Dzisiaj "Odcinek" urodzinowy. Według mnie beznadziejny koniec ;-; ale tam xD Zapraszam do czytania i nadal i cały czas proszę o komentarze. Nawet taką małą kropeczge . ;-; No dobra bez przesadyzmów xD
____________________________________________________________________________________
Vic.
Zbliżałam się wraz z Izzym do domu.
Cisza.
Na nikogo nie nadepnęliśmy i nikogo nie było słychać, co było bardzo dziwne. Zaniepokoiłam się. A co jeżeli zrobili coś głupiego, zgarnęła ich policja, a teraz siedzą jak ofiary losu i czekają na swoją wybawicielkę, która przyjedzie po nich starym rozklekotanym i ledwo jadącym autobusem i resztką pieniędzy uwolni tylko Duffa, bo tylko na tyle ją stać? A oni będą musieli poczekać, aż dostanę wypłatę. A chuj im w dupę, niech cierpią. Było się nie ładować w kłopoty. Ostatkiem sił i podpierając się "zębami" ze zmęczenia, wlazłam na schody i wyjęłam swój klucz ( niedawno go dorobiłam) z zamiarem otworzenia drzwi, wejścia i jebnięcia na podłoge w celu natychmiastowego zaśnięcia. Ale nie trzeba było- drzwi były jak zwykle otwarte. No tak, bo kto myśli o zamknięciu domu, kiedy jest aresztowany? Zresztą jedyną cenną rzeczą w tym domu jest drewniana deska, która służy mi za kuchnie i metalowe niemiłosiernie powyginane wiadro, które służy mi za wannę i moja walizka.. Zaraz... O kurwa! Zapominając o zmęczeniu szybko wpadłam do domu mało nie wypierdalając się i nie zostając bezzębną solenizantką, na jakimś przedmiocie, którego mimo wytężania wzroku nie mogłam dostrzec w otaczającej mnie ciemności. Zaklęłam porządnie rozcierając lewe kolano i zapaliłam światło. Za mną z tajemniczym uśmiechem ciągnął się Iz.
-Sto lat! Sto lat! Sto kuuuurwa kuuurwa lat!- usłyszałam głosy spitych już chłopaków, które łączyły się w piękną urodzinową balladę. Zawodzili jak skunksy w okresie godowym... Ich głosy były już mocno zabarwione napojem z procentami. Odwróciłam się powoli w kierunku tych "anielskich głosów". Mrużąc lekko oczy zlustrowałam zebranych. Byli wszyscy- o dziwo! Nawet Axl stał trochę z boku i przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, jak ukochany bohater książek mojej mamy- Szanowny pan Szerlok Holms. Był oczywiście Duff z wielkim wyszczerzem na twarzy, z którym wyglądał trochę niepokojąco... Był Slash który zaintonował na gitarze pieśń powitalną i podniecony urodzinową czapeczką ( i pewnie już na wspomagaczach) Steven. Była też (wyglądająca jak zwykle mimo późnej pory, w przeciwieństwie do mnie, wspaniale) Ag. Rozpromieniłam się momentalnie na jej widok, i mój uśmiech mógł się stać równie niepokojący jak Duffiastego. Wszyscy stali na około mojej kochanej i niezawodnej kuchni, która była teraz umiejscowiona na dwóch topornie wykonanych, drewnianych skrzynkach. A na mojej prowizorycznej kuchni, o której marzyłam, i której zdecydowanie brakowało w tym domu stał - Uwaga Uwaga! Tort. Tak prawdziwy ( mam nadzieje..) biszkoptowy z truskawkami- moje ulubione ciasto. Byłam bardzo ciekawa skąd oni je wzięli... No tak Agnes.. W czerwoną gładko wylaną galaretkę na wierzchu, wbita była biała woskowa świeczka odlana na kształt liczby "18". Zapalona oczywiście.
