środa, 7 sierpnia 2013

7.

 Rozdział pisany z głowy. Przepraszam cię Aguś, że tak przedwczoraj uciekłam, ale wena mnie złapała ;___; ale i tak nici z niej bo posiedziałam nad zeszytem coś napisałam i zasnęłam ;__; więc nie wiem, co ja tu naplotę. Koniec Lo story. Mam ochotę dzisiaj coś popsuć i zniszczyć im tę sielankę ;____; jestem okrutna. W tym rozdziale włączam swoją psychiczną wyobraźnie. Pracuję też nad wyszukiwaniem odpowiadających mojemu wyobrażeniu zdjęć głównych bohaterek, tak więc przepraszam, że tak długo to wszystko trwa. Zapraszam i proszę o komentarze  żebrak ze mnie. wiem.
___________________________________________________________________________________
Vic.
Ledwo wstałam. Okropnie cholernie w chuj bolała mnie głowa. Trzymając ją rękami i bojąc, że za chwilę rozpadnie mi się w dłoniach, ostrożnie rozejrzałam się szacując możliwe zniszczenia. Drzwi - są. Ściany - stoją. Sześć osób w zasięgu wzroku- jest. Czy żywych czy martwych to już mnie nie obchodziło. No dobra trochę przesadzam, ale to wszystko przez ten ból głowy. Przecież wcale nie wypiłam tak dużo. Chyba...

''Butelka po raz kolejny z brzękiem zakręciła się wokół własnej osi, szukając kolejnego nieszczęśnika. Szyjka powoli zatrzymała się na mnie. Wrzaski chłopaków. 
-O matko znowu ja?- spytałam zrozpaczona pstrykając palcami i bawiąc się jakimś znalezionym na podłodze pudełkiem. Slash popatrzył się na mnie współczująco.
-No niestety. Ale to nie ty musiałaś biegać w staniku po okolicy więc się nie odzywaj.- powiedział z wyrzutem patrząc na Duffa, który wymyślił mu to zadanie. Ta, to prawda. No cóż.
-Dobra dawaj.- westchnęłam zdecydowanie i poprawiłam się na miejscu. Slash zastanawiał się nad zadaniem, a chłopaki podsuwali własne pomysły.
-Niech się wyrucha z Izzym.-darł się na cały ryj Steven nie muszę chyba informować, że znowu dostał w łeb od Duffa.
-Jak się ruchać to tylko ze mną.-podsumował nadąsany Duff.
-Może być. Byle tylko było co oglądać.-podsumował podekscytowany Steve.
-Steven!- krzyknęłam z oburzeniem. -Bez takich.
-Proponuję, żeby wzięła trochę Brownstona.- poinformował nas spokojnym tonem Izzy.
-Ja chce! Ja chcę! - krzyczał Popcorn. A Slash nadal siedział zamyślony co było niespotykanym zjawiskiem. Po chwili jego twarz się rozjaśniła i podzielił się ze wszystkimi swoim pomysłem.
-Wypij Night Traina.
-No dobra.- chwyciłam uradowana takim prostym zadaniem  napoczętą już butelkę i opróżniłam ją w kilku łykach.-Już -podsumowałam.
-Nie. Wszystkiego.-powiedział spokojnie.
-No wypiłam wszystkiego.-powiedziałam zdezorientowana. Patrząc na niego ze zdziwieniem.
-W domu.
-Cooo!- zareagowali od razu słuchacze. Ag ku mojemu zdziwieniu protestowała najgłośniej.- Nie. A co dla nas!
-No dobra.-podsumowałam.-Zrobię to. A wam- zwróciłam się do grupki zrozpaczonych alkoholików.-Jutro odkupię.
Od razu zabrali się za gromadzenie butelek. Zebrało się ich ku mojemu przerażeniu dziesięć, i to ledwie pozaczynanych.
-I ja mam to.. wypić?- spytałam niedowierzająco patrząc się  na Saula jak na głupka.
-Tak.
-Dawaj! W siebie!- darł się Steven. Jeszcze raz spojrzałam na zgromadzone butelki.
-No dobra.- i zaczęłam realizację tego zadania. Poszło w miarę szybko,jednak krzywiłam się z każdym wlewanym w siebie łykiem. No cóż, Night Train nie był jakimś wyborowym alkoholem, ale był cholernie mocny. Po czterech butelkach nie wiedziałam, gdzie dokładnie jestem...
Cisł mnie pęcherz, ale nie pozwolono mi wyjść za nim wszystkiego nie wypije.  Kiedy w końcu się uporałam z  wszystkim, wyszczałam się i wróciłam, uznano że "nie ma alkoholu to nie ma zabawy" i poszli spać."

