niedziela, 9 listopada 2014

26.

Kiedyś w końcu trzeba się ogarnąć. Prawda? Nie pisałam ponieważ miałam pewne problemy.
Ale mniejsza o nie. Jednak wróciłam xdddd I nie, nie zamierzam nigdy rzucić blogowania aczkolwiek takie przerwy mogą u mnie często występować.
__________________________________________________________________________________

Vic.

Obudziło mnie głośne walenie w drzwi.  Przetarłam leniwie oczy i sięgnęłam po szklankę wody stojącą na szafce przy łóżku. Chwilę potem zrzuciłam z siebie kołdrę i poczłapałam otworzyć drzwi.
- Cześć.
- Witam.
- Mogę wejść?- spytał ostrożnie Izzy.
- Czego go tu wziąłeś?- odpowiedziałam pytaniem na pytaniem i wskazałam głową stojącego za brunetem Duffa.
- Tylko jego samochód działał.- wzruszył ramionami Jeff.
- Nie umiesz kierować?- prychnęłam rozsierdzona.
- Mogę wejść?- powtórzył spokojnie.
Usunęłam mu się z drogi. Michaelowi zamknęłam drzwi przed nosem.

- Pozwolisz, że pójdę się przebrać.
Brunet skinął przyzwalająco głową i zgarniając kołdrę na drugą połowę łóżka, przysiadł na nim. Chwyciłam szybko jakąś koszulkę z szafy, dżinsy i poszłam do łazienki się przebrać.
Kiedy wróciłam poza Izziego sie nie zmieniła. Tylko jego oczy krążyły po ścianach pokoju.  Chwilę jego wzrok zatrzymał się na zdjęciu, które stało na półce. Kąciki jego ust mimowolnie się podniosły. Było to zdjęcie, które wykonał nam Slash, nawet nie pamiętam kiedy. Siedziałam na barana na brunecie i niczym mała dziewczynka obejmowałam go za szyje.
- Ykm.- chrząknął.
- A tak.- mruknęłam pod nosem i wrzuciłam pidżamę do szafy.- Herbaty?
- Poproszę.
Kiedy odwróciłam się w stronę kuchni, wstał i poszedł za mną.
Moje ruchy były niespodziewanie wolne, dokładne. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że byłam spokojna. Cały ostatni tydzień był o dziwo  spokojny. Jeff odwiedzał mnie codziennie jednak nie tak wcześnie jak dzisiaj. Zmarszczyłam brwi zaniepokojona. Musiał to wyczuć.
- Mam pewną sprawę.- powiedział wymijająco.
- Domyśliłam się, inaczej nie przyszedłbyś tak wcześnie. Jest..-tu odwróciłam się, żeby zerknąć na kuchenny zegar wiszący nad kuchenką- siódma rano. Jezu Jeff....
Ten uśmiechnął się złośliwie.
Westchnęłam i odwróciłam się, żeby wyjąć kubki z szafki. Podniosłam czajnik i zaczęłam zalewać torebki zielonej herbaty.
- Wyjeżdżasz za tydzień.
Moja ręka niebezpiecznie zadrżała.
- Cholera Izzy. Chcesz,  żebym się poparzyła?
- Nie. Wiesz Veronica wszystko już załatwiłem. Wiem od kogo pożyczę samochód, sam Cie odwiozę..
Krzątałam się obok niego, nie zwracałam uwagi na jego słowa. Byłam na nie głucha. Nerwowo tarłam szmatą mokre miejsce.
-...a jak się nie uda to może kogoś załatwię. Ostatecznie pociąg. Babcia bardzo się ucieszyła, wiesz?
Wyszłam po kolejną szmatę, ta już się przemoczyła.
- Czy Ty mnie w ogóle słuchasz?- spytał Izz podążający za mną krok w krok.
Nie odpowiedziałam. Nie słyszałam.
- Veronica!
- Nie chce Twojej pomocy! Poradzę sobie sama! - wybuchłam nagle.- Nie traktuj mnie tak!
- Ale...
- Nie nie nie! Mam tego dość. Nie jestem małym dzieckiem wiesz? Popatrz, już tydzień i nikt mi nic nie zrobił. Nic się nie dzieje! Więc do cholery niech tak zostanie!- krzyczałam. Dłonią szybko przetarłam mokre policzki.
Izzy nie powiedział już nic. Stał przede mną i patrzył. Trochę zrozpaczony, trochę zdziwiony moim wybuchem. Jednak mimo wszystko najwięcej było w nim spokoju. Jak zawsze. A potem mnie przytulił.
Przysięgam, że widziałam to przez chwilę w jego oczach.
Widziałam chęć.
Chęć mnie.
Zapłakałam ostatni raz obsmarkując mu bluzkę.