-Pomyśl życzenie. - wyszeptał z radosnym błyskiem w oku i tym niepokojącym mnie uśmiechem na twarzy Duff. Podeszłam powoli do tortu i zastanowiłam się czego mogę sobie życzyć? Co prawda na dzień dzisiejszy nie potrzebowałam niczego. Było dobrze tak jak jest. No może nie spóźnić się jutro do pracy? Nie, to za błahe. Co jeszcze? Więcej pieniędzy? Nie to wiąże się nierozerwalnie z pracą. Więc tylko się nie spóźnić. Myśl Vic, musisz mieć jakieś życzenia, każdy ma. Hmm.. Po patrzyłam na mały tlący się kosmyczek ognia i roztopiony i szykujący się już do skapnięcia biały wosk. Szybciej, ratuj ciasto. Przymykając powieki- żeby było bardziej uroczyście..., pochyliłam się nad ciastem i jednym zdecydowanym ruchem zdmuchnęłam świeczkę. Uniósł się niemiłosierny wrzask, i przestraszył biednego Stevena, który próbował wleźć na sufit. Uśmiechnęłam się na widok napisu rozpościerającego się nad zebranymi. Był napisany chwiejnymi drukowanymi literami- zapewne po pijaku, na kilkunastu kartkach A4 posklejanych nieporadnie taśmą i przyczepionych do ściany. Napis głosił " HAPPY FUCKING BIRTHDAY VIC" i coś czułam, ze Slash maczał w tym swoje paluchy. Jak i w ozdobach... Mówię tu o interesująco wyglądających balonach porozwieszanych wszędzie i walających się pod nogami.
-Wszystkiego naj kochana. - podbiegła do mnie przy okazji zgniatając butem panoszący jej się pod nogami balon. Slash westchnął ciężko. Uściskała mnie. Odwzajemniłam prawie zwalający z nóg uścisk i patrząc na te ozdoby spytałam cicho. -Czy to...?
-Tak.- Wywróciła oczami.- Slash i jego wspaniałe pomysły. No nic. A tu coś dla ciebie.- powiedziała tajemniczo podając mi małe, a nawet powiedziałabym bardzo małe obite czarnym pluszem pudełko. Odebrałam je jak zaczarowana ciekawa co jest w środku.
-No zajrzyj- dorzuciła z uśmiechem na widok mojego nieukrytego zainteresowania. Nie musiała mnie dłużej namawiać. Podniosłam wieczko. W środku położona była złota bransoletka z małą zawieszką- połową pękniętego czarnego serduszka. Od razu włożyłam ją na przegub.
-A kto ma drugą? - spytałam zdezorientowana.
-Głuptasku. Dowiesz się w swoim czasie. - powiedziała cholernie bardzo tajemniczo. Patrzyłam na małą połyskującą zawieszkę i zastanawiając się nad jej słowami.
-Ty?- spróbowałam z nadzieją. Pokręciła przecząco głową.- Duff?- spróbowałam znowu. Nie wykonała żadnego gestu przywołując na twarz "chłodną obojętność" - Duff?- spytałam jeszcze raz.
-Może tak, może nie. - powiedziała jeszcze odchodząc. Kurwa... Zaraz jej miejsce zajął Slash.
-Wszystkiego kurwa najlepszego- krzyknął mi prosto do ucha. Wzdrygnęłam się i przysłoniłam ręką ucho krzywiąc się.- I kurwa szczęścia - kontynuował dalej do mojego drugiego jeszcze nie ucierpiałego narządu słuchu. .- I kurwa wszystkiego naj. Oups. Wybacz, czkaweczka. - oddalił się i klapnął na podłogę wzdrygając sie co chwilę przez napady męczącej go czkawki. Potem życzenia złożył mi Iz czyli "-Sto" i Steven "-Ehehehehehehe wszystkiego naaaaaaaaaaaajjllepszegooo hehehhe hihih stówkaaa'' Zdecydowanie był na wspomagaczach. A potem niespodziewanie podszedł do mnie Axl. Stał chwilę niezdecydowany, jakby nie wiedząc co ma mi powiedzieć.
