Kurcze. Jutro trzeba popoprawiać oceny. Nie chce mi się.
Tylko mi? Wątpie 8)
Stwierdziłam, że czas dać tempo temu opowiadaniu. 3..2..1..Start? XD
___________________________________________________________
Izzy.
- Cześć Brachu! Jak tam?
- Slash. On nie jest jeszcze przytomny.- oznajmiłem podchmielonemu koledze, który nie mógł utrzymać równowagi i opierał się dla pewności o ścianę. A tu nagle poleciał znany tekst.
- Ej..Gdzie jest moja wódka? I gdzie ja do jasnej cholery jestem? - powiedział Duff słabym głosem i z trudem podnosząc się na łokciach.
- Duff mordo! W szpitalu.- krzyknął Slash czkając nieco.
- Aha...Dobrze wiedzieć.- zmarszczył brwi zastanawiając się nad czymś.- Idziemy na wódkę?
- Jesteś w szpitalu.- powtórzyłem jeszcze raz. No tak.. do tego jego pustego łba nic nie trafiało.
- Wiem Slash mi już mówił. Hm..To znaczy, że tak? - pokręciłem głową i skierowałem Kudłatego w stronę drzwi. Posłusznie poczłapał w tamtym kierunku.
Wyszliśmy od tego nieokiełznanego alkoholika. Oczywiście Slash- dobry przyjaciel zostawił mu prezent. Butelkę wódki, którą nie mam pojęcia skąd wziął i nie mam pojęcia kiedy zaczął. A tak..zasada Michaela- Lecz się tym, czym się strułeś. Przejechałem otwartą dłonią po twarzy.
Na korytarzu siedziały dwie zagubione istoty. Vic i Agnes.
- Chodź. Zawiozę cie do domu. - wyszeptałem tej pierwszej do ucha ale ona tylko pokręciła przecząco głową. I trwała na tym samym miejscu. Nie mrugnęła nawet gdy oparłem głowę o jej nogi usadzając się w miarę wygodnie na podłodze.
No mój tyłku. Czas przygotować się na długą i niekoniecznie wygodną noc na podłodze.
Duff.
*tak zwane kilka pieprzonych minut wcześniej*
Gdzie ja jestem?
Jakaś nadnaturalna przestrzeń, w której przebywam płynęła spokojnie obok mnie. Przebywam? Nie...Tu nie jestem typowo materialną osobą. Raczej zwojem myśli. Ale..wszystko pamiętam jak przez zasłonę lepkiej mgły, która starannie opieczętowała wszystkie wspomnienia. Dryfowałem sobie w tym morzu nieświadomości. Innym świecie. Tamtym świecie? A skąd ja mam to kurwa wiedzieć? Zrobiło mi się jakoś tak dziwnie. Wolałbym wrócić.
Bo strasznie swędział mnie tyłek a ja nie mogłem się podrapać.
Vic.
Głowa coraz opadała mi na pierś a ja za każdym razem podnosiłam ją i wmawiałam sobie, że nie jestem senna. Siedziałam przed tymi głupimi drzwiami, za którymi leżał podłączony do kabelków Duff. I nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. O tym burdelu w życiu. Co mam myśleć o sobie.
Izzy zasnął już na moich kolanach zamykając swoje ciemne oczy za kratami rzęs i pochrapywał cicho. Jego czarne włosy były pokołtunione i rozczochrane. A pachniał..papierosami i miętówkami. Uśmiechnęłam się pod nosem. Izzy...
Czas opanować ten emocjonalny rozpierdol i chaos w sercu. Wreszcie.- powiedział jakiś głosik cicho z tyłu mojej głowy.
Nareszcie jestem wolna a co za tym idzie moge robić co mi się żywnie podoba i ponosić za to konsekwencje. I najwyższy czas to uczcić. Po pierwsze...Przecież nie będę wiecznie przesiadywać w tej ledwo trzymającej się stodole. Tak mam tu na myśli zacny Hell House. Oni też chcą trochę prywatności w...no chyba wiadomo.