Nic nie mówiłam...
Mimo okropnego bólu głowy postanowiłam się ubrać. Powolnym krokiem zwróciłam się w stronę walizki. Zasyczałam czując boleśnie każdy krok i nierówność podłogi. Nigdy więcej- obiecałam sobie. Poczłapałam leniwie poszukując jej nieobecnym wzrokiem. Nie zauważyłam leżącej na drodze butelki i boleśnie upadłam na kolana. Westchnęłam ciężko czując jakby moja głowa stopniowo ulegała zniszczeniu i zostawała zgniatana przez potężny młot. Usiadłam po turecku głośno przeklinając. Co się wczoraj jeszcze działo? Przypomnij sobie - taka oto myśl jak szalona gnała mi po głowie. Noo urodziny, gra w butelkę, pocałunek...  Spojrzałam na przegub swojej chudej ręki, sprawdzając, czy prezent wciąż tam jest. Czy "wczoraj" w ogóle było prawdziwe. Był. Połyskiwał dumnie w promieniach wschodzącego słońca. Mimowolnie zarumieniłam się. Ogarnij dupę kochana. On cie nawet nie lubi. Skrzywiłam się uświadamiając sobie ta niezbyt miłą prawdę. Dobra od początku. Urodziny, gra w butelkę... Poranek? Wróć. Izzy załatwił ci pracę, gra w bu.. Co? O Boże. Wstałam natychmiastowo nie zważając na ból i dopadając do otwartej i pozbawionej zawartości walizki. Kurwa. Bardziej się tego rozpieprzyć nie dało? Krążyłam wzrokiem nad podłogą jak sokół uważnie wypatrując części mojej garderoby. Po dłuższej chwili, z czego nie byłam zadowolona, skompletowałam wszystkie potrzebne mi do wyjścia rzeczy i rzucając szybko wzrok na zmorzonych snem chłopaków i Ag zaczęłam się ekspresowo przebierać. ''Jutro o ósmej cie tu widzę i wtedy pogadamy (...) nie toleruje spóźnień." "Jutro o ósmej.." dźwięczało mi w głowie, kiedy zakładałam koszulkę. Wyjmując z kieszonki walizki kosmetyczkę a z niej lusterko wykonałam lekki, nie dziwkarski makijaż, próbując chociaż trochę zamaskować moje zmęczone, podkrążone oczy. Rozejrzałam się nerwowo wokoło. Ani śladu ani jednego zegarka.
-Ich dźwięk mnie irytuje.-usłyszałam za sobą głos rozbudzonego już Izza. Stał sobie spokojnie za mną opierając się niedbale o ścianę i już z rana zatruwał się nikotyną. Jego oczy, zresztą jak zawsze, obserwowały mnie uważnie. Włosy elegancko proste rozsypywały mu się na głowie. Ręce trzymał w kieszeniach, a chmura wydmuchiwanego przez niego papierosowego dymu skrywała jego twarz, czyniąc ją niewyraźną..nieobecną.
-C-co?- wydukałam patrząc się na niego jak na wariata i nerwowo poprawiając moje włosy, które zdążyły już nasiąknąć zapachem tego domu. Czyli alkoholem i papierosami.
-Zegarki. Zjadacze czasu.-powiedział jeszcze odwracając się w drzwiach, ale w cale na mnie nie patrząc. Po chwili wyszedł rzucając jeszcze.-za pięć ósma.
Za pięć ósma?! Na pewno już nie zdążę ignorując protestującą, bolącą głowę zerwałam się z miejsca i szukając w kieszeni kluczyków popędziłam do samochodu. Ku mojemu jakże wielkiemu zrozpaczeniu nawet nie chciał ruszyć dupy z podjazdu. ''Za pięć ósma" informował mnie głos w głowie. No toż wiem-mruknęłam pod nosem dziwiąc się sobie, że rozmawiam sama z sobą... Wbiegłam szybko do domu i krzyknęłam na cały głos.
-Kto mnie podwiezie do pracy?- odpowiedziały mi tylko zduszone przez ciuchy na ziemi niezadowolone i wyklinające mnie ( mianowicie "za rannego ptaszka") za wczesną porę , zawracanie im dupy i żebym "już sobie kurwa poszła, bo mi się chce kurwa spać." Muszę sobie radzić sama i zdążyć jakimś cudem do pracy, ale zapamiętam to dobrze chłopaki.