- Wszystkiego najlepszego z okazji osiemnastych.- wydusił w końcu przekrzykując się przez bawiących się już chłopaków. I Ag. - Miszel.- dodał. Gdybym go tak uważnie nie obserwowała w ogóle bym tego nie usłyszała. Zobaczyłam tylko jak jego usta układają się w o słowo i jego wzrok obserwujący moją postać. Popatrzyłam mu prosto w oczy. Uśmiechnął się słabo, podnosząc dłoń do skroni. Przeczesał palcami włosy. Światło urządziło sobie szaleńczą imprezę na jego ognisto rudych kosmykach.
-Cześć kochanie.- krzyknął i brutalnie gniotąc moje drobne ciało przyciągnął do siebie Duff. Chwila minęła a Axl znowu umknął. Ehh..- Wszystkiego naj moja mała Miszel.- dodał delikatniej, zwalniając natarczywy uścisk.
-Dzięki.- odpowiedziałam szukając wzrokiem połówki małego czarnego serduszka. Nie zlokalizowano... Może gdzieś je schował?
-No to może kochana się czegoś napijesz?- zapytał dzielnie walcząc ze splątanym przez alkohol językiem. popatrzyłam na niego z troską.
-Ja poproszę, ale ty.- tu akcentując kolejne słowa i chwytając mocno za jego butelkę.- już nie pijesz. Kochanie.
-Ej ej- wyrwał mi się zostawiając w moich dłoniach napoczętą butelkę Night Train Expressu. -wolę jak jesteś moją dziewczyną, a nie matką. Ciao.- oddalił się powolnym krokiem. Po chwili do moich i tak już ledwo wytrzymujących uszu dobiegły próby, bo śpiewaniem tego nie można było nazwać. Próby śpiewania przez chłopaków. Większość składających się na całość tego utworu słów piosenki to był zrozumiały tylko dla "autorów natchnionych'' bełkot. Wyłapywałam tylko pojedyncze oczywiście niezbyt mądre słowa. Popatrzyłam znacząco na Ag i wskazałam głową drzwi. Podążyła ochoczo za mną uprzednio krojąc nam po kawałku mojego urodzinowego tortu i ( znowu) zgniatając wspaniałe ozdoby ku niezadowoleniu autora tegoż oto rzemiosła. Wyszłyśmy niezauważone z domu i usiadłyśmy dupami gniotąc trawę wpieprzając niezwykle kaloryczny przysmak. Niedługo będziemy gnieść tę trawę ale większymi dupami. Zza drzwi dobiegały nas "chóry aniołów zstępujących z nieba". Popatrzyłyśmy na siebie z bólem malującym się na twarzy i chwytając się za głowę.
-Dzięki za wszystko Ag.- uśmiechnęłam sie do nie z wdzięcznością.- Ale cóż to się stało, że oni wiedzieli?
-Pamiętasz dzień koncertu?- nie musiała pamiętałam, aż za dobrze...- no to wtedy co wróciliśmy i ty zasnęłaś a Michael o ciebie pytał i jakoś tak mi się wymsknęło.
-Dobrą ma pamięć. Miłe to wszystko, ale nie mogę znieść myśli, ze teraz po tym piwie, winie, wódce i chuj wie czym jeszcze jest nieprzytomny jak ja nocą podczas snu.- pokręciłam niedowierzająco głową.-Czy oni nie mogą się bawić bez alkoholu.- Ag spojrzała na mnie uśmiechając się kpiąco.- No dobra to było głupie. Ale oni piją codziennie... Martwię się o niego.
-Jest dorosły, chociaż się tak nie zachowuje i ma własny rozum, chyba.. W każdym bądź razie raczej nie jest taki głupi. Nie wygląda na takiego.