Czyli zanotujmy.
• nowe mieszkanie.
Wiadomo bliżej Sunset będzie taniej..Jednak nie mam ochoty być sąsiadką Gunsów. Nawet daleką.
Druga nie mniej ważna sprawa. Czas zrobić coś z sobą. Zmienić coś może..ale przede wszystkim zadbać o siebie. Skończyć z alkoholem i...używkami innego rodzaju. I znaleźć jakąś DOBRĄ pracę. Z dala od tego całego zgiełku klubów nocnych. I będzie dobrze. Tak! Veronico uwierz w to. Bo tylko to trzyma cie przy życiu.
•częściej się uśmiechać.
A co z uczuciami?
Wolałabym jak zwykle schować to głęboko w sobie i czekać aż wszystko się rozwiąże i będzie co ma być. A jednak...
A jednak do jasnej cholery siedzę w szpitalu i jest mi tak strasznie źle. I boję się o tego idiotę. A z drugiej strony?
A z drugiej strony stoi taki Axl, który również nie jest mi obojętny. I Izzy. Dlaczego to jest takie trudne?
Kristen.
Co za sukinsyn! Tak mnie potraktować? Tą, która mimo młodego wieku już tkwiła przy garach i wygrała casting do roli kury domowej z wyboru? Tą, która była na każde jego zawołanie? A Kristi wchodzi do domu po zaledwie czterogodzinnych zakupach i co widzi? Swojego męża posuwającego jakąś "panią do towarzystwa" w łóżku. Naszym. Wspólnym. Małżeńskim!
Ze złości dociskam gazu stopą obutą w eleganckie, czerwone szpilki. Nie panuję już zbytnio nad tym co robię. Otwieram okno i ściągam tą niewygodną marynarkę. Rozpuszczam swoje włosy upięte wcześniej w schludny kok. Odpinam także trzy guziki i podwijam z zaciętą miną rękawy białej, wizytowej bluzki. A popatrzeć, że jeszcze niedawno byłam taka zadowolona z nowej pracy. Oh... Magazyn Rolling Stone zechciał mnie w swoich zastępach. Powinnam się cieszyć. Normalnie skakać z radości. Spokojnie Kris..1..2..3..
- Gdzie są do cholery moje fajki?!
Jedną ręką trzymając kierownicę i jako tako stabilizując swoją jazdę, schylam się po paczkę moich ulubionych papierosów- cienkich mentolowych.
- Gdzie ty jesteś?- mruczałam do siebie macając podłoże samochodu wyłożone czarnym dywanikiem.
- Jest!- krzyknęłam tryumfalnie, czując w palcach prostokątny przedmiot w cienkiej foli. Podnoszę głowę.
- Kurwa!
I zaczynam gwałtownie hamować.
Otwieram drzwiczki, które od razu wypadają i omijając je wychodzę z auta, a raczej tego co z niego zostało. Kręci mi się w głowie od gwałtownego ciosu *poduszek powietrznych.
Kieruję swoje chybotliwe kroki w stronę "czegoś" rozłożonego plackiem na drodze wjazdowej do Los Angeles. Zatrzymuję się tuż przed nim i przeszywam nienawistnym spojrzeniem.
- Czy ty.- pytam wskazując na niego palcem- jesteś w pełni sprawny umysłowo?
"Coś" patrzy na mnie ciekawie swoimi błękitnymi oczami. Swoją drogą bardzo ładnymi. Halo?! Ziemia do Kris. Po co tu przyszłaś? No właśnie.
- Ty..ty..ty widzisz co ty zrobiłeś? Moje nowe, nowiuśkie auto nadaje się na złom. I to wszystko twoja wina! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- pytam tupiąc zrozpaczona nie doczekawszy się odpowiedzi i widząc, że ten nic nie robi sobie z mojej tyrady rozglądając się ciekawie wokół.