-Chuj wam w dupę.-krzyknęłam na odchodnym trzaskając drzwiami i wybiegając z podjazdu na ulicę. Uświadomiłam sobie, że nie mam najmniejszego pojęcia, w którą stronę mam iść. Zdenerwowana kręciłam się jeszcze trochę w pobliżu domu, aż w końcu przypominając sobie wczorajszą trasę ruszyłam do pracy. Zadowolona z siebie stanęłam u drzwi klubu. Weszłam powoli rozglądając się na boki i zamykając za sobą czerwonym trampkiem drzwi. Kilku spitych klientów siedziało po ścianami wlewając w siebie alkohol i omijając wzrokiem zwiększającą się na stołach kolekcję pustych butelek. Kelnerka przy barze, wycierała szmatą umyte kufle. Nagle z trzaskiem drzwi na zaplecze moim oczom ukazał się Mark.
-No proszę, proszę, kto do nas zawitał.- powiedział, a właściwie wycedził złośliwie patrząc na mnie groźnie. Oczy zwęziły się do malutkich szparek.
-Dzień dobry- wymamrotałam ironicznie. Wiedziałam, że nie powinnam, wiedziałam, że bardziej go tym rozsierdzę. Taki już był mój charakter. Nie pozwalałam sobą pomiatać i bardzo długo zapamiętywałam wyrządzoną mi krzywdę. Jak jeszcze chodziłam do szkoły, którą ku niezadowoleniu matki rzuciłam dwa lata przed skończeniem edukacji, to często trafiałam na dywanik do dyrektora. Przez jak to on się wyrażał "Perfidne pyskowanie i poprawianie nauczycieli". Wiele razy matka była wzywana do szkoły i za każdym razem opuszczała ją ze wstydem boleśnie ciągnąc za rękę, protestującą i zapierającą się nogami o ziemię mnie. Chciałam jej to oszczędzić, tak więc w połowie roku przestałam chodzić do szkoły i pilnowałam, żeby dyrektor nie miał z nią żadnego kontaktu, lub też go nie znalazł. Kiedy zadowolona szykowała mi odświętne ubranie na zakończenie roku powiedziałam jej dumnie, ze już o niej nie chodzę. Kazała mi do niej wrócić. Kiedy nie chciałam słuchać i nadal wagarowałam wysłała mnie na powrót do polski, do dziadków. A ze oni byli już w podeszłym wieku i nie pilnowali mnie za bardzo tam też kiblowałam, ale do domu wróciłam z pięknym podrobionym świadectwem.
-Zależy dla kogo.- rzucił patrząc na mnie wrogo i udał się na zaplecze. Podreptałam za nim trzymając się za głowę. Kiedy znaleźliśmy się w małym czarnym pomieszczeniu rzucił mi tylko worek i powiedział.
-Dziesięć minut spóźnienia.- i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Rozpakowałam szybko otrzymany pakunek. Ze środka wypadły dwa wściekle czerwone koronkowe ..rzeczy? Rozłożyłam je na stole i przyglądałam się na nie z przerażeniem. Skąpe stringi i biustonosz z push-upem. Ja nie mogę przecież...To tylko dziesięć minut..Ja.. O Boże. Zsunęłam się po ścianie  i upadłam na podłogę. Złapałam się za głowę nie dowierzając temu wszystkiemu. Przyglądałam się leżącej przede mną i rażącej mnie w oczy bieliźnie. Przecież możesz znaleźć inną pracę. Po prostu stąd wyjdziesz. Inną pracę..Na przykład w dużym jak hala i dobrze oświetlonym sklepie muzycznym i uśmiechniętym klientom sprzedawać winyle i przeróżne instrumenty. Ale życie to nie bajka słonko. Pomyślałam, a ta gorzka prawda zanieczyściła mój organizm.
-Ty jeszcze nie ubrana?- usłyszałam ostry głos Marka.
-N-nie. - wyjąkałam siedząc na podłodze i odsuwając od siebie nieprzyjemne myśli, które uparcie krążyły po głowie.
-Jeżeli chcesz mieć tą pracę.- wycedził pochylając się nade mną. Jego ślina opryskiwała moją twarz, przy każdym wypowiadanym przez niego słowie. Zebrało mi się na wymioty.- to bierz dupę w troki i zasuwaj na scenę. Nie pracujesz za darmo. Daje ci dwie minuty na przebranie się.- poinformował stając w rogu pomieszczenia i z nieukrywanym pożądaniem taksując mnie wzrokiem.
-Ale ja nie chcę tu pracować.- powiedziałam zmierzając do wyjścia. On nadal spokojnie stał gapiąc się na mnie. Chwyciłam za klamkę- zamknięte. Zaczęłam szarpać, jednak bez żadnego efektu.
