Nie wiem czy mogę się jakoś usprawiedliwić. Raczej nie. Jako informację do rozdziału pozostawie wam to, że mama dała mi szlaban i kazała siedzieć w książkach ok. Tak, dla mnie to też jest niezrozumiałe.
W każdym bądź razie dostęp do internetu miałam (jedynie na telefonie ale to zawsze coś) czytałam na bieżąco wszystko. W swoim czasie nadrobię komentarze xd
________________________________________________________________________________
Kristen.
- Boże, kto to widział, żebym włamywała się do własnego domu?!- mruknęłam wyjmując z dziurki od klucza wsuwkę i popychając drzwi do przodu.
Mój dziwny towarzysz, od niedawna kolega, pomaszerował za mną.
- Cholera ale weź te brudne, spocone dupsko z mojej kanapy! Wiesz jak trudno się ją czyści?- krzyknęłam zbulwersowana.- Dziękuje - odpowiedziałam kiedy poderwał się jak oparzony.
- Po schodach na górę, po lewo trzecie drzwi. Idź się umyć, bo stokrotkami nie pachniesz.- poinstruowałam blondyna, który ze skruszoną miną zaczął się obwąchiwać. Jednak chwilę potem, widocznie przyznając mi rację, udał się z mam nadzieję zamiarem kąpieli na górę.
Sama natomiast zamknęłam wejściowe drzwi i wstawiłam wodę na kawę.
Zawsze odkąd pamiętam, pierwsze co robiłam po przyjściu do domu i zamknięciu drzwi było to zrobienie sobie kawy. Najlepiej sypanej z dużą ilością cukru. Wzięłam kubek do ręki i wręcz majestatycznie sącząc poszłam porządnie sie wykąpać.
Wiecie, mam sporą chatę i dwie łazienki. To tak na marginesie, żeby nie było że napaliłam się na Stevena.
- Jezus maria!- to wszystko co mogłam z siebie wydusić. Moje brązowe włosy były w strasznym nieładzie, gdzieniegdzie, przeczesując je palcami znalazłam gałązkę lub liść.
Niezłe gniazdo sobie wyhodowałam.
Makijaż jak to po płaczu, nic specjalnego. Czarne pręgi od tuszu zdobiły moje wcześniej upudrowane policzki, a moja szminka "rubinowy zachód słońca", którą poleciła mi moja przyjaciółka, całkowicie sie starła.
Ale po cóż kochana masz wspaniałą dużą wannę i swój grejfrutowy płyn do kąpieli!
W gorącej wodzie, po uprzednim pozbyciu się ubrań, zanurzyłam się z przyjemnością.
Vic.
Przekroczył ponownie próg mojego nowego domu i mocno przyparł mnie do ściany, jednocześnie kowbojkiem zamykając drzwi. Odepchnęłam go. Spojrzał na mnie smutno i ponownie podszedł bliżej. Tym razem ostrożnie mnie objął, zagubione kosmyki włosów zakładając za ucho. Położył mi dłoń na lewym policzku. Nie wiedziałam co mam o tym sądzić.
Najlepiej byłoby w ogóle nie myśleć.
Po chwili poczułam jego wargi. Były wyjątkowo spokojne i delikatne.
Westchnełam, a on uśmiechnął się pod nosem. Po omacku zaprowadził mnie do sypialni i położył na łóżku nie przestając całować.
Zszedł niżej i teraz to moja szyja była obiektem jego zainteresowań. Po chwili odpiął guziki mojej jedynej wizytowej koszuli i rzucił ją gdzieś za siebie. Spojrzał na mnie uśmiechając się.
Pocałowałam go, wzbudzając w nim większą żądze. Popatrzyłam na niego. na jego palce, które powoli ale wprawnie pozbawiały mnie kolejnych części garderoby. Jak dziecko.
Kochałam go.
ale..
Zawsze było jakieś pieprzone "ale".
Walić to.
W tej chwili potrzebowałam miłości i ciepła. A on był gotowy mi to dać.
- Przepraszam. - szepnął cicho.
Gładził moje ramiona i wodził dłońmi po mojej skórze. Poczułam gęsią skórkę na całym ciele, które w tym momencie było odziane jedynie w bieliznę.
Popatrzył na mnie przerywając swoją wcześniejszą czynność, jakby czekał na pozwolenie. Jako odpowiedź wcisnęłam swoje dłonie za gumkę jego bokserek i szybko się ich pozbyłam. Niedługo i moje "odzienie" spotkał ten sam los.
