Vic.
Przebudziłam się słysząc jakiś hałas na zewnątrz. Poczułam czyjeś ręce, obejmujące mnie w talii. Powiodłam po nich wzrokiem szukając właściciela. To Duff. Próbowałam się uwolnić, ale tak zaplótł swoje łapska, że nie byłam w stanie. Podszczypnełam go lekko. Poruszył się dając mi większą swobodę ruchów. Wyrwałam się, i poczułam tępy ból głowy, jakby coś wżynało mi sie w czaszke, no tak kac- podsumowałam trzymając się rękami za głowę. Mogłam się tego spodziewać.
Sunąc leniwie nogami wyruszyłam na poszukiwanie łazienki. Wyszłam z głównego pomieszczenia, w którym przesiadywaliśmy i poczłapałam do drugiego - mniejszego. W środku nic właściwie nie było, zupełna pustka.
Troche śmieci, dziura w dachu. Jak można tu było mieszkać? Przecież to jest zwykła ruina... Zrobiło mi sie szkoda chłopaków, nawet tego dupka Axla. Pod tą nieszczęsną dziurą w dachu stało wiadro z wodą, zapewne deszczówka. Szybko zdjełam ubranie i w samej bieliźnie wylałam na siebie połowe jego zawartości. Strumień zimnej wody uderzył w moją skórę, o mały włos a bym krzykneła. Zimna woda jednak pomogła i poczułam się troche lepiej. Chwilkę stałam tam trzęsąc się z zimna, czułam jak strugi wody spływają po mnie.
Włożyłam koszulkę, w której byłam poprzednio, była dosyć długa więc darowałam sobie spodnie. Od razu przykleiła się do mojego mokrego ciała, a na materiale pojawiły się prawie niezauważalne plamy. I wróciłam do "salonu" w bieliźnie, bluzce i trampkach, pod pachą dzierżąc spodnie.
-Czy wy naprawdę kurwa nie macie nic do jedzenia?
Czemu ja nie założyłam tych spodni !? Oczywiście trafiłam na wielkie zebranie. Axl i jego kpiący uśmieszek, Slash, Izzy, ledwo żywy Steven i Żyrafa, który zawiesił na mnie wzrok i długo się przyglądał z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zarumieniłam się i stałam tam chwilę czując na sobie wzrok wszystkich. Cisze przerwał Slash- To może ja coś zamówię?
-Nie kurwa, będzie normalne śniadanie. - Na małej karteczce z etykietki po Night Trainie napisałam mu liste zakupów i kazałam mu jechać do sklepu.
-Jest jeden problem- wyjąkał Slash, zerknełam na niego zaskoczona.
-Jaki?
-Nie mam kasy.- powiedział. - A wy?- spytał się chłopaków wychylając się za mnie. A oni zaczeli przeszukiwać kieszenie.
-Ym, nic pusto.
-Jak wy tu żyjecie? O Boże. - przerwałam na chwilę. Nie widząc jednak żadnej reakcji z ich strony dodałam- Dobra poczekaj, może mam coś w samochodzie.
Wyszłam na zewnątrz. Mimo czerwca powietrze było chłodne i napierało na mnie z ogromną mocą. Poczułam gęsią skórkę na rękach i moich nieokrytych nogach. Samochód stał zaparkowany, a w stacyjce były włożone kluczyki. Odbiło coś Slashowi? Cud, że go nikt nie ukradł. Wsiadłam na miejsce pasażera i zaczełam grzebać w schowku. Znalazłam swój portfel, a w środku dość dużą sume pieniędzy- zbieram.. zbierałam na gitarę. Teraz z ciężkim sercem wyjełam kilka papierków i po dokładnym zamknięciu samochodu, schowaniu portfela do stanika ( najlepszy schowek pod słońcem) wróciłam do domu, wręczyłam Saulowi kasę i wysłałam go do sklepu.
Tymczasem usiadłam obok żyrafy i spytałam z lekkim uśmieszkiem.
-Ty zawsze obłapujesz ludzi w czasie snu?- Zawstydził sie. A Axl wstał i oznajmił, że musi iść. Wyszedł trzaskając drzwiami.
-Gdzie Ag?
-Nie wiem, nie było jej już jak się obudziłem.- Poinformował Duff przeczesując palcami swoje blond włosy.
