czwartek, 12 grudnia 2013

19.


           Beznadzieja. Brak dobrych pomysłów.
____________________________________________________________________________________

Vic.
  Jakbyście się czuli, jakby na waszych drżących rękach, w słabym świetle żarówki lśniła krew człowieka, którego najprawdopodobniej zabiliście?
  Jakbyście się czuli, jakby zamglony wzrok tej osoby utknął właśnie w was? A ona rozrzucona jak marionetka na podłodze próbowała wydobyć z siebie głos, poruszyć się.
  Ja czułam satysfakcję..
...i strach.
  Popatrzyłam na swoje dłonie, jak nie na swoje. Uśmiechnęłam się do siebie. I nierozważnie rozsmarowując po swoim ciele krew, ubrałam się. I powoli wyszłam. Słysząc za sobą brzęk rozbijającego się szkła ze stolika, o który najprawdopodobniej zahaczyła moja noga. 
  Cała moja droga trwała jak spowolniona. Jakby los chciał abym świętowała te chwilę i zapamiętała ją do końca. I tak niewątpliwie będzie.
  01.08.1985r. godzina...coś około 23. Dzień, w którym chyba zabiłam własnego szefa.
  
Dziwne jest to uczucie. Ta świadomość. To wszytko. I ci ludzie, którzy odwracają ode mnie szybko wzrok. Ah, tak..krew. 
Przyspieszam.
                                                                         _____
Tak łatwo jest zrodzić życie.
I tak łatwo jest je zakończyć.
                                                                         _____

Axl.
  A to kurwa zjebany gnom. Tak po prostu sobie przeszedł. Tak PO PROSTU. Poszedłbym  teraz chętnie na jakąś sunie odstresować się, ale ręce tak mi się trzęsą i jestem tak wkurwiony, że chujem nie trafię. 
  Zatrzymuję się i chwilę miotam z myślami. Chętnie poszedłbym na wódkę do baru, albo na coś, na co mnie stać. Ale na coś.  W końcu wybieram drogę trochę dłuższą, ale...do domu. Czyżby?
- Kociaku..- słysze za sobą ponętny głos, zapewne atrakcyjnej, ale co najważniejsze chętnej kobiety. Odwracam się do niej i w ciszy podążam za nią.

Steven.
 Idę sobie właśnie elegansio krawężniczkiem. Śpiewając coś pod nosem i paląc papierosa. Jakiś ktoś coś do mnie krzyczy. Odwracam się i pięknie go pozdrawiam. Słonka nie ma. Trochę smutno się zrobiło. 
 Wędruje tak jeszcze trochę, aż nagle podjeżdża do mnie jakiś samochód. Nie namyślając się wiele wsiadam do niego. 
No bo co mi może zrobić starszy miły pan.

 Izzy.
Nie było jej w domu.
Ale czego niby mogłem się spodziewać? Jak nie było jej w Troubadour..tak, łudzę się jeszcze..to gdzie mogłaby być? U Agnes na pewno jej nie było, gdyż ta wraz ze Slashem siedzieli w szpitalu. Na próżno przeszukiwać też bary czy kluby, tych w Los Angeles były miliony.
 Żeby się chociaż trochę odstresować potrzebowałem Brownstona. Żeby go znaleźć musiałem przekopać się przez tony rzeczy zaścielających podłogę. Jednak chęć była na tyle silna, że chcąc nie chcąc wziąłem się do roboty. 
 Nie lubiłem, żeby nie powiedzieć- nienawidziłem jak Steven sadził łapy do towaru. Zawsze odkładał go na inne miejsce. Jeżeli w ogóle coś zostało... Nałóg to nałóg. Silniejszy nawet od obrzydzenia przed niewątpliwie niezbyt czystymi częściami garderoby moich kumpli. Wyprostowałem sie i ponownie obrzuciłem podłogę wzrokiem drapiąc się po głowie.
- Jak to nie ma? - zastanawiałem się. - Przecież jeszcze niedawno... hm... W nagłym przypływie olśnienia jak wariat rzuciłem się w stronę..chyba zachodu, gdzie w większości, ułożone w wielki stos leżą rzeczy Stevena.
Równie gwałtownie przerzucałem ubrania jak myśli gnały mi po głowie.
-No kurwa mać.- zgrabnie podsumowałem poszukiwania  zrezygnowany usiadłem na podłodze i zacząłem liczyć grzyby pokrywające sufit.
- Cześć..?- usłyszałem za sobą. I zastygłem utkwiwszy wzrok w górze. Powoli, nie dowierzając odwróciłem głowę.
  Vic stała niepewnie przy drzwiach. Przenosząc ciężar ciała z jednej na drugą nogę i nerwowo przygryzając wargę. Miała lekko podartą koszulkę, rozbitą wargę i łuk brwiowy. Miała też kilka siniaków na żebrach, które były widoczne między strzępami koszulki. Wbijała we mnie przestraszony wzrok, uśmiechając się. Tak.. uśmiechając. To było trochę dziwne. Ale żyła. Szybko poniosłem się i podszedłem do niej. Przytuliła mnie mocno.
- Jesteś.
- Jestem.- odpowiedziała.
                                                        
- W pierwszej chwili chyba nie myślałam. Ja..ja po prostu.. Potem przyszedł strach. Kiedy popatrzyłam w jego oczy. One nadal były żywe.. i.. o Boże...- załamał jej się głos i schowała głowę w dłoniach. Chwilę później jak gdyby nic zapytała
- A co z Duffem?
- Nie wiem. Slash i Agnes są w szpitalu ale możemy pojechać do nich.
- Dobra, to jedziemy. Tylko sie trochę...rozumiesz.- wskazała zawstydzona na swoją twarz.
- Masz rację, nie powinni cie zobaczyć w takim stanie.