-Minuta.- odparł tylko. Zrezygnowana popatrzyłam wzrokiem na wcale nie zachęcającą mnie do przebiórki bieliznę.- I radzę się pospieszyć.
-Wiesz gdzie ja mam twoje rady?- odpyskowałam rzucając koronowe obrzydlistwo na przeciwległą ścianę. On ze złością podszedł do mnie i przygwoździł  do ściany, wykręcając boleśnie nadgarstki i sycząs ze złością do mojego ucha.
-Masz słuchać co mówię, albo wyrobię o tobie taką opinię, że nie przeżyjesz w Los Angeles ani jednej minuty dłużej... zrozumiałaś?
Nie odpowiedziałam z przerażeniem przypominając sobie tamtą noc sprzed zaledwie kilku dni, o której chciałam zapomnieć. Przypomniałam sobie gorący zabarwiony alkoholem oddech nieznajomego mężczyzny na mojej szyi i paraliżujący mnie strach. Przypomniałam sobie chłód ściany na plecach, jego szorstkie ręce przyciskające mnie do nierównej faktury muru. Moje rozpaczliwe krzyki i piekący mnie po uderzeniu policzek. Moje upokorzenie, gdy klęczałam przed nim pragnąc, by to wszystko jak najszybciej się skończyło. Teraz czułam się podobnie. Upokorzona... Nie liczyłam na żadną pomoc. Spanikowałam.
-Puść.- szamotałam się w jego stalowym uścisku.
-Zrozumiałaś?- warknął dając mi mocny policzek odgłos ciosu dźwięczał w moich uszach. Pisnęłam zaskoczona. Odszedł ode mnie kilka kroków a ja dalej stałam trzęsąc się ze strachu,trzymając za piekące i bolące miejsce i patrzyłam na niego w szoku.
-Ty skurwysynu.- wyszeptałam tylko wkładając w to tyle emocji, że aż mimowolnie zadrżałam słysząc jak to dobitnie zabrzmiało. Widząc, że wcale go to nie ruszyło zabrałam się do przebierania. Błyskawicznie zdejmowałam i zakładałam bieliznę, by nie miał możliwości ujrzeć choćby odrobiny mojego bladego ciała. Na koniec owinęłam się jeszcze szczelnie koszulką.
-Zdejmij to.-powiedział krótko. Nie doczekawszy się z mojej strony żadnej reakcji, chwycił palcami za rąbek bluzki i mocno pociągnął. Usłyszałam trzask pękających nici.
-Nie! To moja ulubiona z The Ramones.- odrzuciłam ją szybko na bok bojąc się iż Mark uszkodzi ją jeszcze bardziej. Dostałam ją od taty i miała dla mnie wielką wartość sentymentalną. Patrzył na mnie wygłodniałym wzrokiem, a ja zaciskałam zęby czując na sobie jego spojrzenie. Po dłuższej chwili się opamiętał i chwycił mnie za rękę.
-Jeszcze raz taka akcja, a popamiętasz sobie moje słowa. Powiesz coś komuś...Tutaj jesteś tylko nic nieznaczącą dziwką. Więc albo będziesz grzeczna albo.. Die young.-mówił do mnie wolno jak do nierozumnego dziecka. Jego słowa...raniły. W co ty się wpakowałaś?- pytałam samą siebie, niestety nie znając na to odpowiedzi. Jego słowa obijały mi się po głowie. Nie chciałam ich słyszeć. Chciałam odciąć się od świata, uciec.. Zaszyć się gdzieś z dala od złych ludzi, z dla od raniących jak noże słów. Z dala od fałszywców plujących jadem. Z dala od ludzi wypluwających kąsające węże. Z dala od obłudy i kłamstwa w którym żył świat. Z dala od nic nie wartych obietnic rzucanych na wiatr. Z dala od zwiększającej się coraz bardziej patologii. Z dala od wojen. Usiąść sobie wygodnie w miękkim fotelu i poczytać "dobre" książki, albo pooglądać "dobre" wiadomości. Wypić w spokoju "dobrą" kawę, pochrupać "dobre" ciasteczka. Popatrzeć na "dobrze" bawiące się dzieci. I odciąć się od tego wszystkiego. Jednym zdecydowanym cięciem "dobrych" nożyc...