Zabije ją. Zostawiła mnie samą w domu pełnym facetów. Co ona wyobraźni nie ma? Nie żartuje, chłopaki byli spoko. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę w trójkę ( Ja, Izzy i Duff), bo skacowany Steven po prostu zasnął . Jednak kiedy wrócił Slash z wielką torbą zakupów, wszyscy usiedli wokół " deski" (Axla jak nie było, tak nie było) i bacznie obserwowali co ja tam robie. Każdemu wręczyłam do ręki kanapkę, a na papierowej torbie po zakupach ułożyłam pozostałe. Tak się na nie rzucili, że zdążyłam uratować tylko jedną. Po prowizorycznym śniadaniu grzecznie podziękowali i znowu rozsiedli się na swoich miejscach, gadając o jakiś pierdołach. Ja natomiast posprzątałam po śniadaniu i wziełam się za ten chlew w "domu", bo już nie mogłam na niego patrzeć. Wrzucałam śmieci do wielkiego czarnego worka, A oni siedzieli jak trusie.
-Do roboty się kurwa weźcie.
-Nie no daruj kobieto- jęknął Steven.
-Tobie tak, ostatni raz. Ale reszcie nie. Co to to nie. Sprzątaczką nie jestem.
-Ale nam to nie przeszkadza...
-A nie to nie. - I wypieprzyłam wszystko z powrotem. Chwyciłam swoje rzeczy i wyszłam żegnając się.
Czułam, że teraz nie będzie tak kolorowo. Wsiadłam do samochodu rzucając swoje rzeczy na tylne siedzenie i głęboko odetchnełam. Oj Veronica przygotuj się na konfrontacje z mamą. Siedziałam jeszcze chwilę w aucie, układając w głowie scenariusz, szukając jakiegoś klucza, dzięki któremu rozmowa będzie w miarę normalna. Niestety, z moją mamą nie da się rozmawiać. I co z tego, że mam już siedemnaście lat, a za trzy dni skończe osiemnastkę. Co z tego, że jestem prawie dorosła, z moją mamą w kwestii wracania do domu, jak i innych nie mniej ważnych nie da się rozmawiać. Zajechałam jeszcze do sklepu w którym pracuje mój kolega, po fajki. Zapaliłam papierosa, zaciągnełam sie mocno i powoli podjechałam pod dom. Wysiadłam i szybko zgasiłam go swoim trampkiem. Kiedy poczułam chłodny wiatr smagający mnie po nogach, wiedziałam, że mama nie będzie chciała słuchać moich wyjaśnień, dlaczego to niby wracam do omu bez spodni. Wkopałaś się Vic i to wykurwiście głęboko.
Powoli weszłam do domu. Oczywiście na przeciwko wejścia stała Matka- komitet powitalny.
-Miło mi, że zechciałaś mnie dziś zaszczycić swoim towarzystwem. - przywitała mnie chłodnym tonem, patrząc mi się prosto w oczy.
-Czego ty chcesz?
-Nie tym tonem- odparła spokojnie. Wkurwiałam się, jak tak stała zupełnie spokojnie i ona jak nabardziej o tym wiedziała.
-A jakim szanowna pani?- trzeba to wziąć na klatę. Krzycząc i wrzeszcząc niczego nie osiągne. Wiem to, za długo ją znam.
-Gdzie byłaś?
-Na koncercie, przecież ci wczoraj mówiłam
-Czyżby- popatrzyła się na moje gołe nogi. To jej opanowanie, ten jej spokojny ton.. Wiedziałam o czym pomyślała zerkając na moje nogi, mówiły to jej oczy.
-Nie musisz wszystkiego wiedzieć- odpowiedziałam zaciskając zęby.
-Póki mieszkasz w moim domu mam prawo wiedzieć.
-Nie masz!- krzyknełam.
-No to sie wyprowadź to nie będe miała.
-A wiesz, że tak kurwa zrobie?- Wbiegłam szybko po schodach, wpadłam do swojego pokoju. Wyjełam z szafy walizkę i jednym ruchem wrzuciłam do niej wszystkie swoje ciuchy. Wybiegłam z domu krzycząc jeszcze do zaskoczonej matki, która stała jeszcze przy drzwiach patrząc się na mnie nieobecnym wzrokiem.
-Dlaczego to tata zginął, a nie ty!
Wpadłam do samochodu, położyłam głowę na kierownicy i zaniosłam się płaczem. Wspomnienia co chwilę powracały, nie dając szansy się uspokoić. Wyprowadziłam się z domu, gdzie ja teraz pójde. Czułam, że coś się skończyło, wraz z podjętą decyzją, że już nie jestem dzieckiem. Jadąc powoli autem po ulicach Miasta Aniołów myślałam o mamie. Odkąd pamiętam często sie kłóciłyśmy. Byłam na nią wściekła, bo odkryłam coś, czego nigdy nie powiedział tacie, żałuje tego wtedy przekonały się jaka jest matka. Zdradzała go, zdradzała takiego wspaniałego człowieka jakim był tata. Wiele razy zastanawiałam sie, czy mu o tym powiedzieć ale patrząc na to jak ją kocha, nie miałam serca. Mój tatuś, mój kochany tatuś. Zajechałam pod dom Ag, pociągnełam nosem i zadzwoniłam do drzwi, nikt nie otwierał. A no tak, pojechała z rodzicami do babci do Seattle. I gdzie ja teraz pójde?