Slash.
- Kurwa.- mruknąłem na widok lekarzy i szybko podbiegłem do drzwi. Były prawie przezroczyste, więc korzystając z okazji zajrzałem do środka.
  Blady jak ściana Duff leżał wśród rozrzuconej pościeli. Wokół niego krążyły prowadzone podniesionym głosem rozmowy lekarzy i poddenerwowany personel.
- Ustawiam na sto.
- 250.
- Migotanie przedsionków..
- Tracimy go!
Czuję mocny uścisk Agnes na moim ręku.

Vic.
  Zajechaliśmy do szpitala. Po zaparkowaniu Izzy rzucił w moją stronę kluczyki, które schowałam do kieszeni i biegiem ruszyliśmy do szpitala. Uważając aby się nie poślizgnąć na wypolerowanej wykładzinie, udaliśmy się do recepcji.
- Dobry wieczór. Dzisiaj został przywieziony Michael McKagan...Taki wysoki blondyn. Nie wie pani gdzie może być?- wyrzuciłam z siebie jednym tchem, po czym gwałtownie zassałam powietrze.
- Został bodajże przewieziony na salę operacyjną.- odpowiedziała znudzonym głosem.- Państwo są z rodziny? - zapytała kiedy od razu skierowaliśmy się w stronę schodów. To znaczy Izzy kierował, on chyba lepiej się na tym znał niż ja. Założe się, że nie pierwszy raz odwiedza to niezwykle urocze miejsce.
- Tak tak..- odkrzyknęłam na odchodnym.
- Ale prosze zaczekać..- dobiegł nas jeszcze jej oburzony pisk.

  Kiedy wleźliśmy na górę, udaliśmy się jeszcze na prawo. Przed drzwiami na blok stała przerażona Agnes, trzymająca kurczowo Slasha. Słysząc echo kroków, bezbłędnie odwróciła się w naszą stronę. Od razu puściła ramię Saula i podbiegłszy do mnie wtuliła się mocno.
  Poczułam jej łzy na ramieniu i drżący głos.
- Vic...On..

 It's getting dark too dark to see
Feels like I'm knockin' on heaven's door
and it wouldn't
be fuckin' luck if you could get out of life alive
__________________________
Nie bijcie :c
Krótko wiem..

9 komentarzy:

  1. Świetny :* nie każ czekać długo na następny xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Krótko, ale genialnie! Dobrze, że Vic jest cała i zdrowa. Ehh, szkoda mi jej :(
    Seven mnie rozwalił
    "Wędruje tak jeszcze trochę, aż nagle podjeżdża do mnie jakiś samochód. Nie namyślając się wiele wsiadam do niego.
    No bo co mi może zrobić starszy miły pan?"hahahahhaaha, kochany Steve :D
    Mam nadzieje, że w następnym rozdziale napiszesz " Vic... on... jest w bardzo ciężkim stanie, ale żyje" lub coś w tym stylu. Nawet nie próbuj go zabijać bo ja Cię znajdę!! NIE ZABIJAJ DUFFA!!!!!!!!!!!!!
    Nie mogę się doczekać nowego rozdziału :) duuuużo weny Ci życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam już dobry pomysł...
      DUFF ŻYJE NA KRAWENDZI. XD
      dzięki C:

      Usuń
  3. Dobry wieczór.. Żyję jeszcze.
    I przybywam z nowym rozdziałem: http://appetite-for-gunsnroses.blogspot.com/2013/12/welcome-to-sunset-strip-czesc-36.html
    I komentarzem oczywiście... :3
    Rozdział zajebisty kochana. W życiu bym nie pomyślała, że uśmiercisz szefa Vic, ale w sumie.. ten pomysł mi się spodobał. Lubię jak się dużo dzieję, więc zdobyłaś moje uznanie :'D
    Axl poszedł na sunie ;-; Coś czuję, że między nim a Vic to już nic a nic nie będzie. Za to wydaje mi się, że Izzy jest dobrym kandydatem. Ale zaraz. Jest jeszcze umierający Duff. Ona go kocha, wiem to ;-;
    Ło matko.. Weź Ty pisz kolejny, szybko! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Między Axlem a Vic nic nie będzie? Coś da się z tym zrobić, ale sama zobaczysz. Mój umysł rodzi nowe pomysły O:

      Usuń
  4. Zapraszam do zapoznania się z bohaterami do mojego nowego opowiadania ''Sweet Carres'' :)
    http://mygnrstory.blogspot.com/p/opowiadanie-sweet-carres_15.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam do zapoznania się z informacją na moim marnym blogu :)
    http://dancewithgunsnroses.blogspot.com/

    +obiecuję Ci, że nadrobię Twojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  6. JAKIŚ PEDOFIL PORWAŁ MI KURWA ADLERKA. O NIE JA SIĘ NIE ZGADZAM. ODDAJCIE GO. :'(
    Duffy umiera, Steven porwany, kurwa no. :/

    OdpowiedzUsuń

Jak już tu jesteś i przeczytałeś całe moje wypociny to napisz coś ya know. Gunsi za hejty nie gryzą..No może Slash..trochę...bardzo. Uważaj bo cie kurwa zje.