wtorek, 9 lipca 2013

3.

Dziś rozdział, na który nie miałam pomysłu :/ Ale jest romantycznie: specjalnie dla ciebie kochana XD  Ale starałam się "trzymać fason" i żeby było więcej Izziego (tak jak prosiłaś ). Tak więc zapraszam na rozdział 3 i przepraszam za ewentualne błędy c:
____________________________________________________________________________________
Axl.
Kurwa. Moja niewyparzona morda.. Nie wiedziałem, naprawdę nic nie wiedziałem o jej rodzicach i o tej całej.. sytuacji. Ale mogła mi powiedzieć prawda? Czemu ja się oszukuje.. Jestem dla niej chamski, nie szanuje jej . To chyba oczywiste że nic mi nie powiedziała. Zresztą chyba za dużo wypiłem, wpływ na to miała też...zazdrość. Tak zazdrość, w końcu jestem tylko zwyczajnym człowiekiem. Wyszedłem od razu po tym jak wybiegł Duff, zostałem odprowadzony niedowierzającymi spojrzeniami chłopaków. Zacząłem iść prosto przed siebie, nie patrząc właściwie gdzie i się tym nie przejmując. Minąłem kilka naprawdę fajnych lasek i chętnych się zabawić, odwróciłem wzrok. Jeszcze tylko brakowało by tego, ze po tym co zrobiłem poszedłbym się ruchać. Wyszedłbym wtedy na skończonego skurwysyna. Latarnie uliczne oświetlały jeszcze więcej odsłoniętych i chętnych na wszystko ciał. Moje kroki mimowolnie skierowały się w stronę ponętnej brunetki. Spojrzałem jej w oczy i nie zobaczyłem tam miłości, tylko chęć zabawy. Odwróciłem się i poszedłem dalej. Co się ze mną kurwa stało? Zacząłem szybko biec. Myśli tłukły mi się w głowie i nie dawały chwili spokoju. Po chwili usłyszałem odgłosy szarpaniny już miałem zakręcić i pójść stąd, gdy jakaś dziewczyna krzyknęła. Zaraz, zaraz... To ona. Poszedłem bliżej i wychyliłem za murku. Zobaczyłem jak jakiś alfons się do niej dobiera... Tego to już za wiele.
-Vic?
-Axl?- wyszeptała zdumiona.

