sunset Strip. Ze środka wydobywały sie krótkie akordy, zwiastujące niedługo zaczynający sie koncert. Wysiadłam zamknęłam samochód, a kluczyki wrzuciłam do kieszeni. W głowie czułam lekki szum, po Danielsie ( opróżniłam prawie całą butelkę).
Tłok przy wejściu powoli sie zmniejszał, popychając sie i przeklinając "wpływał" do środka.
-Chodź - pociągneła mnie za ręke Agnes- Musimy być pod samą sceną.
-A po chuja- spytałam obijając sie o jakiś ludzi.
-Coś czuje, że ten koncert będzie niezły.- puściła mi oko.
Kiedy jakimś cudem dopchnełyśmy się jak najbliżej, zaczełam obserwować przygotowujący sie zespół.
Pięciu chłopaków, wyglądających całkiem inaczej, niż dotąd widziałam, różniących sie od siebie, ale tworzących jedną całość, co było czuć. Wysoki blondyn rozmawiał z niskim, który co raz pałeczkami postukiwał w stojącą przed nim perkusje, trzeci stojący troche z boku i strojący gitarę, niewysoki z czarnymi włosami i przenikliwym wzrokiem taksował spojrzeniem stojący przed sceną tłum. Natomiast dwaj pozostali- Rudzielec z bandamką i mulat z burzą czarnych loczków opadających mu na twarz i zasłaniających mu ją,z nasadzonym na nie cylindrem, siedzieli na schodkach sceny i zawzięcie o czymś dyskutowali.
Po chwili wszyscy wkroczyli na scene ustawili się i zaczęli grać.
Muzyka była świetna, już nie mówiąc o energii występujących. Rudzielec latał po scenie, w ogóle sie nie męcząc i bosko chrypiąc, gitarzyści- wysoki blondyn i mulat też dawali niezłego czadu. Nagle Agnes wyjeła z kieszeni kurtki swój stanik i wiszcząc wrzuciła na scenę. Na twarzach występujących pojawiły sie uśmieszki.
-Co ty kurwa wyprawiasz?- Spytałam próbując przekrzyczeć muzykę jak i drący sie tłum. Popukałam sie jeszcze w czoło i niewiele myśląc wskoczyłam na scenę, wzięłam stanik i zlazłam. Po powrocie wsadziłam go zaskoczonej Agnes na ten jej głupi łeb.
-Nie wydurniaj sie.
W tle usłyszałam lekko zachrypnięty śmiech. To ten rudzielec. Pozdrowiłam go środkowym palcem. On tylko się uśmiechnął i wrócił do śpiewania. Lekko jeszcze  w szoku powoli poddałam sie muzyce.