Nie odrywając się od moich ust stanowczo we mnie wszedł.
Jęknęłam wyginając się w tył.
Odgarnął mi włosy z czoła i pocałował.
Opadł na poduszki i przygarnął mnie do siebie. Czułam na szyi jego przyśpieszony oddech, który powoli wyrównywał.
- Kocham cie.- szepnął.
Nie odpowiedziałam.
Gorzkie łzy płynęły mi po twarzy.
Duff.
Obudziłem sie z zamiarem opróżnienia mojego pęcherza. Przerzuciłem więc nogi za krawędź łóżka i zacząłem przecierać oczy. Nagle usłyszałem za sobą szelest pościeli i długie ziewnięcie. Obróciłem się posyłając Veronice rozbawione spojrzenie.
- Dzień dobry- wymamrotałem.
Zbyła mnie milczeniem.
Zmieszałem sie i pomyślałem, że coś musiałem znowu spieprzyć. Ale przecież wczoraj było dobrze, prawda? Ehh.
Vic natomiast w tym czasie zdążyła się ubrać i wyszła, sądząc po moim rozeznaniu w terenie- do kuchni.
Po chwili trzaśnięcie drzwiami, dźwięk przekręcanego w zamku klucza i cisza.
Schowałem twarz w dłoniach.
Pierdole.
- To co tutaj zaszło, nie miało miejsca. Zapomnij o tym.- powiedziała stanowczo dziewczyna.
Zerknąłem na okno i chwilę obserwowałem sąsiadów i ich poranne obowiązki i wędrówki do pracy.
- Wróć do mnie.- odpowiedziałem.
- Nie.- zacisnęła zęby.
Spuściłem głowę i przez chwilę panowała cisza.
Cisza, która niebezpiecznie zaczynała dzwonić nam w uszach.
- A wiesz dlaczego?- zapytała po chwili. Pokręciłem zmieszany głową.- Bo to Ty wszystko spieprzyłeś.- dokończyła wskazując na mnie palcem.
- A teraz wyjdź.
- Kocham Cie.
- Zbyt często używasz tego słowa, nie zapomnij jego znaczenia.- odparła sucho.
Podszedłem z zamiarem przytulenia jej, jednak ona unosząc ręce odsunęła się ode mnie. Następnie pokazała mi drzwi.
Vic.
Była sobota a ja właśnie wracałam ze sklepu spożywczego dzierżąc w obu dłoniach ciężkie reklamówki z produktami potrzebnymi do przygotowania jutrzejszej kolacji.
Owszem zaprosiłam kilku znajomych.
A właściwie to całe Guns n' Roses, pomijając Michaela. Nie mam zamiaru go oglądać.
Rączki wpijały mi się w nadgarstki odbijając się na skórze fioletową pręgą. Zwolniłam więc na przejściu by przełożyć torby do dłoni, aby było mi wygodniej.
Nagle zza zakrętu w szaleńczym pędzie wypadł czarny samochód. W panice przyśpieszyłam, jednak zdecydowanie za późno.
Pisk opon trących w zabójczym tempie o asfalt.
I ściana powietrza, która uderzyła we mnie wywiewając mi gwałtownie włosy do tyłu.
Wypuściłam siatki z rąk. A samochód z całym impetem uderzył we mnie.
Upadłam.
Odjechał.
Axl.
- Przepraszam? Ma pan może ogień?- spytała mnie nagle pewna dziewczyna. Spożywałem sobie właśnie pewien napój, elegancko rozkładając sie na krawężniku.
- Kobieto, mam miotacza ognia w spodniach.- wymruczałem mam nadzieję uwodzicielsko, wiadomo co z językiem robi alkohol.
- Doprawdy?- burknęła zakładając sobie ręce na pierś.
- A chcesz się przekonać?
- Spadaj stary dziadu.
- Trzynastka nie powinna palić. Spieprzaj zanim powiem Twoim rodzicom.
Ja ci dam "stary dziadu".
Mała bezczelna gówniara.
Vic.
Ulica była pusta.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu oparcia. Czegoś dzięki czemu mogłabym się podnieść.
Podczołgałam się w stronę rozrzuconych zakupów i trzęsącymi się dłońmi zaczęłam je zbierać do siatki.
Następnie o dziwo dźwignęłam się z trudem na nogi i kulejąc podążyłam w stronę domu.
Przy takim uderzeniu powinnam skończyć jako mokra plama.