Vic.
Biegłam szybko, próbując uciec od bolących wspomnień. Bezskutecznie. Przystałam, rozejrzałam się i zupełnie nie wiedziałam gdzie jestem. Zgubiłam się, zgubiłam się w LA, co za ironia.. Pomyślałam o Axlu i zrobiło mi się go nawet trochę (ale tylko trochę, kiedy przypomniałam sobie o jego kpiącym uśmieszku) szkoda, bo w sumie nic o tym nie wiedział. Choć pewnie nawet jeśli by wiedział to tak by mi  docisnął, że pewnie skończyło by się tak samo. Czyli o panie, panie Rose mam już wyrobione zdanie. Przystanęłam na chwilę próbując ogarnąć myśli i spokojnie zastanowić się jak i którędy wrócić do domu. Jednak moje zastanowienia zostały brutalnie przerwane i wszystko na nowo rozwaliło mi się po głowie.. Gwałtownie odwróciłam się do tyłu, bo poczułam czyjeś ręce oplątujące mnie w talii i gorący, śmierdzący alkoholem oddech.
-A panienka to się nie boi tak sama, po takim dużym mieście chodzić?- spytał właściciel rąk które próbował mi nachalnie wcisnąć pod bluzkę i bezczelnie patrząc mi się w nieduży dekolt.
-Nie nie boi- I dałam mu z całej siły w ryj. No bo nikt mnie nie będzie nocą napastował bez mojego pozwolenia. On szybko się otrząsnął z ciosu, złapał mnie za nadgarstki i zdecydowanym ruchem przycisnął  do muru, napierając na mnie całym ciałem. Poczułam na plecach chód ściany i czułam że znalazłam się w pułapce, że nikt mi nie pomoże, że zostanę zgwałcona w jednej z uliczek Miasta Aniołów... Mimo swojej małej powierzchni do popisu, zaczęłam się wyszarpywać z uścisku tego schlanego w cztery dupy mężczyzny, który swoimi świńskimi oczkami lustrował mnie wzrokiem. Jego ręka powędrowała w stronę moich osłoniętych przez dość cienką koszulkę piersi.
-Ty dziwko- wysyczał kiedy ugryzłam go w rękę. Uderzył mnie dłonią w policzek. Krzyknęłam. Jezu jak bardzo chciałam by ktoś mnie uratował...
-Zamknij mordę, bo skończysz za chwilę jak szmata do podłogi.- powiedział przez zaciśnięte zęby, akcentując każde słowo i powoli, i jakże boleśnie wykręcając mi rękę. Krzyknęłam. uderzył mnie więc w brzuch, upadłam na kolana a on powoli zaczął rozpinać rozporek. Usłyszałam zbawienne kroki kogoś podążającego w tę stronę.
-Axl?- wymamrotałam zdziwiona.
-Na niewinną dziewczynę się rzucasz gnoju?- I uderzył go pięścią w twarz. Niestety tamten był mocny i tylko na chwilę przystanął dotykając dłońmi żuchwy. Później jak rozwścieczony byk ruszył na Rudzielca i kopnął go w brzuch, gdy ten zwinął się z bólu, uderzył go mocno w twarz. Adresat tej agresji zatoczył się i widziałam jak ledwo trzyma się na nogach.
-O Boże - wyszeptałam nadal klęcząc przy murze.
-Uciekaj- powiedział do mnie krztusząc się lecącą z nosa i rozciętej wargi krwią.
-Nie zostawię cie tutaj samego.- odparłam przerażona. I opierając się o zimną ścianę powoli wstałam na nogi. Pan Byk już zbliżał się do niego z mordą wykrzywioną w kpiącym uśmiechu, chcąc zadać jak najprawdopodobniej ostateczny cios. O, nie! Chwyciłam leżącą gdzieś na bruku butelkę, z do połowy opróżnionym trunkiem, podbiegłam do niego i z całej siły przypieprzyłam mu w łeb. Zwalił się bezwładnie na ulicę z głuchym łomotem, a z jego głowy zaczęła powoli sączyć się krew. Na ten widok, wystraszyłam się, że może go zabiłam, i trafię do kryminału i nie wyplączę się z niego do końca życia. Upuściłam rozbitą już od ciosu butelkę, odłamki odskoczyły w różne strony.
-Nic ci nie jest?- Spytał Rose nieświadomie rozsmarowując krew na swojej twarzy.
-Na szczęście nie. O Boże a ty jak się czujesz? - spytałam z coraz większymi oczami na widok większej i większej ilości krwi na jego twarzy.
-Ogólnie to dobrze, ale z twarzą chyba mam coś nie tak.
-Coś nie tak? Człowieku ty masz rozpieprzoną połowę twarzy!- krzyknęłam podbiegając do niego. - Naraziłam cie na niebezpieczeństwo.
-Nie, nie przesadzaj. Należało mi się.
-Nie mów tak. A co jeśliby cię zabił? Uwierz mi on byłby do tego zdolny. - powiedziałam wykrzywiając usta w niezadowolonym grymasie, gdy przypomniałam sobie, co zamierzał ze mną zrobić...
-To by zabił. I tak pewnie ktoś mi to zrobi.
-Nie pozwolę na to. Nie po to cię ratowałam od tego cholernego zboczeńca. - Czy ja się właśnie o niego martwiłam? O człowieka przez którego to wszystko miało miejsce? Co się ze mną dzieje?