-Martwię się o niego.- powiedziałam patrząc się przed siebie. Jakiś chłopak pomachał mi ręką i zagwizdał. Pokazałam mu faka. Grupka z którą szedł zabuczała i zaczęli go poklepywać współczująco po plecach. Idioci. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-To normalne.- poinformowała mnie tonem znawczyni. Potarłam skroń, wrzaski. Przepraszam, Anielska wprost muzyka. wezbrała na sile- ja też się martwię o Sau.. - zakryła szybko usta dłonią o wbiła wzrok w coś co na pierwszy rzut oka wcale nie przypominało trawy.
-No wyduś to z siebie.-powiedziałam prezentując mój tryumfalny uśmiech i drocząc się z nią.- Sau.. Sau...
-Saula - wydusiła w końcu z siebie wzdychając głośno.
-Czyżby coś tu wisiało w powietrzu?- spytałam znacząco unosząc brwi. Nie miała najmniejszego zamiaru mi odpowiedzieć, odwróciła wzrok.
-Agusiu Agusiu, powiedz co ci siedzi w serdusiu.- zaintonowałam poetycko.
-No on mi siedzi.-odpowiedziała spokojnie uderzając swoimi niedługimi paznokciami o szyjkę trzymanej w dłoniach butelki. - W tych swoich kowbojkach, ze swoją gitarą i ledwo wychwytywanym spomiędzy kudłów uśmiechem.
-No to teraz trzeba was jakoś spiknąć.- oznajmiłam jej z uśmiechem na myśl moich niecnych planów, które za chwilę wymyślę.
-Nie.- wymamrotała. Patrzyła się zaszklonym wzrokiem w butelkę, która kołysała się powoli w jej dłoniach. Jak taka mała szklana łódka, która w każdej chwili może się roztrzaskać skazując podróżujących na odmęty ciemnego oceanu.
-Wiem prze co przeszłaś, ja też swoje przeżyłam. I przyznam zgodziłam sie spontanicznie, na razie nie narzekam.
-Veronica nawet nie próbuj mnie przekonać.- powiedziała twardo.
-Ag ja rozumiem. Nie jestem tylko głupkowatą dziewczynką, która pali, pije, ćpa i buntuje się. Mam rozum i oczy i widziałam co wtedy przeżywałaś, ale może warto dać sobie drugą szansę? Ja dałam, chociaż nadal należe do klubu "sercowych kalek" tego się nigdy nie zapomni, ale z czasem przestanie boleć.
-No to jak kurwa widziałaś.- wysyczała zaciskając zęby.- no to po co to wszystko? Ja się boję znów komuś zaufać, to było tak niedawno...- powiedziała załamującym się głosem, w pośpiechu wycierając mokre policzki.
-Ej Aguś nie płacz. To było dawno i chuj mu w dupę.- posumowałam dobitnie prawiąc jej ludową mądrość. i przytulając ją do siebie. Chwyciła się mnie mocno, głowę opierając na moim ramieniu. Jej włosy wkurwiająco łaskotały mnie w nos.- Będzie dobrze.
-Nienawidzę jak ktoś tak mówi- wymamrotała z twarzą przyciśniętą do mojego mokrego już ramienia.
-Ja też, ale tak mówią w tych głupich i chuja wartych serialach w telewizji i pomyślałam, że jest to zwyczajnie odpowiednie do sytuacji - stwierdziłam wzruszając ramionami i wpatrując się w przyjaciółkę, która próbowała się ogarnąć, a mianowicie wytrzeć czarny tusz, który spłynął wraz ze łzami i zaznaczył jej na policzkach zcarne pręgi. Uśmiechnęłam się na widok jej nieporadnych i nieprzynoszących efektu próby.
-nie wycieraj.- Krzyknęłam nagle, aż się wzdrygnęła.- wpadłam na bardzo ale to bardzo fascynujący pomysł...
Izzy.