-Wiem. Hell House. - i wciąż jeszcze płacząc podjechałam pod dom, wysiadłam i zapukałam do drzwi.
Otworzył mi Axl. No tak gorzej nie mogłam trafić.
Axl.
Przyjechała jakaś taka zaryczana w tej samej koszulce co była rano. Rano kiedy dowiedziałem się, że spała przytulona z Michaelem.
-Jest Slash? - spytała pociągając nosem. Palce splotła, a wzrok wbiła w czubki butów. Wyglądała tak niewinnie...
-Nie nikogo nie ma. Czego chcesz?
-Bo ja...- i zaczeła płakać. Łzy żłobiły w jej policzku nie pierwszy i nie ostatni raz w tym dniu. Płakała a ja stałem jak debil i patrzyłem, i miałem coraz większą ochotę przytulić ją, żeby tylko przestała. Podszedłem do niej i położywszy rękę na jej ramieniu spytałem z tą troską w głosie, której za chuja nie mogłem ukryć.
-Ej. Co się stało?- Jednak nie zdążyła nic powiedzieć, bo napatoczył się ten dupek Duff.
Kurwa.
Vic.
Czyżbym słyszała troskę w głosie tego zarozumiałego debila? Chyba tak, chyba się trochę zainteresował. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo usłyszałam głos Michaela. Zauważył mnie i to w jakim byłam stanie i podbiegł szybko mało nie wyjebując się na leżącej na trawie butelce.
-Veronica, co się kurwa stało? - spytał przyciągając mnie do siebie- Chodź opowiesz mi.
Axl minął nas, burknął coś tylko i poszedł w stronę miasta. Duff zamknął drzwi i podążyliśmy w stronę "salonu".
-No mów co się stało.- powiedział sadzając mnie na swoich kolanach.
Więc cały czas płacząc i pociągając nosem ( dziwne że ze mną wytrzymał to było na prawde obrzydliwe ) opowiedziałam mu o tacie, o wszystkich chwilach z nim, i bez niego, o wypadku, o mamie i jej zdradach, kłamstwach udawaniu, o mojej wyprowadzce- czyli generalnie o całym moim życiu. A on patrzył się na mnie z troską i gładził moje plecy. Kiedy skończyłam przytulił mnie do siebie i powiedział, że mogę zamieszkać z nimi, że się mną zaopiekuje, i że zawsze mogę na niego liczyć. Pocieszał mnie jeszcze i mówił,że będzie dobrze, a potem po prostu siedziałam przytulona do jego piersi. Słyszałam bicie jego serca, powoli zasypiałam...
-Czekaj chwilę, musze się odlać. Za chwilę wróce.- rzucił do mnie puszczając mi oko. Rozbroił mnie tym. Zaczełam cicho chichotać. Kiedy wrócił czarne myśli zdążyły już powrócić. Znowu usadził mnie na swoich kolanach, a ja ukołysana przez przyjemny stukot jego serca zasnełam.
Obudziłam się przez głośny rechot.
-Kurwa Slash, zamknij się. Nie widzisz, że Veronica śpi? - szepnął poirytowany pan McKagan.
-Już nie- mruknełam cicho, cała zdrętwiała.
-Lepiej się czujesz?- spytał Duff.
I wtedy wszystko wyrżneło mi w mózg i łzy na nowo zaczeły spływać po policzkach.
-Kurwa przepraszam, nie chciałem.- przytulił mnie mocniej. Rechot umilkł.
-Ej co się do chuja pana stało?
-Później Saul, później.
-Ale...
-Nie ma "ale" tylko leć do sklepu po coś do jedzenia. Tym razem to ja jestem szefem kuchni.- uśmiechnął się do mnie Duff.
-Rewanż? - Spytałam wyjmując ze stanika portfel, co spotkało się z zaciekawionym wzrokiem obserwujących. Podałam Saulowi kilka dolców.- Już koniec przedstawienia.
-Fajną masz skrytkę. - powiedział szczerząc zęby Michael. Zaśmiałam się. - A w majtkach co trzymasz?
- A to już moja sprawa. A co chcesz mnie okraść?