Axl.
Miło mi było, że martwiła się o mnie. Tego jebanego chuja, który powiedział za dużo...
-Powinniśmy już wracać. Inni się pewnie martwią.- mruknęła po chwili. Inni czyli Duff. Michael McKagan- człowiek, który mógł mieć wszystko.
-Dziękuje Axl- powiedziała spuszczając wzrok.-Gdyby nie ty...
-Chyba to ja powinienem coś powiedzieć. Wiesz przepraszam za to dzisiaj. Nie wiedziałem..że...no...Przepraszam.
-W sumie to też moja wina, nic nie wiedziałeś... i tak wyszło. Nie mówmy o tym więcej.- Zapanowała niezręczna cisza. I po zastanowieniu zrobiłem coś strasznie głupiego. Pamiętaj o tym, mówi ci o tym pieprzony Axl Rose - Nigdy za długo nie myśl, i to do tego w obecności dziewczyny którą ''chyba lubisz''.
Podszedłem do niej, objąłem ramionami i powiedziałem jeszcze raz "przepraszam". Odskoczyła zaskoczona.
-Wracajmy już.- wymamrotała patrząc się gdzieś w bok.
Zjebałem sprawę. Kurwa.

Duff.
Gdzie ona pobiegła? Los Angeles jest wielkie. A co jeśli jej nie znajdę? Czarne myśli kotłowały mi się w głowie. Co mam poradzić, że zajmowała miejsce w moim sercu. Nie chciałem jej zaliczyć...no dobra może później, Jak się lepiej poznamy. W końcu Veronica to nie pierwsza lepsza dziwka. Szkoda, że Agnes zniknęła tak szybko. Może opowiedziałaby mi co nieco więcej o tej ślicznej "kasztance". Po chwili, skręcając po raz tysięczny w jakąś mniejszą uliczkę zauważyłem dwójkę ludzi. Rudy chłopak i jakaś dziewczyna, która z trudem go podtrzymywała. AXL?!
-O! Michael.- krzyknęła drobna dziewczyna. - Pomóż mi.
-Podszedłem trochę bliżej i zauważyłem że Axl ma obitą mordę i z bólem na twarzy przytrzymuje się za brzuch. Uśmiechnąłem się, ktoś wykonał za mnie całą robotę.
-Nie stój tu jak debil, i nie szczerz się do mnie, tylko mi pomóż. On trochę waży.
-Dobra, dobra. - przerzuciłem go sobie przez lewe ramię. Zaprotestował, głośno wyklinając moje plecy o które uderzył. A prawą przytuliłem do siebie Vic. - Widzę że nie ja dziś jestem bohaterem.
-O nim mówisz? - spytała pokazując Rudego głową.
-No znalazł cię w końcu. - Veronica zaśmiała się..
-No niby znalazł.
-Ja wszystko słyszę. - wymamrotał Axl.- Rzygać mi się chce - dodał po chwili.
Wyszliśmy z tej ciemnej uliczki i skierowaliśmy się w prawo. Po jednej i drugiej stronie ulicy znajdowały się domy z pięknie zadbanymi ogródkami i rabatkami. Za chwilę je trochę przyozdobimy, pomyślałem odstawiając Axla o pomalowany na biało płot. A Rudzielec tylko się przez niego przechylił...
-Już myślałem że cie nigdy nie znajdę. - przytuliłem ją. Po chwili podniosłem jej brode i popatrzyłem jej głęboko w niespotykany dotąd kolor tęczówek, Szaro-niebiesko-zielony. No cóż Ona nie jest taka pierwsza lepsza.
-Nigdy już tak nie rób. Okej?
Też se moment wybrałem. Axl nie szczędził mi podkładu muzycznego.
-Dobrze- powiedziała. Pogłaskałem jej policzek. Sykneła z bólu.
-Kto cię...Kto cię uderzył- spytałem zaciskając ze złości zęby, i czując potrzebę wpierdolenia temu człowiekowi.
-Taki jeden chuj.- Spuściła wzrok.-Przypierdoliłam mu butelką...gdzieś tam leży.
Zaśmiałem się.- Chodziłaś kiedyś na boks? Mam się bać?
-Nie. Ty nie- przygryzła wargę. Przybliżyłem do niej twarz.
-Ty piłeś. - posumowała udając złą.
-Może trochę, z rozpaczy.
Popatrzyłem jej w oczy. Uśmiechnęła się zawstydzona. Trochę pod wpływem impulsu, trochę pod wpływem alkoholu nachyliłem się i pocałowałem ją. Czyli jednak Michael McKagan umie być cholernym romantykiem.
-Duff, cioto. Możesz mi pomóc? - krzyknął Axl przewieszony przez ogrodzenie. - Te jebane sztachety wbijają mi się w jaja.
Zaśmialiśmy się przytulając się do siebie.
-I co w tym kurwa śmiesznego? Że będę miał jajecznicę w portkach?
-Już idę nie denerwuj się. - pocałowałem Vic w czoło, a Axla postawiłem do pionu.
-Wracajmy już. - powiedziała ziewając. -Spać mi się chce.
-Podnieść cię?- Spytałem pokazując na plecy.
-A wiesz skorzystam. - i wskoczyła mi na barana. Axl odwrócił wzrok i powiedział
-Chodźcie szybciej, bo znowu będe rzygał.- czyżbym słyszał nutkę smutku w jego głosie? Pewnie mi się wydawało, w końcu to jest Axl Rose.
-Ciepłe masz plecy. Jednak na poduszkę to ty się nie nadajesz. Jesteś w chuj kościsty.- wymamrotała Vic.
-Komplement?
-Tak.- i objeła mnie mocniej rękami.