Głupi ma zawsze szczęście.
***
- Siema!- krzyknął Slash od progu. Stałam właśnie w kuchni i mieszałam sos do spaghetti.
- Witam i zapraszam. Proszę rozgośćcie się, za chwilę przyjdę.- Poinformowałam wychylając się zza futryny.
Chwilę później wyszłam, żeby sprawdzić ile talerzy powinnam wyjąć i ile osób mam nakarmić.
- Pań tu nie zapraszałam.- powiedziałam na widok kilku panienek, które tu przywlekli.
Te prychnęły obrażone.
Chuj im w dupę.
Kiedy kameralne przyjęcie- parapetówa zaczęło sie wymykać spod kontroli, a w łazience i po kątach obściskiwały się osoby, których nie znałam, postanowiłam zakończyć zabawę. Zanim moje mieszkanie zamieni się w burdel.
Dosłownie.
Wyłączyłam dudniącą muzykę, otworzyłam szeroko drzwi i wszystkich "grzecznie" wyprosiłam.
A bynajmniej tak mi się wydawało.
- Pomóc?- spytał ktoś podczas gdy zbierałam brudne talerze ze stołu.
Mało co a moja nowa zastawa poszłaby w drobny mak. Odwróciłam się w stronę "intruza".
- Izzy?- mruknęłam zaskoczona.
- Ta.
- Coś się stało?- spytałam z zaniepokojeniem odnosząc naczynia do kuchni i wstawiając je do zlewu. Czarnowłosy chłopak, niczym cień podążył za mną.
- Powiedzmy.
- Mogłabym poprosić trochę więcej szczegółów? - odparłam kąśliwie odkręcając wodę i zaczynając zmywanie.
Zapytany nie śpieszył się z odpowiedzią. Zapalił papierosa i dopiero zaczął mówić.
- Jakby to. Nie podoba mi się ta sytuacja. - na te słowa przerwałam wykonywaną czynność zamierając zaskoczona.- Możliwe, że ktoś może chcieć Ci zrobić krzywdę. Nie chciałbym do tego dopuścić. - dokończył a ja wzdrygnęłam się na wspomnienie dzisiejszego incydentu.
Uważne oczy obserwującego mnie bruneta nie przepuściły tego gwałtownego gestu.
- Już ktoś Ci coś zrobił?- zapytał chłodno.
Milczałam.
- Nie będę się powtarzał. Zrobił Ci ktoś coś?
Kiwnęłam szybko głową, ton jego głosu nieprzyjemnie podrażnił mi uszy.
- Kto?
- Wracałam wczoraj ze sklepu, była może trzynasta lub coś koło tego. Na przejściu koło banku. Ktoś mnie potrącił.
- Kto?
- Nie wiem, nie widziałam twarzy, zresztą szybko odjechał.- powiedziałam i schowałam twarz w dłoniach.
Bałam się?
A kto by na moim miejscu się nie bał?
Jeff westchnął ciężko i podszedł bliżej.
Objął mnie swoimi ramionami, uprzednio gasząc papierosa w popielniczce i wyszeptał mi do ucha.
- Mam zamiar wywieźć cie na jakiś czas do Lafayette.
Mimo wszystko uśmiechnęłam się pod nosem i wtuliłam bardziej w ciepłe ciało chłopaka.
A wywóź mnie gdzie chcesz.- pomyślałam.
W domu słychać już było tylko spokojny oddech śpiącego Izziego, tykanie zegara w korytarzu i rozmowy, które ktoś prowadził pod blokiem. Przez uchylone okno, do pokoju wpadał co raz "świeży" ( wiadomo jak to amerykańskie powietrze ) powiew wiatru, który poruszał zasłonki i przynosił odgłosy ulicy. Przebrana w wygodny dres, z kubkiem herbaty w dłoni, usiadłam na parapecie otwartego okna.
Westchnęłam.
Brakowało mi pieniędzy, tego nie dało się ukryć. Mój portfel zaczynał świecić pustkami, szczególnie po mojej ostatniej wycieczce szlakiem promocji i wyprzedaży.
Boże, gdzie ja teraz znajdę pracę?
Gdzie osoba z takim wykształceniem, a właściwie- jego brakiem, z zaledwie marnym (nawet nie skończonym) liceum, może pracować?
A co dopiero mówić o pieniądzach na studia, które nie ukrywam przydałyby się.
Nie mam nawet kontaktu z matką, by poprosić ją o drobne wsparcie. Nie jest miłe, kiedy nie możesz liczyć na bliskich, bo się od ciebie odwrócili.