-Może tak, może nie...-zamyślił się -Może chyba na pewno tak. - Uśmiechnięta pogroziłam mu palcem.
- O ty niedobry.- i wybuchnęliśmy śmiechem.
Cwaniak potrafił poprawić mi humor..
Patrzyłam na niego jak walczył z chlebem. Zaciął się przy tym nożem, a krew skapywała na drewnianą deskę, którą od dziś można było oficjalnie nazwać kuchnią.
-Kurwa mać.
Zaśmiałam się.- Macie tu jakąś apteczkę?
-Powinna gdzieś tu być...- powiedział lekko zawstydzony. Ogarnełam wzrokiem cały pokój i kiedy przerzucałam tony ubrań i śmieci powiedziałam do niego.
-Przemyj to sobie zimną wodą, tylko proszę nie ujeb krwią całego "domu" nie mam ochoty na sprzątanie.
Ledwo znalazłam apteczkę, a jej wyposażenie pozostawiało wiele do życzenia, jednak znalazłam potrzebne mi rzeczy i kładąc ją w miarę widocznym miejscu wróciłam do niego. Duff siedział jak mu kazałam z dłonią w wiadrze, uśmiechając się na mój widok.
-Dobra dawaj tego palucha.
Po opatrzeniu rany pomogłam mu w przygotowaniu jedzenia, cały czas się śmieliśmy opowiadając trochę o sobie. Dowiedziałam się, że Michael mieszkał w Seattle.
-Na prawde? Też tam kiedyś mieszkałam, kiedy po moich narodzinach przyjechaliśmy z Polski, kiedy tata jeszcze żył..- powiedziałam spuszczając wzrok.
-Ej nie płacz więcej. Chłopaki się wkurwią jak podamy im rozklejone kanapki.
Mimo woli zaśmiałam się. Zawtórował mi wesoło.
Przygotowane żarcie stało dumnie na naszej "małej kuchni"-jedynej rzeczy w pokoju oprócz śmieci i ubrań.
-Co to Duffi kuchareczko?- spytał nawalony już Steven.
-Kanapek w życiu nie widziałeś? - A Popcorn usiadł na podłodze i zaczął mamrotać coś do siebie.
-Biedaczku tak się musisz męczyć, żeby ją zaliczyć?- szepnął niewiele ciszej Axl do Michaela, a on stanął jak wryty.
-Ale..ale ja, ja wcale nie chce.- Jąkał się zupełnie zaskoczony.
-A ty- zwrócił się do mnie - nie powinnaś grzać dupy w domu? Tatuś i mamusia pewnie się już o ciebie martwią.
Stałam jak skamieniała czując piekące mnie pod powiekami łzy.
"tatuś,
"mamusia",
"martwią się"
Boże co za jebany cham. Co za dupek. Miałam ochotę zajebać mu w tę mordę, zmieść mu z niej ten cwaniacki uśmieszek. Nie zrobiłam tego. Po prostu wybiegłam...
Duff.
-Ty rudy chuju, nigdy nie umiesz się opanować? Co ona ci zrobiła? - warknąłem do zdezorientowanego Axla.
-Ale ja tylko...- Izzy i Steven ( wprawdzie on z trudem) wbili w niego wzrok. Ja zresztą też. Kurwa co za dupek.
-Slash, weź mu to wytłumacz, a ja jej poszukam.
Rzuciłem te kanapki gdzieś w cholerę i pobiegłem jej szukać. Czy ten Axl nigdy nie umie się opanować? Zdenerwowany przemierzałem uliczki, coraz głębiej zapuszczając się w miasto. Zajrzałem też do kilku klubów, w których przysiadłem na małego drinka. Nogi właziły mi w dupę, ale nadal chodziłem, nie mogłem jej zostawić na noc na pastwę tego miasta. Te miasto było niewybaczalne.
-Moja mała Vic, gdzie ty jesteś?- Wyszeptałem patrząc się na niebo, na którym nie było ani jednej gwiazdy...
___________________________________________________________________________________
Dzięki za 60 wejść :3 Przepraszam za ewentualne błędy i proszę o szczerą ocenę. Pozostawcie komentarz, znak że mam dla kogo pisać -.^
Kurwa...prawie się w pewnym momencie poryczałam. Zajebiście piszesz. *-* ^-^
OdpowiedzUsuń:o naprawdę? przede wszystkim po swojemu XD dziękuje ci ♥
OdpowiedzUsuńbardzo fajnie się to wszystko rozkręca! :D
OdpowiedzUsuńDuff walczył dla Vic z chlebem, jakie to piękne. :')
OdpowiedzUsuń