Vic.
Jezu, ale jestem zmęczona. Dosłownie padam na twarz. Najchętniej bym zasnęła, ale nie było takiej możliwości. Po pierwsze kości Duffa. Po drugie myśl, która nie dawała mi spokoju. Czy on wtedy, czy Axl próbował mnie przytulić? Poczułam rozpływające się gorąco po moim ciele na samą myśl o tym. Czemu się tak zachowuję? Przecież jest Duff...Kochana Żyrafa. On wspiera mnie, jest przy mnie, a Axl ten jebany cham...Przez niego jest to wszystko. Jednak nie potrafiłam go nienawidzić, no bo gdyby nie on...
Przypomniałam sobie ciepłe wargi Duffa, przed oczami miałam jego uśmiechniętą twarz. Hmm czyżby niedostępna dla wszystkich Veronica się zakochała? W chłopaku, któremu sięgała ledwo do ramion, i który był cholernie kościsty? Chyba tak...
-A tak w ogóle to wiecie jak wrócić?- spytałam wychylając się zza głowy Michaela.
-No tak...właściwie to nie.- No świetnie. Zgubiłam się w mieście, w którym mieszkam prawie dwanaście lat. W sumie... miałam jeden pomysł.
-Wiecie jak tu złapać taksówkę?- powiedziałam wyjmując ostrożnie portfel z mojej skrytki.