Kristen.

- Więc, co lubisz jeść?- zapytałam stojąc przy kuchni. Chciałam tylko odpędzić tę niezręczną ciszę.
- Ym.. Jedzenie.- odpowiedział szczerze Steven. Popatrzyłam na niego głupio.
- Może być jajecznica z bekonem?- Zawsze to robiłam mojemu mę... byłemu mężowi na śniadanie.
- Mi pasuje.- wyszczerzył sie blondyn. Mi już mniej- pomyślałam. Powinnam dbać o linię, która ostatnimi czasy trochę się... zachwiała. Kiedy jednak mój brzuch niebezpiecznie zaburczał, do smażącego się już bekonu dorzuciłam jeszcze kilka dodatkowych plasterków.
Następnie wbiłam cztery jajka i przyprawiłam. Kiedy było gotowe pachnącą masę rozdzieliłam i wrzuciłam na dwa talerze. Jeden z nich podstawiłam Stevenowi pod nos.
- Siękuje barso.- wymruczał wypluwając kawałki swojej jajecznicy z ust.
- To dobrze, że smakuje.- mruknęłam i zdegustowana odwróciłam się od niego.
Jezu jaki niekulturalny neandertalczyk.

- To gdzie mieszkasz?- zagaiłam zmywając naczynia.
- W domu.- parsknął Steven przeglądając jakąś gazetę i zraszając wszystko w promieniu kilometra herbatą.
- Wyczerpująca odpowiedź. - jęknęłam.
Nie zapowiada się, żebym szybko się go pozbyła.
Przypadła mi od losu rola niańki.

Agnes.

Moje wcześniejsze stosunki z kędzierzawym osobnikiem diametralnie się zmieniły. Nie powiem, żebym jakoś specjalnie za nim tęskniła. Chyba nigdy go nie kochałam. Ale miłe było uczucie, że kogoś obchodzisz i ktoś Cie kocha.
I kupuje ci prezenty.
No i zachowuje się jakbyś była porcelanową filiżanką.
Jednak uczucie fatalnego zakochania jest gorsze.
- Proszę jeszcze raz.- zawołałam kelnera i przesunęłam w jego stronę kieliszek, który on szybko napełnił mi przejrzystym płynem.
- Witam panią.- powiedział jakiś mężczyzna siadając na krzesełku obok mnie.
- Dobry wieczór. - mruknęłam i wlałam w siebie zawartość stojącego przede mną kieliszka. Skrzywiłam się.
- Mogę postawić pani drinka?- zapytał uprzejmie.
- Wódkę.- poprawiłam go.
- Jak pani sobie życzy.
Po chwili wywiązała się jakaś gadka szmatka. A chwilę potem on obcałowując moją szyje ciągnął mnie w kierunku swojego mieszkania. Potem zrywał ze mnie gwałtownie ubranie. A później...
Kolejna noc w obcym łóżku.

Axl.

