Jutro muszę jednak iść :c Ale dzisiaj nie byłam i oto owoc tego dnia XD Pozdrawiam Rocky, która jednak wolałaby jakby Duff nie żył. Sorki Siostro XD
____________________________________________________________________________Vic.
Ale jak to? Tak po prostu odszedł? Jebany egoista. Mimo wszystko zrobiło mi sie jakoś tak źle. W sercu zagnieździła się nieprzyjemna, gorzka emocja. Nie potrafiłam jej określić, przeszkadzała mi. Uwierała w codzienność. Ostrożnie usiadłam na krzesełku i schowałam twarz w drżących dłoniach. Byłam zła. Zabrano go nam.A może to on naumyślnie odszedł od nas? Nie wiem.
Chciałabym, aby moje myśli były puste. Puste. Puste...
Izzy.
Byłem zaskoczony. Tak to chyba właściwe słowo określające ten wielki..pierdolnik, który rozgrywał mi się przed oczami. Jeden z moich przyjaciół właśnie stygł na szpitalnym łóżku. Obróciłem się w prawo w stronę siedzącej Vic. Chowała głowę w dłoniach i strasznie się trzęsła. Powoli do niej podszedłem i kucnąłem chwytając ją za ręce. Spojrzała na mnie smutno. Poczułem jakieś dziwne ukłucie w sercu. Kurwa tylko nie zawał. Ale nie. Po chwili uświadomiłem sobie, że to nie jest żadna choroba. To cholerne uczucie, które każdego dnia wyganiam ze swojego serca. Vic to tylko przyjaciółka- i tak pozostanie Izzy. Nie jesteś nikogo wart, jesteś tylko jebanym ćpunem, który i tak prędzej czy później (ale pewnie prędzej) tutaj skończy.
Wszyscy widzą we mnie tylko przyjaciela lub przygodę na jedną noc. Po co to psuć?
Slash.
Wypalałem już drugiego fajka, gdy z sali obok wybiegła ponętna pielęgniarka i trzęsąc i tym i owym podążyła drogą, którą wcześniej udał sie lekarz. Usłyszałem tylko jak woła.
- Doktorze! Nastąpiło wznowienie pracy serca.
Zakrztusiłem się dymem.
Biegiem lekarz dopadł do drzwi. Za nim truchtała pielęgniarka. Trampkiem zgasiłem papierosa na szpitalnym linoleum, którego kolor przypominał rzygi i przylepiłem się do szyby obserwując jak ratują Duffa.
Vic.
Wstałam nagle i podpierając się o ścianę podążyłam w kierunku Slasha. Za sobą słyszałam jak Ag wzdycha z ulgą, jak Izzy idzie za mną.
- Oni..wznowienie pracy serca.- wymamrotał przyciśnięty do szyby Slash.
Kręcący się nad Michaelem lekarze nie wyglądali pocieszająco, jednak czerwona dioda skacząca co raz na ekranie do góry napełniała mnie ulgą. Rozpłakałam się widząc napływające na jego policzki kolory. Poczułam jak Izzy obejmuje mnie ramieniem i po chwili moczyłam już jego czarny tiszert.
Steven.
Co u mnie?
Jechaliśmy z dość dużą prędkością. Umożliwiającą natychmiastowe wylądowanie na drzewie, bądź w rowie. Położyłem dłonie na kolanach i patrzyłem się przed siebie. Przełknąłem ślinę.
Szczerze? Nigdy nie znajdowałem sie w sytuacji bez wyjścia. Ta niewątpliwie do takich należała. Nerwowo chrząknąłem i postanowiłem, że czas się pożegnać.
- O Boże!- krzyknąłem nagle- jeleń!
Andrea zwolnił gwałtownie rozglądając się wokół a ja korzystając z okazji otworzyłem drzwiczki, zawahałem się chwilkę i ulotniłem w stylu bohaterów. Wiecie co? Beton jest cholernie twardy. Nie polecam. Myślę sobie śmiejąc się i masując obolały tyłek na środku drogi wjazdowej do LA.
Axl.
Ściskając kurczowo w dłoniach wizytówkę od Katie- mój bilet do wielkiego świata (wiecie lubie ruchać bogate tyłki) powoli wkroczyłem do domu. Z początku zmieszałem sie panującą tam ciszą ale po chwili znalazłem w swoim rudym łbie jej źródło. Wszystkich zapewne wywiało do szpitala-bo Duff. Sam również chętnie bym się wybrał ale nie mam czym. Chyba, że..pomyślałem zerknąwszy na zgnieciony papierek. Wygładziłem go kciukiem.
Zadzwonić?
Agnes.
-Można do niego wejść?- usłyszałam cichy głos Veroniki. Pielęgniarka stojąca przy drzwiach obrzuciła nas wzrokiem i powiedziała.
- Tylko najbliższa rodzina..
Więc w stronę drzwi krok zrobiliśmy wszyscy, co ona switowała zdumionym spojrzeniem i dodała.