No tak chłopaki się schleli do nieprzytomności. Jutro nie dadzą rady dupy ruszyć. Zresztą czemu ja się przejmuję tą bandą debili..? Zajekurwabiście... Czy tylko ja jeden z nich potrafie prawie zawsze ( prawie, no tak zdaża się nawet najlepszym)być w pełnej świadomości umysłu? No i czasem Axl. Ale dzisiaj sobie trochę odpuścił, ale nie szalał z nimi, tylko stał trochę z boku. Zresztą, czy on nie wodzi przypadkiem wzrokiem za panienką Duffa? No przyznam jest bardzo ładna i nie przypomina desek do prasowania jak większość dziewczyn które się do nas przylepiają, ale bez przesady. Zawiesić oko, rozumiem, ale w końcu to dziewczyna Duffa, a Duff jest naszym przyjacielem. A co do wyżej wspomnianego to powinien pilnować swojej własności, gdzieś mu się wymknęła. Siedziałem sobie właśnie spokojnie, gasząc papierosa w podkoszulku Adlera, gdy nagle zgasło światło. Zdziwiłem się, iż nie powinno się tak stać, gdyż niedawno płaciłem za nas ten cholerny czynsz. Ku mojej uciesze światło znowu się zapaliło, a ci debile znowu się rozdarli. Przy włączniku ujrzałem dwie dziwne istoty, które zaczeły się wydzierać i pstrykać kontaktem. Jak coś wysiądzie, to przysięgam , że własnymi rękami będą to naprawiać... Adresaci tego przedstawienia stali chwilę patrząc się na nie z rosnącym przerażeniem w oczach. Musieli być naprawdę nieźle zamroczeni alkoholem, gdyż nie poznali, że to przecież te dwie dziewczyny - blondynka i dziewczyna Duffa. Zaczęli się niemiłosiernie drzeć jakby ktoś im dosłownie chuje wyrywał (jakby oczywiście ktoś nie miał co robić i miał taką ochotę...) Steven zemdlony upadł gdzieś obok mnie wypierdalając mojego Night Traina, a Slash i Duff miotali się z wiskiem po pokoju. Co w nich wstąpiło? Boże z kim ja mieszkam... Po chwili te dwie "istoty" wreszcie przestały się bawić kontaktem. I zaniosły się śmiechem, zginając się w pół i łapiąc za brzuch. na szczęście nic nie uległo zniszczeniu ( może z wyjątkiem szkód na śladowych ilościach umysłów chłopaków). A mój Night train zdążył już wsiąknąć w Stevena...
-O kurwa.- podsumowali zgodnie, śmiejąc się z tego naprawdę wyśmienitego żartu. Dziewczyny wyglądały jakby się urwały z jakiegoś zjazdu fanów naprawdę ciężkiego Death Metalu. Z jakimś czarnym "czymś" naokoło oczu i potarganymi włosami. Szczerze? Wyglądały jak używane szczotki klozetowe... Ale, żeby narażać ten już ledwo trzymający się kupy dom na brak światła? Kurwa mój Night Train... Ze złości zapaliłem drugiego papierosa i włożyłem go w drugi kącik ust. Zaciągnąłem się mocno i czując jak dym powoli zanieczyszcza moje płuca powoli się uspokoiłem.
Axl.