- Gdzie jest Steven?- wymamrotał wpół przytomny Slash.
- Nie mam kurwa pojęcia.- jęknąłem gramoląc się spod sterty ubrań.
- Nie ma kto posprzątać w domu.- dodał Michael.
- Ale on nigdy nie sprzątał.-zauważył inteligentnie Mulat.
- A no tak.- odpowiedział Mich i wyszedł a właściwie wypełzł z domu.
Przeciągnąłem się i rozejrzałem w poszukiwaniu moich skórzanych portek. Kiedy je znalazłem wciągnąłem na przymarzające mi jaja i wyjąłem z tylnej kieszeni paczkę fajek. Przeczesałem dłonią moje długie włosy i przeglądając się w pękniętym lustrze stwierdziłem, iż dziwnym jest, że jeszcze jestem sam.
- Czyżby wyrosły ci cycki Axl?- zapytał Slash.
- Nie, czemu?- odwróciłem się w jego kierunku zdezorientowany.
- Bo patrzysz na swoje odbicie jak na Boga.
No a kto przed nim stoi, jak nie Bóg?
- Pierdol się Slash.- odburknąłem machając w jego stronę ręką.
- Nie mam z kim przyjacielu.
Westchnął i wyszedł śladami Michaela.
Ja też chwilę potem opuściłem nasz przybytek. Chcąc zachować pozory normalnego domu chciałem zamknąć drzwi (wiecie ostatnio znalazłem klucz) jednak ze smutkiem zauważyłem, że nasz zamek był wyrwany a w jego miejscu ziała wielka dziura.
Nie dowierzając wsadziłem w nią dłoń.
- Kurwa.


Izzy.

Wrzuciłem kilka centów do otworu aparatu telefonicznego i kilkoma szybkimi ruchami wykręciłem numer.
- Słucham?- odezwał się głos z drugiej strony. Głos niewątpliwie kobiecy i zniszczony przez długoletnie, nałogowe palenie.
- Witaj babciu.
- Ah, to ty Jeff. Czy stało się coś, czym powinnam się zaniepokoić?- spytała żartobliwie. Przed oczami stanął mi jej obraz i to jak zawsze zakładała ręce na biodra pochylając się nade mną.
- Nie, chyba nie. Ym...To znaczy tak.- jąkałem się. Wiecie, czasem trudno jest babciom coś wytłumaczyć.
- No Jeff, słonko. Powiedz babci co się takiego stało.- zagruchała.
- Babciu nie jestem już dzieckiem.- odpowiedziałem z wyrzutem.
- A no tak mój młodzieńcze. Kontynuuj.- poprosiła poważnym tonem. Uśmiechnąłem się pod nosem i ważąc w dłoni jeszcze kilka monet osunąłem się po ścianie budki.
- No bo widzisz babciu....

Vic.

Nucąc pod nosem "I want to break free" przygotowywałam sobie kolację. Byłam pewna, że nigdzie nie pojadę. Bo po co?
Wszystko  już się ułożyło. Nikt mnie nie ściga, a tamto potrącenie to pewnie nieszczęśliwy wypadek. Po prostu ze strachu coś mi sie uroiło. Na pewno. Izzy też już panikuje.
Z pełnym talerzem usiadłam przed telewizorem. Przerzucałam kanały, aż w końcu trafiłam na jakiś serial.
W pełni pochłonięta upadkami i wzlotami bohaterów- Constance i Albano nie usłyszałam dzwonka do drzwi. Dopiero za drugim razem, zła za wyrwanie mnie z amoku, szarpnęłam gniewnie drzwi. Jednak co dziwne nikogo za nimi nie było.
Może się przesłyszałam?
Pewnie tak.
Mimo wszystko ze strachu podeszłam do okna aby je porządnie zamknąć.
Na zewnątrz, pod drzewem na przeciwko bloku ktoś stał, miał uniesioną do góry głowę. Czułam na sobie jego wzrok. Próbowałam, bez zbędnego wychylania, dojrzeć kto to, jednak nie udało mi się. Ta osoba wybrała sobie dobre miejsce- gałęzie drzewa padały na nią cieniem. Nie można było nic zobaczyć.
Zaniepokojona przełknęłam ślinę. Znowu moja wyobraźnia próbowała mnie zagnać w kozi róg.
To pewnie jakiś sąsiad, który zapomniał kluczy.- wmawiałam sobie. To czy wierzyłam w swoje słowa pozostawmy bez odpowiedzi.
Szybko zamknęłam okno i porządnie zasunęłam zasłonki. Wyłączyłam wszystkie światła w domu, oraz telewizor w kulminacyjnym momencie pocałunku. A potem skuliłam sie na łóżku.
Jesteś chora.- mruknęłam do siebie.