Ale nie jest miłe też to, że przespałam się z największym skurwysynem na świecie. Tego nie mogłam sobie darować. Jak bardzo byłam głupia, jak desperacko się zachowałam.
Jak dziwka.
Vic, on miał rację.
Jesteś dziwką.
____________________________
słabe.
ale jest ((:
Przychodzę z rozdziałem 21. Prawdopodobnie ostatnim w te wakacje.
OdpowiedzUsuńZapraszam!
http://one-rainy-dream.blogspot.com/2014/08/rozdzia-21-wyscig-do-poranka.html
No, no... witamy w świecie żywych! <3
OdpowiedzUsuńDobra, do rzeczy XD
Kristen jest strasznie fajna! I na moje oko idealnie pasują do siebie z Adlerem. Oboje nieźle pieprznięci xD Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Axl... ehm, co by tu napisać... niedoszły PEDOFIL!!!!11111!!!!11111!!!
Duff... Coś przestałam go jednak lubić w tym opowiadaniu. Chce z powrotem zdobyć serce dziewczyny od razu zaciągając ją do łóżka? Myśl czasem sercem, a nie kutasem dryblasie ._.
A Vic... zasługuje na kogoś takiego jak Izzy. Nawet jeśli nie będą parą... są przynajmniej dobrymi przyjaciółmi. Uwielbiam ich :)
Co do niebezpieczeństwa jakie grozi naszej głównej bohaterce... To silna i odważna dziewczyna, ale rzeczywiście powinna wyjechać na jakiś czas do Lafayette. Jestem bardzo ciekawa co dziewczyna będzie tam porabiać :v
Pisz szybciutko kolejny rozdział! Ten był świetny :)
Ojej dziękuje ((:
UsuńPostaram sie coś sklecić. Ale jak to ze mną. Wolę nie obiecywać XD
Cieszę się, że się podobało.
Zapraszam na ostatni rozdział opowiadania 'Welcome to the Sunset Strip' ;)
Usuńhttp://appetite-for-gunsnroses.blogspot.com/2014/08/welcome-to-sunset-strip-czesc-48-epilog.html
Słabe? Ja Cię kiedyś wezmę i... Nic Ci nie zrobię, bo za bardzo Cię uwielbiam za tego bloga i za konkretnie TO opowiadanie przede wszystkim! Kurde, jak Ty to robisz, że tak świetnie przekazujesz emocje? Jestem pełna podziwu.
OdpowiedzUsuńSteven się kąpie, jezu, ciężko mi to sobie wyobrazić. Ale Kristen nie jest zła. Co prawda nie lubię grejpfrutowych szamponów (wole morelowe), ale... No. xD
Kurde, ta sytuacja z Duffem. Myślałam przez chwilę, że Vic go... nie odrzuci. A tu taka chujnia, eh. Nie no, Rocket Queen ma racje, powinien się zdobyć na coś więcej niż zaciągnięcie do łóżka, eh. Duff, myśl chłopie!
A Vic? Współczuję jej. Nie dość, że cała ta sytuacja z McKaganem, to jeszcze to potrącenie i w ogóle... Niech wyjedzie. Izzy ma rację.
Kurde, no, świetne to, Anastasio! Serio.
Weny!
Hugs, Rocky.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZaaaapraszam na pierwszy rozdział kolejnego opowiadania :)
OdpowiedzUsuńhttp://appetite-for-gunsnroses.blogspot.com/2014/09/wake-up-time-to-die-1.html
Uh, może Cię to zainteresuje, może nie, ale...
OdpowiedzUsuńDobra, uwaga, ważne! Nowy blog, nowe opowiadanie. Zapraszam bardzo serdecznie :)
http://opowiesc-zmeczonych-ust.blogspot.com/2014/10/prolog-przez-ocean.html
o rany, uwielbiam twoje opowiadania! Czytanie ich to ogrimna przyjemność!
OdpowiedzUsuńDziekuje, miło mi to słyszeć ((:
UsuńDlaczego ona się z nim przespała? ;-; W ogóle nie zapytał ją o jej problemy, i jeszcze ją uwiódł. Dupek.
OdpowiedzUsuńIzzy jest super. Troszczy się o nią, zależy mu na nieji nie próbuje jej wykorzystać.
Wątek Steve'a i Kristen wciąż dziwny. Mam nadzieję, że nie zamierzasz zrobić z nich parki