Wariaci. Zupełnie im na mózg padło. Patrzyłem na to całe chuj warte przedstawienie i co raz bardziej to wszystko zaczynało mnie wkurwiać. Co prawda, bracia, ale... Postanowiłem opuścić to całe zoo, odwróciłem się i rzuciłem jeszcze ostatnie spojrzenie odchodząc. Stradlin z rozpaczą malującą się w oczach wpatrywał się w przygniecioną przez cielsko Stevena butelkę jego ukochanego alkoholu i zaciągał się dwoma papierosami na raz. A tamta banda po prostu wariowała... Slash z tą blondynką, a Duff z..Miszel.. Zagryzłem wargi i dłonią zaciśniętą w pięść popchnąłem drzwi. Zamknęły się za mną z hukiem. Wyciągnąłem z kieszeni ostatniego papierosa Marlboro i zaciągnąłem się cholernie mocno. Siadając na trawie wypuściłem przed siebie dużą chmurę dymu, która bezpiecznie mnie otoczyła. Niestety po chwili rozwiał ją wiatr.. Zacząłem się bawić pozostawioną tam pustą butelką. Veronica. Nica. Vic. Miszel... Dlaczego stale siedziała w mojej głowie? Może dla tego, że miała taki sam charakter jak ja? Nie wpychała się do łóżka jak pierwsza lepsza dziwka? Miała śliczny uśmiech. I dźwięczny głos. I iskierki w oczach. I długie kasztanowe włosy. I nigdy nie będzie twoja - pomyślałem uświadamiając sobie tą bolesną prawdę i ze złością ciskając butelką w ścianę Hell House'u . Rozbiła się z hukiem mącąc ciszę w Mieście Aniołów. Miasto Aniołów cóż za ironia. Kpina z tego wszystkiego co się tu działo. Gwałty, zabójstwa, napady.. w Mieście Aniołów. Czy w takim miejscu ludzie w ogóle mogli być nieszczęśliwi? Patrząc na wzgląd przez samą jego nazwe. Ja byłem. Byłem cholernym nieudacznikiem z dobrym głosem. Ale co mi z głosu, gdy nie mogę mieć czegoś czego pragnę? Schowałem głowę w dłoniach, przyciskając je mocno do uszu i tłumiąc dźwięki ulicy.
Cisza.
Przytłaczająca cisza wokół mnie. Odetchnąłem, głośno wypuszczając z siebie powietrze. Położyłem się na trawie twarz zwracając w stronę ciemnego nieba. Czując przez cienki t-shirt chłód ziemi. Patrzyłem się w gwiazdy, które mrugały do mnie, jakby chciały powiedzieć " nie martw się kurwa, wszystko będzie dobrze". Chciałbym im uwierzyć. Patrzyłem się na rozpościerający się przede mną widok jak małe dziecko. Jakbym widział to po raz pierwszy. Zagubiony... Nagle zobaczyłem samotną spadającą gwiazde.
Pomyślałem życzenie.
Vic.
Ocuciliśmy ledwo, śmierdzącego Night Trainem Stevena. On obudził się spojrzał na nas, powiedział, że wyglądamy koszmarnie i zabrał się za jedzenie mojego (?) tortu. Opadłam na podłogę czując bolące mnie nogi. Bo ile można napierdalać dens? Nie wstanę jutro do pracy, jak natychmiast nie pójdę spać... Chwyciłam pierwszą lepszą koszulkę i wytarłam sobie twarz z tego upiornego makijażu. Popatrzyłam w popękany sufit nade mną. Zaraz pochylił się nade mną Duff.
-Vic?- spytał marszcząc brwi.
-Coo Duff?- wymamrotałam ziewając.
-Zagrasz z nami w butelkę? - Nie ma serca dla mnie pomyślałam zrozpaczona. Pokazał mi głową na zebranych na podłodze chłopaków i Ag. Siedzieli w nierównym jajku i śmieli się z czegoś. Axl? A co on tu robi? Podniosłam się niezdarnie na łokciach. No dobra może być ciekawie. Szybko się do nich dosiadłam i rzuciwszy na nich wzrokiem poinformowałam.
-Ale jak jutro nie wstanę rano, to będzie wasza wina.-pokiwali porozumiewawczo głowami. Pierwszy zakręcił Duff. Wypadło na mnie.
-Wyskakuj z ciuszków kochana.- uśmiechnął się tryumfalnie. Spiekłam raka. Chłopcy zagwizdali z uznaniem. Ag uśmiechnęła się do mnie nerwowo. Nie dam się. Niech się skurwysyn nauczy, że nie daje się takich wyzwań.
-Bieliznę też?- spytałam niewinnie, seksownym ruchem poddzierając koszulkę do góry i przygryzając wargę. Zacisnął zęby i z zazdrością patrzył na wpatrujących się we mnie chłopaków. Ktoś zagwizdał. Zamrugałam niewinnie.