- No tak. Słońce całkowicie wypaliło ci mózg jak leżałeś na tej drodze. - odchodzę kilka kroków dalej, zrzucam szpilki stawiając je równo obok i siadam na nagrzanym asfalcie. Chowam głowę w rękach.
- Zajebiście. Po prostu zajebiście. Mąż mnie zdradził z jakąś szpetną laską. Rozumiem jeszcze, gdyby byłą ładna- ale nie! I rozpieprzono moje nowe auto. Pachnące jeszcze salonem. Cholera z tym. A ten sukinsyn pewnie jeszcze posuwa ten..ten regał. Jasna cholera. Wszystko się wali.
- Steven jestem.- słyszę nagle.
I wybucham niekontrolowanym płaczem.
Axl.
Z niechęcią odkładam kawałek papieru. Kurde, Axl człowieku! Zdecyduj się w końcu na kim ci zależy. O kogo chcesz walczyć. O jakąś dziwkę, co prawda z wyższych sfer ale jednak... Czy o Vic? Ale oczywiście. Nie mam szans. Ona woli nawet pana McKagana niż mnie. Ze Stradlinem się dogadała. A ja? Może za mało się staram, może zwyczajnie nie wiem czego chcę. W sumie.. Chciałbym kiedyś usiąść sobie z żoną i patrzeć jak bawią się moje dzieci. Zaraz. Axl. Co ty pieprzysz?
Sex, drugs & Rock 'n' Roll!
A może jednak?
_________________________________
*nie wiem, czy wtedy były takie cuda a jestem za leniwa by kogoś spytać, czy nawet sprawdzić w necie. Trzymajcie kciuki za mnie jutro xD
Mam nadzieję, że rozdziałem nie zawiodłam i nie zaniżyłam (już i tak niskiego) poziomu bloga.
Głowa coraz opadała mi na pierś a ja za każdym razem podnosiłam ją i wmawiałam sobie, że nie jestem senna. Siedziałam przed tymi głupimi drzwiami, za którymi leżał podłączony do kabelków Duff. I nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. O tym burdelu w życiu. Co mam myśleć o sobie.
Izzy zasnął już na moich kolanach zamykając swoje ciemne oczy za kratami rzęs i pochrapywał cicho. Jego czarne włosy były pokołtunione i rozczochrane. A pachniał..papierosami i miętówkami. Uśmiechnęłam się pod nosem. Izzy...
Czas opanować ten emocjonalny rozpierdol i chaos w sercu. Wreszcie.- powiedział jakiś głosik cicho z tyłu mojej głowy.
Nareszcie jestem wolna a co za tym idzie moge robić co mi się żywnie podoba i ponosić za to konsekwencje. I najwyższy czas to uczcić. Po pierwsze...Przecież nie będę wiecznie przesiadywać w tej ledwo trzymającej się stodole. Tak mam tu na myśli zacny Hell House. Oni też chcą trochę prywatności w...no chyba wiadomo.
Czyli zanotujmy.
• nowe mieszkanie.
Wiadomo bliżej Sunset będzie taniej..Jednak nie mam ochoty być sąsiadką Gunsów. Nawet daleką.
Druga nie mniej ważna sprawa. Czas zrobić coś z sobą. Zmienić coś może..ale przede wszystkim zadbać o siebie. Skończyć z alkoholem i...używkami innego rodzaju. I znaleźć jakąś DOBRĄ pracę. Z dala od tego całego zgiełku klubów nocnych. I będzie dobrze. Tak! Veronico uwierz w to. Bo tylko to trzyma cie przy życiu.
•częściej się uśmiechać.
A co z uczuciami?
Wolałabym jak zwykle schować to głęboko w sobie i czekać aż wszystko się rozwiąże i będzie co ma być. A jednak...