- Jedna, maksymalnie dwie osoby. On musi teraz wypoczywać.- Westchnęłam ciężko, wiedziałam że nie mam najmniejszych szans. Kiedy Slash i Iz zniknęli za drzwiami ja zostałam sama z Vic.
No i zapanowała dosyć niezręczna cisza.
- Szkoda, że tak się stało.- to ja..
- Yhym..- to jak można się domyślić moja "rozmówczyni".
- Jak go znalazłaś?
- Nie mam ochoty o tym teraz rozmawiać.
Stwierdzam, iż tematy do rozmów między nami w końcu definitywnie się wyczerpały. Tak jak nasza stara przyjaźń. Odkąd spotkałyśmy chłopaków wszystko idzie nie tak i nic nie jest jak kiedyś. Szkoda.
Kiedyś bardzo dobrze się dogadywałyśmy. Tajemne szyfry w podstawówce sprawiły, że niemal czytałyśmy sobie w myślach. Ahh stare czasy.. obgadywanie słodkich panienek, głąbów, nauczycieli... Wyjazdy do dziadków do Polski. Ja nie za bardzo mogłam sobie pozwolić. Moja mama wraz z mamą Vic pracowała w bibliokafejce ojciec był bezrobotny a dochód z tego był wystarczający by utrzymać dom ale nie żeby pozwolić sobie na wyjazd do Stanów. Jednak przy zebranych oszczędnościach, pomocy taty Vic i dziadków z Polski w końcu dziesięcioletnia ja stanęłam na płycie lotniska. Pierwszy ale też ostatni raz... Było wspaniale. Całe wakacje z przyjaciółką w wolnej od zapachu spalin wsi. A potem wróciłyśmy do LA. Po cudownych dwóch miesiącach.. Zginął tata Veroniki i wszystko zaczęło się sypać.
I sypie się nadal.
Masz szczęście, że Duff żyje. Już miałam zamiar lecieć do Twojego domu z siekierą, a tu suprajs i wznowienie pracy serca. Ale mi ulżyło :D
OdpowiedzUsuńNo Steven uciekł od miłego pana porywacza. To dobrze, nie zostanie zgwałcony (?!)
Także ja życzę Ci duużo weny i żywego Duffa!! XD ;***
Haha dziękuje ♥ Szczerze mówiąc nie wiem jakie plany i marzenia miał mieć pan porywacz ale i tak się nie spełnią XD
UsuńNo ja wiedziałam, że zmartwychwstanie, wiedziałam! xD
OdpowiedzUsuńTylko cały czas nie mogę rozgryźć tej Vic. Jakoś mało mówi o swoich uczuciach i tak na prawdę nie wiem co o niej myśleć ;-; W ogóle to kocha w końcu kogoś czy nie kocha? xD I jeszcze z tą Agnes ma takie kiepskie relacje, dziewczyny, zróbcie coś! ._. Dalej... Steven. Dość specyficzny był z nim ten wątek. Cholera, to serio było dziwne. xD Ale dziwne nie znaczy złe! Izzy kocha Vic, to też wiedziałam! <3 Uuuuuuuuuuuuuu c': O Slashu i Axlu to za dużo nie napiszę, bo w sumie.. w sumie nie wiem co xD Tak czy siak, rozdział mi się podobał i czekam na kolejny ; )
cieszę się c:
Usuńprzejrzałaś mnie przyznaję się bez bicia XD
Zapraszam na nowy rozdział :)))) -----> http://sny-o-gnr.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNo to miło ze Duffy jednak żyje :D
OdpowiedzUsuńSteven... hmm jaki człowiek takie przygody xD
Izzy *.* jak ja go uwielbiam w tym opowiadaniu :p no i wiedziałam że kocha się w Vic. Niech będą razem xD <3
Izzy też go uwielbiam ♥
UsuńAle niestety nie chce na razie mówić co będzie dalej XD
Sorry że dopiero teraz piszę, ale problemy techniczne :_:
OdpowiedzUsuńDuff jednak żyję. No cóż. Bywa xDDD Jak sama wspomniałaś wolałabym jakby nie żył. Taki ze mnie szatan 3:D.
Trochę smutno, że dziewczyny tak się od siebie oddalają, w wielkim LA lepiej mieć zaufaną przyjaciółkę...
W każdym razie rozdział świetny, ciągle coś się dzieje! Masz zajebisty styl pisania, fajnie się czyta twoje rozdziały ;3
Weny!
PS Wybaczam i pozdrawiam również xD No i lecę do następnego rozdziału!
No, fajnie, że Duffy nie zdechł. Miałam wrażenie, że przyklejony do szyby Slash popadł by wówczas w jakąś depresję... XD
OdpowiedzUsuńSTEVEN SIĘ MNIE POSŁUCHAŁ!!! <3 XD
Biedny Izzy;-; On ma być jej facetem a nie przyjacielem i tyle, o. Jeszcze myślał, że ma zawał. :')