"Bez przerwy uśmiech
Bez przerwy uśmiech
Echa śmiechu w twych oczach
Nieustanna wspinaczka
Nieustanna wspinaczka
W igliwiu delikatne kroki
Bez przerwy płacz
Bez przerwy płacz
Po chwili mija smutek
Wciąż toczymy się
Wciąż toczymy się
   Pomóż mi przetoczyć ten głaz"*

___________________________________________________________________________
*Pink Floyd- Crying song

Mam nadzieje, że nie wyszła z tego kompletna klapa. Proszę komentujcie (cygan), krytykujcie do wyboru do koloru.

3 komentarze:

  1. O cholera! Moja droga, ja normalnie przeżyłam jakieś palpitacje pod koniec, słowo daję! Już wcześniej się... Martwiłam o Vic, a teraz... Jeszcze bardziej. Ona głupia jest, czy jak? Powinna posłuchać Izzy'ego, ona nie jest tu BEZPIECZNA. I powinna wyjechać, do cholery! Swoją drogą Stradlin jest taki opiekuńczy, że ojeja. I ta rozmowa z babcią, haha!
    Cóż... Steven, typowo xD Ale dziwna trochę ta Kristen, nie wiem czemu. Taka... Naburmuszona? Tak mi się wydaje coś. Ale ma zalety: bekon z jajkami ♥ Moja własna miłość, eh :')
    Axl, no cóż... Haha! I te komentarza Slasha, jak zwykle zajebiste, no tak. Kurde, ale co z tym zamkiem!? No to mnie żeś znów zaskoczyła, nie zaprzeczę... Ciekawa tego jestem, oj ciekawa!
    Ah, no, Anastasio, pisz, błagam, szybciej! Bo mnie będzie ciekawość zżerała... Już zżera, cholera jedna, haha!
    Weny! <3

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
  2. Te! Vic! Ty nie jesteś chora, tylko prześladowana i lepiej by było gdybyś zapakowała swoją zgrabną zapewne dupę do tego pożyczonego samochodu i wyjechała do zapewne jakże uroczej babci Stradlina!
    No chyba, że chcesz żeby cię na przykład zabito, to proszę bardzo :)))
    NIE NO! ONA MUSI WYJECHAĆ! MUSI MUSI MUSI. Ja wiem, że musi to na Rusi, a w Polsce jak kto chce, ale... wróć, akcja się dzieje w USA. Dobra, whateva XD
    Tak czy siak powinna wyjechać, yep. Dalej... Co ty Agnes, odpierdalasz? W dziwkę ci się bawić zachciało? Ach, szaleje nam dziewczynka, szaleje... "Chyba nigdy go nie kochałam." <--- To tej włochatej kulki z warami obciągarami da się nie kochać?! Agnes, pierdol się.
    Axl pechowiec mnie rozbawił. He. He.
    A Kristen... wpierdalaj tą jajecznicę i nie wydziwiaj. Facet nie pies, na kości nie leci!
    Joł.
    Podsumowując... Zajebisty rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uroczy Steven. <3 Dowiedzieliśmy się, że je jedzenie i mieszka w domu, a u Kristen rozgościł się na dobre. XD
    Vic; głupia ty, słuchaj się Izzy'ego. ;-;
    Biedny Axl. :'D się chłopak starał, a tu zamek ujebali no...

    OdpowiedzUsuń

Jak już tu jesteś i przeczytałeś całe moje wypociny to napisz coś ya know. Gunsi za hejty nie gryzą..No może Slash..trochę...bardzo. Uważaj bo cie kurwa zje.