A jednak do jasnej cholery siedzę w szpitalu i jest mi tak strasznie źle. I boję się o tego idiotę. A z drugiej strony?
A z drugiej strony stoi taki Axl, który również nie jest mi obojętny. I Izzy. Dlaczego to jest takie trudne?
Kristen.
Co za sukinsyn! Tak mnie potraktować? Tą, która mimo młodego wieku już tkwiła przy garach i wygrała casting do roli kury domowej z wyboru? Tą, która była na każde jego zawołanie? A Kristi wchodzi do domu po zaledwie czterogodzinnych zakupach i co widzi? Swojego męża posuwającego jakąś "panią do towarzystwa" w łóżku. Naszym. Wspólnym. Małżeńskim!
Ze złości dociskam gazu stopą obutą w eleganckie, czerwone szpilki. Nie panuję już zbytnio nad tym co robię. Otwieram okno i ściągam tą niewygodną marynarkę. Rozpuszczam swoje włosy upięte wcześniej w schludny kok. Odpinam także trzy guziki i podwijam z zaciętą miną rękawy białej, wizytowej bluzki. A popatrzeć, że jeszcze niedawno byłam taka zadowolona z nowej pracy. Oh... Magazyn Rolling Stone zechciał mnie w swoich zastępach. Powinnam się cieszyć. Normalnie skakać z radości. Spokojnie Kris..1..2..3..
- Gdzie są do cholery moje fajki?!
Jedną ręką trzymając kierownicę i jako tako stabilizując swoją jazdę, schylam się po paczkę moich ulubionych papierosów- cienkich mentolowych.
- Gdzie ty jesteś?- mruczałam do siebie macając podłoże samochodu wyłożone czarnym dywanikiem.
- Jest!- krzyknęłam tryumfalnie, czując w palcach prostokątny przedmiot w cienkiej foli. Podnoszę głowę.
- Kurwa!
I zaczynam gwałtownie hamować.
Otwieram drzwiczki, które od razu wypadają i omijając je wychodzę z auta, a raczej tego co z niego zostało. Kręci mi się w głowie od gwałtownego ciosu *poduszek powietrznych.
Kieruję swoje chybotliwe kroki w stronę "czegoś" rozłożonego plackiem na drodze wjazdowej do Los Angeles. Zatrzymuję się tuż przed nim i przeszywam nienawistnym spojrzeniem.
- Czy ty.- pytam wskazując na niego palcem- jesteś w pełni sprawny umysłowo?
"Coś" patrzy na mnie ciekawie swoimi błękitnymi oczami. Swoją drogą bardzo ładnymi. Halo?! Ziemia do Kris. Po co tu przyszłaś? No właśnie.
- Ty..ty..ty widzisz co ty zrobiłeś? Moje nowe, nowiuśkie auto nadaje się na złom. I to wszystko twoja wina! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- pytam tupiąc zrozpaczona nie doczekawszy się odpowiedzi i widząc, że ten nic nie robi sobie z mojej tyrady rozglądając się ciekawie wokół.
- No tak. Słońce całkowicie wypaliło ci mózg jak leżałeś na tej drodze. - odchodzę kilka kroków dalej, zrzucam szpilki stawiając je równo obok i siadam na nagrzanym asfalcie. Chowam głowę w rękach.
- Zajebiście. Po prostu zajebiście. Mąż mnie zdradził z jakąś szpetną laską. Rozumiem jeszcze, gdyby byłą ładna- ale nie! I rozpieprzono moje nowe auto. Pachnące jeszcze salonem. Cholera z tym. A ten sukinsyn pewnie jeszcze posuwa ten..ten regał. Jasna cholera. Wszystko się wali.
- Steven jestem.- słyszę nagle.
I wybucham niekontrolowanym płaczem.
Axl.
