czwartek, 9 stycznia 2014

22.

Kurcze. Jutro trzeba popoprawiać oceny. Nie chce mi się.
Tylko mi? Wątpie 8)
Stwierdziłam, że czas dać tempo temu opowiadaniu. 3..2..1..Start? XD
___________________________________________________________

Izzy.
- Cześć Brachu! Jak tam? 
- Slash. On nie jest jeszcze przytomny.- oznajmiłem podchmielonemu koledze, który nie mógł utrzymać równowagi i opierał się dla pewności o ścianę. A tu nagle poleciał znany tekst. 
- Ej..Gdzie jest moja wódka? I gdzie ja do jasnej cholery jestem? - powiedział Duff słabym głosem i z trudem podnosząc się na łokciach. 
- Duff mordo! W szpitalu.- krzyknął Slash czkając nieco. 
- Aha...Dobrze wiedzieć.- zmarszczył brwi zastanawiając się nad czymś.- Idziemy na wódkę? 
- Jesteś w szpitalu.- powtórzyłem jeszcze raz. No tak.. do tego jego pustego łba nic nie trafiało. 
- Wiem Slash mi już mówił. Hm..To znaczy, że tak? - pokręciłem głową i skierowałem Kudłatego w stronę drzwi. Posłusznie poczłapał w tamtym kierunku. 
Wyszliśmy od tego nieokiełznanego alkoholika. Oczywiście Slash- dobry przyjaciel zostawił mu prezent. Butelkę wódki, którą nie mam pojęcia skąd wziął i nie mam pojęcia kiedy zaczął. A tak..zasada Michaela- Lecz się tym, czym się strułeś. Przejechałem otwartą dłonią po twarzy.
 Na korytarzu siedziały dwie zagubione istoty. Vic i Agnes.
- Chodź. Zawiozę cie do domu. - wyszeptałem tej pierwszej do ucha ale ona tylko pokręciła przecząco głową. I trwała na tym samym miejscu. Nie mrugnęła nawet gdy oparłem głowę o jej nogi usadzając się w miarę wygodnie na podłodze. 
  No mój  tyłku. Czas przygotować się na długą i niekoniecznie wygodną noc na podłodze.

 Duff.
*tak zwane kilka pieprzonych minut wcześniej*
  Gdzie ja jestem?
  Jakaś nadnaturalna przestrzeń, w której przebywam płynęła spokojnie obok mnie. Przebywam? Nie...Tu nie jestem typowo materialną osobą. Raczej zwojem myśli. Ale..wszystko pamiętam jak przez zasłonę lepkiej mgły, która starannie opieczętowała wszystkie wspomnienia. Dryfowałem sobie w tym morzu nieświadomości. Innym świecie. Tamtym świecie? A skąd ja mam to kurwa wiedzieć? Zrobiło mi się jakoś tak dziwnie. Wolałbym wrócić.
   Bo strasznie swędział mnie tyłek a ja nie mogłem się podrapać.

Vic.
  Głowa coraz opadała mi na pierś a ja za każdym razem podnosiłam ją i wmawiałam sobie, że nie jestem senna. Siedziałam przed tymi głupimi drzwiami, za którymi leżał podłączony do kabelków Duff. I nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. O tym burdelu w życiu. Co mam myśleć o sobie.
  Izzy zasnął już na moich kolanach zamykając swoje ciemne oczy za kratami rzęs i pochrapywał cicho. Jego czarne włosy były pokołtunione i rozczochrane. A pachniał..papierosami i miętówkami. Uśmiechnęłam się pod nosem. Izzy...
 Czas opanować ten emocjonalny rozpierdol i chaos w sercu. Wreszcie.- powiedział jakiś głosik cicho z tyłu mojej głowy.
  Nareszcie jestem wolna a co za tym idzie moge robić co mi się żywnie podoba i ponosić za to konsekwencje. I najwyższy czas to uczcić. Po pierwsze...Przecież nie będę wiecznie przesiadywać w tej ledwo trzymającej się stodole. Tak mam tu na myśli zacny Hell House. Oni też chcą trochę prywatności w...no chyba wiadomo. 
Czyli zanotujmy.
• nowe mieszkanie.
Wiadomo bliżej Sunset będzie taniej..Jednak nie mam ochoty być sąsiadką Gunsów. Nawet daleką.  
  Druga nie mniej ważna sprawa. Czas zrobić coś z sobą. Zmienić coś może..ale przede wszystkim zadbać o siebie. Skończyć z alkoholem i...używkami innego rodzaju. I znaleźć jakąś DOBRĄ pracę. Z dala od tego całego zgiełku klubów nocnych. I będzie dobrze. Tak! Veronico uwierz w to. Bo tylko to trzyma cie przy życiu. 
 •częściej się uśmiechać.
  A co z uczuciami?
Wolałabym jak zwykle schować to głęboko w sobie i czekać aż wszystko się rozwiąże i będzie co ma być. A jednak... 
 A jednak do jasnej cholery siedzę w szpitalu i jest mi tak strasznie źle. I boję się o tego idiotę. A z drugiej strony? 
 A z drugiej strony stoi taki Axl, który również nie jest mi obojętny. I Izzy. Dlaczego to jest takie trudne?