-Nie koszulka w zupełności wystarczy.- patrzyłam jak się męczy. Uśmiechnęłam sie z wyższością. Koszulkę zdjęłam i rzuciłam gdzieś za siebie.
-Nieźle mała. Dawaj dalej.- Krzyknął rozgorączkowany Steven. Duff przyjebał mu w łeb. Tamten tylko uśmiechnął się i potarł miejsce po uderzeniu. Złapałam butelkę i zdecydowanym ruchem wprawiłam ją w ruch. Wypadło na przerażoną Ag. "zlituj się" wyszeptała. Pokręciłam głową. Ta noc należy do mnie.
-Pytanie czy wyzwanie?-spytałam spokojnie patrząc się jej prosto w oczy. przerażona odparła...
-Wyzwanie.- już widziałam jak napina mięśnie szczęki, czując, iż gorzej nie mogła wybrać.
-Pocałuj Slasha.- rzuciłam tylko. Znowu ktoś zagwizdał. Ag spuściła wzrok. Slash zapatrzył się gdzieś w bok.- No dalej - powiedziałam zniecierpliwiona. Szybko przysunęli się do siebie i pocałowali. - Z języczkiem.- dodałam, gdy z ulgą udawali się na swoje miejsca. - spojrzeli na siebie przerażeni. ale po chwili podeszli ostrożnie i namiętnie pocałowali. Uśmiechnęłam się. Kiedy zarumienieni po tym wydarzeniu wrócili na swoje miejsca Ag rzuciła mi tylko spojrzenie "zabije". Potem Steven musiał nago przekopać ogródek i pójść do sąsiadki zapytać się czy nie jest zainteresowana kupnem kondomów. Iz natomiast musiał pocałować mnie co spotkało się z niezadowoleniem udręczonego Duffa. Duff dostał zadanie, by skoczyć z dachu co zrobił chętnie, mało nie rozpieprzając się na twardym podłożu. Slash musiał założyć mój stanik i przejść się tak ulicą. Przyciągał niemałe zainteresowanie. Potem kręciła Ag. Wypadło na Axla.
-Przeliż się z Vic.- powiedziała spokojnie. Michael rzucił jej zrozpaczone spojrzenie, a ona tylko wzruszyła ramionami. Pocałować się z Axlem...? W brzuchu poczułam stado motyli. Popatrzyłam na niego. Przez chwilę w jego zielonych oczach zagnieździła się jakaś trudna jak dla mnie do odczytania emocja. Po chwili zniknęła i mruknął tylko
- Miejmy to już za sobą.- podszedł do mnie i schwycił moją twarz w swoje ciepłe gładkie dłonie. Zamknęłam oczy i poczułam jego usta. Smakowały czymś niedostępnym i moimi ulubionymi papierosami Marlboro. Jęknęłam cichutko. Oderwaliśmy się od siebie. Uśmiechnął się do mnie i wrócił na swoje miejsce. Patrzyłam jeszcze chwilę za nim. Spuszczając głowę oblizałam powoli wargi. Poczułam ten sam smak. Przymknęłam oczy i siedziałam tak chwilę w oszołomieniu. Nagle dobiegł mnie wkurwiony głos Michaela.
-Vic?- popatrzyłam na niego zdezorientowana.
-Co?
-Coś się stało?- w jego niebieskich oczach widziałam bezbrzeżną zazdrość.
-Nie. Chyba mnie ugryzł.- skłamałam. Graliśmy jeszcze trochę, ale po chwili nikt już nie miał pomysłów i wszyscy padli jak muchy. Leżałam przytulona do zazdrośnie obejmującego mnie Duffa i nie mogłam zasnąć. Wciąż czułam na sobie wargi Axla i ich słodki smak. Rozejrzałam się po ciemnym pokoju. Zielone tęczówki wpatrywały się we mnie uważnie. Uśmiechnęłam się. Patrzyliśmy się jeszcze trochę na siebie, aż w końcu moje oczy się zamknęły i wpadłam w objęcia morfeusza.