Zaciągnął mnie czarnym korytarzem i wypchnął na scenę, wypadłam za kurtyny skupiając na sobie wzrok. Zatoczyłam się z trudem utrzymując równowagę na czarnych, niebotycznie wysokich szpilkach, które "mój szef" dał mi na występ. Rozbieganym wzrokiem rozejrzałam się po sali. Przy stolikach siedziało ku mojemu zadowoleniu niewiele osób. Mężczyźni mieścili się w przedziale wiekowym od dwudziestu do czterdziestu kilku lat i wgapiali się na mnie z nieukrywanym zainteresowaniem. Skrzywiłam się i zniesmaczona ale też strasznie przestraszona cofnęłam się do tyłu próbując uciec od ich lustrujących i rozbierających w myślach spojrzeń.
-Tańcz albo..- usłyszałam Marka, który wykonywał ruch ręką, przejeżdżał nią po gardle uśmiechając się szaleńczo. Pokręciłam głową i próbowałam przełknąć ogromną gule w gardle, która wcale nie pomagała mi w walce z ogarniającym moje ciało przerażeniem. Zniknął mi z widzenia i po chwilę na scenę seksownie wolnym krokiem weszła dziewczyna. Była trochę starsza ode mnie, czego nie było widać w jej młodej twarzy. Czuło się przed nią respekt.. może to dlatego, że ona była strasznie wysoka a ja miałam ledwo metr sześćdziesiąt. Zdecydowanie stanęła obok rury, i zaczęła tańczyć. Stałam tam chwile uspokajając szybki i płytki oddech i ciesząc się, że nie muszę nic robić. Wycofałam się i zdejmując szpilki zeszłam ze sceny.
-Wracaj i tańcz obok niej. - powiedział Mark i znowu wypchnął mnie na scenę. Szpilki wypadły mi z rąk i trafiłam na nią na bosaka. Stałam chwilę niezdecydowana, patrząc jak moja "koleżanka" sprawnie manewruje przed wpatrzonymi w nią mężczyznami. Zagryzłam wargi i spróbowałam tak samo. Koślawo naśladując jej ruchy zbliżałam się bardziej do niej. Poczułam jak łzy spływają mi po policzkach i czułam się upokorzona, wyginając się przed tłumem w skąpej, czerwonej bieliźnie... Wykonując ostatni już w choreografii pełnej taczania się po podłodze i rozkraczania się poczułam straszną ulgę. Szybko umknęłam ze sceny i zaszyłam się na zapleczu. Łzy spływały mi po policzkach przez cały występ ale dopiero teraz miałam okazje je porządnie wytrzeć. Usiadłam na twardej podłodze i obejmując się rękami zaczęłam przeraźliwie szlochać, ogromnymi haustami łapiąc powietrze i ściągając je do obolałych od płaczu płuc. Zastanawiałam się tylko, czym sobie na takie traktowanie zasłużyłam? Uspokoiłam się trochę i przebrałam w swoje ciuchy. Bieliznę podarłam i upchnęłam gdzieś za poluzowaną deską podłogi. Drzwi otwarły się i wkroczył wyraźnie zadowolony Mark.
-Bardzo dobrze. Przyjdź jutro na piętnastą.- Powiedział i wręczył mi gruby plik banknotów, które zapewne zebrał ze sceny po występie. Z obrzydzeniem wzięłam je do rąk i na nie patrzyłam. Chciałam zarobić jakąś porządną sumę, ale nie w taki sposób, nie tańcząc...Wybiegłam z klubu i pobiegłam szybko do ciemnego parku. Usiadłam na ławce i wsłuchałam się w szum drzew. Chciałam zaszyć się gdzieś w cieniu, żeby nikt mnie nie widział. Czułam na sobie jakby piętno. Jakby całe moje ciało świeciło nadnaturalnym blaskiem i oznajmiało "ona jest dziwką tańczącą w klubie za pieniądze". Jak mi było strasznie wstyd. Jak bardzo nie chciało mi się wracać do domu, w którym czekał na mnie Duff. Wstydziłam się przed nim i przed chłopakami. Bałam się, że zdradzą mnie moje oczy, albo jakiś pojedynczy ruch. Bałam się, że się ode mnie odwrócą. Stracę ich i stracę także moją najlepszą przyjaciółkę. Załzawionymi oczami patrzyłam się na trzymany nadal w palcach plik posegregowanych dolarów. Schowałam je do kieszeni i wyruszyłam w noc w poszukiwaniu kogoś, kto pomoże mi zapomnieć o strachu i bólu.
Dilera...

2 komentarze:

Jak już tu jesteś i przeczytałeś całe moje wypociny to napisz coś ya know. Gunsi za hejty nie gryzą..No może Slash..trochę...bardzo. Uważaj bo cie kurwa zje.