Kristen.
  Co za sukinsyn! Tak mnie potraktować? Tą, która mimo młodego wieku już tkwiła przy garach i wygrała casting do roli kury domowej z wyboru? Tą, która była na każde jego zawołanie? A Kristi wchodzi do domu po zaledwie czterogodzinnych zakupach i co widzi? Swojego męża posuwającego jakąś "panią do towarzystwa" w łóżku. Naszym. Wspólnym. Małżeńskim!
  Ze złości dociskam gazu stopą obutą w eleganckie, czerwone szpilki. Nie panuję już zbytnio nad tym co robię. Otwieram okno i ściągam tą niewygodną marynarkę. Rozpuszczam swoje włosy upięte wcześniej w schludny kok. Odpinam także trzy guziki i podwijam z zaciętą miną rękawy białej, wizytowej bluzki. A popatrzeć, że jeszcze niedawno byłam taka zadowolona z nowej pracy. Oh... Magazyn Rolling Stone zechciał mnie w swoich zastępach. Powinnam się cieszyć. Normalnie skakać z radości. Spokojnie Kris..1..2..3..
- Gdzie są do cholery moje fajki?! 
  Jedną ręką trzymając kierownicę i jako tako stabilizując swoją jazdę, schylam się po paczkę moich ulubionych papierosów- cienkich mentolowych.
- Gdzie ty jesteś?- mruczałam do siebie macając podłoże samochodu wyłożone czarnym dywanikiem.
- Jest!- krzyknęłam tryumfalnie, czując w palcach prostokątny przedmiot w cienkiej foli. Podnoszę głowę.
- Kurwa!
I zaczynam gwałtownie hamować. 

  Otwieram drzwiczki, które od razu wypadają i omijając je wychodzę z auta, a raczej tego co z niego zostało. Kręci mi się w głowie od gwałtownego ciosu *poduszek powietrznych. 
  Kieruję swoje chybotliwe kroki w stronę "czegoś" rozłożonego plackiem na drodze wjazdowej do Los Angeles. Zatrzymuję się tuż przed nim i przeszywam nienawistnym spojrzeniem.
- Czy ty.- pytam wskazując na niego palcem- jesteś w pełni sprawny umysłowo?
  "Coś" patrzy na mnie ciekawie swoimi błękitnymi oczami. Swoją drogą bardzo ładnymi. Halo?! Ziemia do Kris. Po co tu przyszłaś? No właśnie.
- Ty..ty..ty widzisz co ty zrobiłeś? Moje nowe, nowiuśkie auto nadaje się na złom. I to wszystko twoja wina! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- pytam tupiąc zrozpaczona nie doczekawszy się odpowiedzi i widząc, że ten nic nie robi sobie z mojej tyrady rozglądając się ciekawie wokół. 
- No tak. Słońce całkowicie wypaliło ci mózg jak leżałeś na tej drodze. - odchodzę kilka kroków dalej, zrzucam szpilki stawiając je równo obok i siadam na nagrzanym asfalcie. Chowam głowę w rękach.
- Zajebiście. Po prostu zajebiście. Mąż mnie zdradził z jakąś szpetną laską. Rozumiem jeszcze, gdyby byłą ładna- ale nie! I rozpieprzono moje nowe auto. Pachnące jeszcze salonem. Cholera z tym. A ten sukinsyn pewnie jeszcze posuwa ten..ten regał. Jasna cholera. Wszystko się wali. 
- Steven jestem.- słyszę nagle.
I wybucham niekontrolowanym płaczem.