Wychodziłyśmy po skończonym koncercie. Nie nie wychodziłyśmy, byłyśmy niesione przez tłum. Czułam lekki niedosyt, trzeba częściej wpadać na ich koncerty. Kiedy zrobiło sie trochą luźniej usłyszałam głos Ag.
-Ale sie dzisiaj wydurniłaś.
-Przymknij sie.
Wsiadłam do samochodu i próbowałam odpalić.
Próbowałam.
-Kurwa!- walnęłam w kierownice otwartą dłonią, a odgłos klaksony wystraszył stojących jeszcze przed klubem ludzi, którzy zaczęli mi wyklinać. Pokazałam im odpowiedni do sytuacji gest, chwyciłam butelką z pozostałościami po trunku, wysiadłam  z samochodu i ruszyłam w stronę maski. Podniosłam ją i oparta łokciami o krawędź samochodu, popijając alkohol  patrzyłam jak wylatuje stamtąd siwy dym.
Gdzieś za sobą usłyszałam głośny gwizd i słowa "no no no", podniosłam gwałtownie głowe i uderzyłam nią o maskę.
-Cholera. - Krzyknęłam odwracając sie w stronę z której najprawdopodobniej dobiegł gwizd.
Ujrzałam czarny samochód z opuszczoną szybą w której ukazała sie twarz mulata a na niej cwaniacki uśmiech.
-Może panienki podwieźć?
No tak, po tym jak wyszłam na idiotkę mam jeszcze z nim jechać? Oczywiście, że...
-Tak, chętnie.- powiedziała za mnie Ag.
-Poradzimy sobie.
-Czyżby?- spytał rozmówca.
-Tak.
Rozmowę przerwał dźwięk uruchamianych silników, i po chwili inne samochody wyjeżdżały spod klubu.
-Ciao Slash. - Pisk opon i po chwili zniknęli za rogiem. A Agnes już pakowała dupe do auta.
-Gdzie ty sie do jasnej cholery wybierasz?
-No jadę z nim.
-A ty go chociaż znasz?
-A muszę?- Zaśmiała się.
-To wsiadasz czy nie? - spytał lekko już zniecierpliwiony Slash.
-No dobra- powiedziałam zrezygnowana.- A co z moim autem?
-Sie nie przejmuj.
Wsiadłam obok Agnes do samochodu. W środku niemiłosiernie śmierdziało fajkami. A właśnie..
-Masz papierosa?
-Mam, mam- Podał mi paczkę i zapalniczkę i obdarzył uśmiechem.
Otworzyłam okno odpaliłam sobie jednego, zaciągnęłam się i z papierosem w ustach spytałam- A gdzie ty nas w ogóle wieziesz?
-Do miejsca w którym pomieszkujemy.- Pomieszkujemy? O robi sie ciekawie...-HellHouse, słyszałaś?
Alkohol zmącił mózg, nie potrafiłam sobie przypomnieć. - Coś tam tak.
Slash prowadził szybko, ale samochód był na tyle dobry, że się tego nie wyczuwało. Pogawędka Ag i Slasha sprzyjała temu że powoli zapadałam w sen... Z otępienia wyrwał mnie głos mulata.
-A ty szalona jak masz na imię?
-Veronica, ale mów mi Vic.- W sumie był całkiem miły. Podwiózł nas, dał fajki...
-Veronica, wyjebiste imię.
-Nie powiedziałabym. Slash jest o wiele lepsze. - odparłam wypijając ostatnie krople Danielsa.
-Slash to tylko przezwisko. Tak na prawde nazywam się Saul .
-Puste.-Stwierdziłam ze smutkiem i wywaliłam butelkę przez okno. Usłyszałam tylko głuchy brzęk rozbijającego się na ulicy szkła.
-Kobieto nie chce mieć na karku glin.- Powiedział skręcając gwałtownie.
-Oj przepraszam. - i zaniosłam się niekontrolowanym śmiechem.
Slash zaparkował przed straszną ruderą, dziwiłam się, że to się jeszcze nie rozpadło...
Widocznie mieszkał z zespołem, bo pod domem stały zaparkowane tamte samochody, które wyjeżdżały wtedy spod klubu, a w środku paliło się światło.
-Witajcie w HellHouse.
I poprowadził nas w stronę drzwi.