Z niechęcią odkładam kawałek papieru. Kurde, Axl człowieku! Zdecyduj się w końcu na kim ci zależy. O kogo chcesz walczyć. O jakąś dziwkę, co prawda z wyższych sfer ale jednak... Czy o Vic? Ale oczywiście. Nie mam szans. Ona woli nawet pana McKagana niż mnie. Ze Stradlinem się dogadała. A ja? Może za mało się staram, może zwyczajnie nie wiem czego chcę. W sumie.. Chciałbym kiedyś usiąść sobie z żoną i patrzeć jak bawią się moje dzieci. Zaraz. Axl. Co ty pieprzysz?
Sex, drugs & Rock 'n' Roll!
A może jednak?
_________________________________
*nie wiem, czy wtedy były takie cuda a jestem za leniwa by kogoś spytać, czy nawet sprawdzić w necie. Trzymajcie kciuki za mnie jutro xD
Mam nadzieję, że rozdziałem nie zawiodłam i nie zaniżyłam (już i tak niskiego) poziomu bloga.
U mnie nareszcie nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie :)
http://mygnrstory.blogspot.com/
Ja mądra dopiero teraz zobaczyłam, że dodałaś nowy rozdział xD
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to naprawdę świetnie!! Serio, genialnie :)
Nie mam niestety czasu na analizę całego rozdziału, ale wiec ze przeczytałam.
Wspaniały przyjemny rozdział kocham cie XD
OdpowiedzUsuńOd razu powiem że okropnie zaciekawił mnie wątek ze Stevenem xD i jeszcze tak świetnie to wszystko opisałaś... fajnie się zapowiada :3
OdpowiedzUsuńPodobają mi się takie wewnętrzne opisy przeżyć bohaterów. Vic zamierza zmienić życie... kolejny interesujący wątek. W ogóle całe to opowiadanie jest cholernie interesujące xD Czekam na następny rozdział z niecierpliwością!
Pozdrawiam i weny życzę ; 3
PS u mnie nowy zapraszam.
Cześć! Zapraszam na nowy rozdział po przerwie :) Nie wiem jak to wyszło, ale.
OdpowiedzUsuńhttp://dancewithgunsnroses.blogspot.com/?m=0
+ obiecuję, że wszytko nadrobię. Najchętniej zrobiłabym to teraz, ale jest już 1:30 i mój mózg nie chce współpracować. ;_;
Axl nie jest Vic obojętny *u*
OdpowiedzUsuńVic nie jest Axlowi obojętna *u*
JAK MIŁO :'D
Ale oczywiście nie oznacza to, że zapominam o dwóch pozostałych panach! Tyle, że Duff... uwielbiam gościa, ale mimo wszystko to była zdrada, więc.. nie ma pewności, że nie popełni tego błędu drugi raz, prawda? A poza tym... Pierwsze o czym pomyślał chłopak to gdzie jego wódka xDDD (czym mnie rozwaliłaś :D).
Nie to co taki delikatny, subtelny, kochany, tajemniczy, cichy (...) Izzy! <3 Ten też byłby dobrym kandydatem na chłopaka.. Między nim a Vic wyczuwam ogromną więź. No nic, poczekamy, zobaczymy...
A, no i jeszcze Adler! Hhahahaha, genialnie to napisałaś. xD Nic dodać nic ująć! <3
Zapraszam na nowy rozdział Sweet Carres :) Pomimo dłuuuuuuuuuuuuuuuugiej przerwy mam nadzieję, że wciąż interesują Cię dalsze losy panny Izzy i pana Izzy o.O Zapraszam do czytania XD
OdpowiedzUsuńhttp://mygnrstory.blogspot.com/
#Dusza
Duff obudził się, bo swędział go tyłek. ;-; Typowy facet. XD
OdpowiedzUsuńPopcorn sobie leży na asfalcie i ma wyjebane. <3
Wciąż nie łapię, o co wkurwi się na Ag Slash...
Izzy ^^ Kochaj go, Vic. :3