Axl.
  Z niechęcią odkładam kawałek papieru. Kurde, Axl człowieku! Zdecyduj się w końcu na kim ci zależy. O kogo chcesz walczyć. O jakąś dziwkę, co prawda z wyższych sfer ale jednak... Czy o Vic?  Ale oczywiście. Nie mam szans. Ona woli nawet pana McKagana niż mnie. Ze Stradlinem się dogadała. A ja? Może za mało się staram, może zwyczajnie nie wiem czego chcę. W sumie.. Chciałbym kiedyś usiąść sobie z żoną i patrzeć jak bawią się moje dzieci. Zaraz. Axl. Co ty pieprzysz?
  Sex, drugs & Rock 'n' Roll!
  A może jednak?

_________________________________
*nie wiem, czy wtedy były takie cuda a jestem za leniwa by kogoś spytać, czy nawet sprawdzić w necie. Trzymajcie kciuki za mnie jutro xD 
Mam nadzieję, że rozdziałem nie zawiodłam i nie zaniżyłam (już i tak niskiego) poziomu bloga.

8 komentarzy:

  1. U mnie nareszcie nowy rozdział!
    Zapraszam serdecznie :)
    http://mygnrstory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mądra dopiero teraz zobaczyłam, że dodałaś nowy rozdział xD
    Co do rozdziału to naprawdę świetnie!! Serio, genialnie :)
    Nie mam niestety czasu na analizę całego rozdziału, ale wiec ze przeczytałam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały przyjemny rozdział kocham cie XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Od razu powiem że okropnie zaciekawił mnie wątek ze Stevenem xD i jeszcze tak świetnie to wszystko opisałaś... fajnie się zapowiada :3
    Podobają mi się takie wewnętrzne opisy przeżyć bohaterów. Vic zamierza zmienić życie... kolejny interesujący wątek. W ogóle całe to opowiadanie jest cholernie interesujące xD Czekam na następny rozdział z niecierpliwością!
    Pozdrawiam i weny życzę ; 3
    PS u mnie nowy zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć! Zapraszam na nowy rozdział po przerwie :) Nie wiem jak to wyszło, ale.
    http://dancewithgunsnroses.blogspot.com/?m=0

    + obiecuję, że wszytko nadrobię. Najchętniej zrobiłabym to teraz, ale jest już 1:30 i mój mózg nie chce współpracować. ;_;

    OdpowiedzUsuń
  6. Axl nie jest Vic obojętny *u*
    Vic nie jest Axlowi obojętna *u*
    JAK MIŁO :'D
    Ale oczywiście nie oznacza to, że zapominam o dwóch pozostałych panach! Tyle, że Duff... uwielbiam gościa, ale mimo wszystko to była zdrada, więc.. nie ma pewności, że nie popełni tego błędu drugi raz, prawda? A poza tym... Pierwsze o czym pomyślał chłopak to gdzie jego wódka xDDD (czym mnie rozwaliłaś :D).
    Nie to co taki delikatny, subtelny, kochany, tajemniczy, cichy (...) Izzy! <3 Ten też byłby dobrym kandydatem na chłopaka.. Między nim a Vic wyczuwam ogromną więź. No nic, poczekamy, zobaczymy...
    A, no i jeszcze Adler! Hhahahaha, genialnie to napisałaś. xD Nic dodać nic ująć! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na nowy rozdział Sweet Carres :) Pomimo dłuuuuuuuuuuuuuuuugiej przerwy mam nadzieję, że wciąż interesują Cię dalsze losy panny Izzy i pana Izzy o.O Zapraszam do czytania XD
    http://mygnrstory.blogspot.com/

    #Dusza

    OdpowiedzUsuń
  8. Duff obudził się, bo swędział go tyłek. ;-; Typowy facet. XD
    Popcorn sobie leży na asfalcie i ma wyjebane. <3
    Wciąż nie łapię, o co wkurwi się na Ag Slash...
    Izzy ^^ Kochaj go, Vic. :3

    OdpowiedzUsuń

Jak już tu jesteś i przeczytałeś całe moje wypociny to napisz coś ya know. Gunsi za hejty nie gryzą..No może Slash..trochę...bardzo. Uważaj bo cie kurwa zje.