Mój "sejf" i w miarę dobra pamięć chłopaków nie zawiodły. Miły taksówkarz powiózł nas w okolice Hell House'u. Wysiedliśmy, zapłaciłam i ruszyliśmy w stronę domu. Mojego nowego domu. W pokoju siedział najebany już Steven jak zwykle mamrocząc coś do siebie i Slash popijający Night Traina i witający nas zdumionym spojrzeniem.
-O. Znalazłeś dwójkę.- powiedział nieco zniekształconym przez alkohol głosem.
-A tak mi się napatoczyli po drodze to wziąłem.- Uśmiechnął się do mnie i podał mi dłoń, którą uścisnęłam z ulgą, że już jestem wśród chłopaków. Axl oznajmił, że wychodzi.
-Wyjaśnie z nim coś, ok? - szepnełam do Duffa.
-Ale wracaj szybko.
I wybiegłam za Axlem. Na niebie niedługo zawita słońce i coś czuje, ze raczej go nie zobaczę. Od zmęczenia zamykały mi się oczy.
-Axl poczekaj. - krzyknęłam za nim. Odwrócił się niechętnie.
-Co?
-Boli cie jeszcze? - spytałam podchodząc do niego ostrożnie. Obserwował każdy mój krok.
-No trochę. - Z nosa nadal sączyła mu się krew. Wytarł ją rękawem swojej kurtki. Stałam chwilę speszona. Po chwili zaczęliśmy mówić jednocześnie. Roześmieliśmy się, atmosfera się trochę rozluźniła.
-Mów pierwsza.- rzucił z uśmiechem. Czy wspominałam kiedyś że ma boski uśmiech? Dosłownie śmiały mu się oczy.
-No to tak..- pierwszy raz zapomniałam zupełnie co mam powiedzieć i gapiąc się jeszcze jak debilka na jego oczy, szybko próbowałam coś wymyślić. Oczywiście moja kreatywność przerosła wszelkie oczekiwania.
-Co tam u ciebie? - patrząc na jego zaskoczoną tą błyskotliwą wypowiedzią twarz zanuciłam - Burak zasłania mi twarz...
-Co?- wybuchnął śmiechem.- A u mnie bardzo dobrze a u pani?
-No właściwie to też.
-Tylko nie zacznijcie się tutaj rozmnażać, nie chcę już zostać wujkiem.- powiedział z ironią w głosie Izzy.
-Spierdalaj Iz. - odparł Axl.
-A ty uważaj na niego, on potrafi powiedzieć czasem coś w chuj chamskiego - zwrócił się do mnie lustrując mnie wzrokiem.
-Nie martw się, wszystko pod kontrolą Jakby co to sama mu wpierdolę. Mam w tym już trochę wprawy. - zaśmiałam się.

Axl.
Szczerze powiedziawszy Izzy był strasznie wkurwiający. Co prawda był moim przyjacielem i kochałem go jak brata, ale czasami miałem ochotę mu przypierdolić. No cóż nie oszukujmy się, on zawsze był szczery, ale no kurwa tak się komuś wpierdalać w rozmowę?
-Izzy zobacz czy cię kurwa w domu nie ma.- rzuciłem zdenerwowany.
-Ojść. Mocno zabolało?- uśmiechnął się kpiąco Stradlin. Spojrzałem w jego brązowe oczy, źrenice ledwo zauważalne..A on zawsze jak się naćpał pierdolił co mu tylko ślina na język przyniesie.
-Trochę. Może ty już...
-O! Mój kochany Izzy. - wybiegł z otwartych drzwi Duff i rzucił się Izziemu w ramiona. Nie dadzą nam w spokoju porozmawiać.
-Może kiedy indziej.- usłyszałem szept Vic. Uśmiechała się do mnie porozumiewająco.
-Nica, kochanie moje nie za zimno ci tak stać bez spodni.- krzyknął Michael biorąc ja na ręcę.
-A co chcesz mnie rozgrzać? - spytała zanosząc się śmiechem.
-Naszła mnie dzisiaj ochota, żeby obrabować bank.- śmiejąc się całował ją po szyi. Ona nic nie mówiąc wtuliła się w niego.
-Może chcesz zakupić gumkę?- spytał Iz tonem uczciwego sprzedawcy kondomów.-Wspaniała, nieprzemakalna. Odporna na wode i ogień. Wytrzymuje w temperaturach od 20 do 300 stopni jakbyście się mocno rozgrzali. Świetnie nadaje sie też..
-Dobra wystarczy już tego.- zastopowała go Veronica tarzając się ze śmiechu po trawie. Oczywiście z Michaelem.
-A masz coś, żeby się najebać?- traciłem coraz szybciej humor, patrząc na to wszystko..
-Nadmuchaj se kondoma i wsadź na łeb. Skuteczność gwarantowana.
-Nie dzięki, to ja już pójdę.
Odwróciłem się szybko i nie zatrzymywany przez nikogo uciekłem z "posesji" w uszach wciąż rozbrzmiewał mi jej śmiech. A przed oczami miałem widok jej i Duffa, całujących się i tarzających ze śmiechu po trawie.