Weszliśmy i od razu dopadł mnie zapach papierosów i alkoholu. Powietrze było aż ciężkie od papierosowego dymu. Przeszliśmy przez pomieszczenie, które kiedyś było zapewne holem, teraz przypominało istny burdel. Opakowania walały się wszędzie, po alkoholu, po  papierosach i po jedzeniu na wynos.
-Lekki tu bałagan.- podsumował Slash.
Weszliśmy do następnego trochę większego pomieszczenia. Nie było tam prawie w ogóle mebli podłoga była zawalona ubraniami i jakimiś śmieciami. Na jedynej desce rozłożył się pan Żyrafa z papierosem w jednej dłoni, a butelką w drugiej. Na małym drewnianym stołku siedział Rudy, o dziwo bez zaopatrzenia. Natomiast  koło Żyrafy na podłodze leżał całkiem wstawiony niski blondyn pomrukując coś pod nosem. A czarnego nie było wcale.
-No no no Slash kogo ty nam tutaj sprowadził? -Spytał kpiącym głosem Rudy.
-Koleżanki- odpowiedział zapytany. - To jest Agnes, a to- tu wskazał na mnie- Veronica.
-Mówiłam, żebyś mówił mi Vic.
-Jak wolisz. Tam rozłożył sie Duff. Ten Rudzielec to Axl. Te zwłoki pod nogami to Steven, nie przejmuj sie nim on tak zawsze. Izziego gdzieś wywiało, pewnie ma klientów.
Przez chwile stałyśmy w drzwiach, bo nie było gdzie usiąść, a nikt chyba nie miał zamiaru nam ustąpić.
-Duff weź kurwa zejdź, niech panienki sobie usiądą.- Zareagował Slash.
-Odpieprz sie.
-Jak cie kurwa grzecznie prosze, to ty zechciej mnie kurwa posłuchać i grzecznie zejść.
-Dobra, dobra. Powiedział Duff i zniknął w głębi domu. Razem z Agnes rozłożyłyśmy się tam a Slash przysiadł na krześle, które jakimś magicznym sposobem pojawiło się w pokoju.Dostałyśmy butelki i papieroska.
-Czy takie grzeczne dziewczynki nie powinny już spać? - Spytał nas Axl, kładąc nacisk na słowo "grzeczne" i uśmiechając się ironicznie.
-A co cie to kurwa obchodzi?- uniosłam sie. Popatrzył sie wrogo i wyszedł.
-Z Rudzielcem lepiej nie zadzierać- poinformował mnie dobry wujek Slash.- Szybko sie wkurza.

Całą noc siedzieliśmy, gadaliśmy, popijaliśmy, popalaliśmy. Ogólnie gadka się kleiła, dowiedziałyśmy się kilku rzeczy o chłopakach, i było całkiem fajnie. Slash później poszedł po moje auto. Zostałyśmy więc same z blondynami ( Michael zdążył już wrócić) , ale Steven się nie liczył, bo leżał jak martwy i się nie odzywał. Od czasu do czasu, obrócił się, czy coś szepnął. Cały czas nawijał Duff, co minute się mnie o coś pytał. Odpowiadałam życzliwie i z uśmiechem, ale w środku trochę byłam wkurwiona, bo ani łyknąć, ani zapalić.
Tak więc rzuciłam to wszystko w cholerę i zaangażowałam się w rozmowę. Slash długo nie wracał. Miałam nadzieje, że nie rozbijał się gdzieś moim autem. Po  chwili wyłączyłam się z rozmowy co spotkało się ze smutnym wzrokiem Michaela, ale wytłumaczyłam że jestem już lekko senna, co skwitował kiwnięciem głowy. Siedziałam tak i słuchałam jak rozmawiała z nim Ag. Cichy szmer rozmów powoli wysyłał mnie w kraine słów, aż w końcu urwał mi się film.
__________________________________________________________________________________
Proszę o komentarz i szczerą ocenę c:

Od Autorki


  Bo przecież autor powinien coś o sobie skrobnąć. Mam na imię Weronika stąd imię bohaterki. Mam 14 lat i bardzo  lubię słuchać Gunsów, dlatego wzięłam się za pisanie bloga. Zainspirowało mnie dużo osób, więc chodź bym chciała to ich tutaj nie wymienię. Przepraszam za jakiś taki wygląd, ale nie za bardzo się tu orientuje.
  Nowy blog, kolejny i pewnie najgorszy wśród tych "Gunsowych". Szczerze mówiąc ciekawi mnie, jak zareagowali by "tytułowi bohaterzy" jakby się o tym dowiedzieli.
  Mam nadzieję, że mój styl pisania, jak i cała historia przypadną wam do gustu. Przepraszam za błędy i być może jakieś niezgodności w wydarzeniach. A tymczasem zostawiam was z pierwszym rozdziałem.
Miłego czytania.