Vic.
No i znowu mi skubany uciekł. Tak na prawde jak się nie wkurza, to jest bardzo miły i da się z nim normalnie porozmawiać. No i ma takie śliczne hipnotyzujące, zielone oczy.. Co ty dziewczyno gadasz? Masz Duffa, a właśnie..
-Kochanie to jak? Kupujemy?- spytał mnie Mich.
-Nici z seksu nic nie piłam. - Co ja kurwa pieprze? Alkohol nie jest mi potrzebny, żeby wygadywać głupoty. To debilstwo wrodzone, po matce..
-To ja ci coś za chwilę przyniose.
-Nie dzięki.- straciłam humor i ochote na żarty.
-Ej co się kurwa stało? - spytał marszcząc uroczo brwi.
-To ja skocze po towar. Kłaniam się nisko i polecam na przyszłość. - krzyczał Izzy na cały ryj idąc w stronę domu.
-Nic.- Wsłuchiwałam się w noc. Daleki szum przejeżdżających samochodów, jakby ktoś przekładał kartki książki i otwierał je na nowym rozdziale mojego życia.
-Przecież widze kotek. - powiedział kładąc się na plecach na trawie i wbijając swój wzrok w powoli jaśniejące niebo nad nami. Poszłam za jego przykładem układając głowę na jego klatce piersiowej.
-Przytłacza mnie to wszystko.- westchnełam.
-Wiesz, że nie masz się o co martwić, jestem tutaj.- odpowiedział rysując palcem jakieś wzory na moich plecach.
-Dzięki, ze moge na ciebie liczyć.
-Na tym to polega co nie?
-No tak..Spać mi się chce- stwierdziłam po chwili, czując ciążące mi coraz bardziej powieki.
-To śpij.- wymruczał mi cicho do ucha..
-Tak tutaj?- oparłam się na łokciach  i patrzyłam mu prosto w oczy. Moje kłaki spadły mu na twarz, odgarnął je z uśmiechem. Schyliłam się powoli, widząc, że on bacznie mnie obserwuje czekając niecierpliwie na kolejny ruch.
-Mogę? - spytałam uśmiechając się, i drocząc z nim.
-Na to czekam.- odpowiedział z powagą. Ręcę wplotłam w jego włosy.i nachyliłam się. Wpił się w moje wargi, aż poczułam cudowne zawroty głowy. Opadłam na niego, w pełni poddając się jego woli i niecnym planom. Całował mnie łapczywie, aż zabrakło mi powietrza. Oderwałam się od niego i wydyszałam.
-Zamierzasz mnie zjeść?
-Chętnie. - I pocałował mnie znowu.
Gładził mnie po plecach i po moich gołych nogach. Ja też nie pozostawałam dłużna. Cieszyłam się, że mam kogoś przy sobie, w tak trudnym dla mnie czasie. Czułam się bezpiecznie. Chociaż raz.

4 komentarze:

  1. Wow.
    Strasznie mi się podoba.
    Możesz mnie informować?
    Tu:

    fuck-yeah-guns-n-roses.blogspot.com/

    Bądź tu:

    shelovedhimyesterday.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje bardzo c: I jak sobie życzysz :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Izzy sprzedawca kondomów rządzi. XD

    OdpowiedzUsuń

Jak już tu jesteś i przeczytałeś całe moje wypociny to napisz coś ya know. Gunsi za hejty nie gryzą..No może Slash..trochę...bardzo. Uważaj bo cie kurwa zje.