piątek, 27 czerwca 2014

24.

Chciałam możliwie jak najszybciej xd
__________________________________________________________________________________
Izzy.
Gwałtownie zdeptałem peta obcasem mojego buta.
- Co zamierzasz teraz zrobić?- spytał Slash.
Bardzo dobre pytanie. Na obecną chwilę nie potrafiłem nic powiedzieć a co dopiero sensownie myśleć. Jednak w głowie tworzył mi się powoli plan, którego ostre krawędzie wysuwały się spomiędzy zwojów raczej niezbyt często używanej przeze mnie części mózgu.
Tak nawet ja, niepozorny Izzy Stradlin, nie wykorzystuje w pełni mojego narządu odpowiedzialnego za magazynowanie informacji. 
- Coś wymyślę.- powiedziałem chowając fajki do wewnętrznej kieszeni koszuli. 
Wspiąłem się szybko po schodach i mijając kilka beznamiętnych twarzy, myślałem.
Myślałem też kiedy cicho wszedłem do sali.
Nawet wtedy gdy siadłem obok Vic i przygarnąłem ją delikatnie do siebie.
Przyczepić jej plakietkę "postrachu Los Angeles"? Kpina.
Zaczęła mamrotać i leniwie otworzyła oczy.
- Coś się stało?
- Nic, nic. Śpij, pewnie jesteś zmęczona.
Na te słowa wtuliła się we mnie. Westchnąłem ciężko i dodałem.- Wujek Izzy sobie poradzi. Musi.

Axl.
Kierowca taksówki zaparkował tuż przed wejściem i jak tylko wytoczyłem swój tyłek ze środka, ruszył. Nie zdążyłem nawet zamknąć drzwi.
Aha.
Kurwa. Chyba bardziej bałem się tylko wtedy gdy w tajemnicy przed rodzicami słuchałem Eltona w łazience. 
Sterylność szpitali budziła we mnie odrazę, tak więc starałem się niczego nie dotykać i podążyłem w stronę recepcji.
- Hm...przepraszam.- zająknąłem się.
Recepcjonistka przerwała pracę i podniosła na mnie wzrok znad pliku kartek. Kobieta w średnim wieku. Jej oczy były wyłupiaste jak u ryby, a spojrzenie jakie mi rzuciła nie było zbyt inteligentne. Możliwe, że wcale nie wiedziała co się do niej mówi. Nie dziwię się. Na pewno gdzieś w szpitalu mają taką salę, całą zapełnioną lekami, której jest stałą bywalczynią. Ciekawe gdzie się ten raj mieści.
- Tak słucham?- wydusiła w końcu.
- Gdzie leży Duff McKagan?
- Jest pan kimś z rodziny?- spytała.
- Ym..właściwie to...- zmierzyła mnie zaniepokojonym wzrokiem.- Tak, tak..- dodałem szybko.
- Pańska godność.
- William McKagan..ym..brat.- nie wierzę, że zidentyfikowałem się jako rodzina tego debila. Recepcjonistka spojrzała na mnie z powątpiewaniem.
- 207.- rzuciła i wróciła do wypełniania formalności.
- Dziękuje.

Kiedy drzwi się otworzyły, na początku zobaczyłem "mojego brata" Michaela. Wyglądał całkiem dobrze, na pewno lepiej niż wtedy gdy go znalazłem. Jego twarz nie była już taka martwa i nawet uśmiechał się przez sen. Później mój wzrok powędrował w lewy róg pomieszczenia, a dłonie mimowolnie zacisnęły się w pięści.
Na kolanach Jeffa skulona siedziała Vic. Obejmował ją ramionami w pasie, a ona zarzuciła mu swoje na szyje. Oboje spali.
Jaką trzecią rzecz w pokoju zauważyłem niepozorny wazon w kolorze butelkowej zieleni. Nie wyjmując plastikowych tulipanów chwyciłem go i rozpieprzyłem o podłogę.
I z godnością Axla Rose'a opuściłem salę.

Slash.
Na dworze zaczął padać rzęsisty deszcz. Przegonił mnie z mojego wcześniejszego miejsca, tak że nie pozostało mi nic innego jak schować się pod daszek. Oparłem się tyłkiem o balustradę i patrzyłem na samochody, które jak w jakimś zaklętym kole co raz przyjeżdżały i odjeżdżały. Zdezorientowany tym całym "przedstawieniem" pokręciłem głową. 
Ciekawe jest jak szybko zmieniają się ludziom zainteresowania.
Tak. Mówię tu o Agnes. Nie o sobie. O niej.
Może się z boku wydawać, że jestem kompletnym idiotą, któremu włosy całkowicie zasłaniają pole widzenia. 
Nic bardziej mylnego.
Jestem raczej typem obserwatora niż duszą towarzystwa. Może przez whisky język mi się rozplątuje, no ale..
Trzeba przyznać że widzę wszystko. Trochę jak Izzy tyle że, w przeciwieństwie do niego, nie przepadam za tą rudą małpą. I szczerze? Raczej nie udawało się mnie oszukać. No chyba, że byłem pijany jak szpadel.
Cholera wszystko przez alkohol..

 Ktoś przebiegł szybko obok mnie i potrącił moją rękę, z której do kałuży wypadł mój do połowy wypalony papieros. Rzuciłem za osobą gniewne spojrzenie, lecz ta zdążyła już zniknąć za rogiem. Zrezygnowany wzruszyłem ramionami i zapalając kolejnego małego zatruwacza płuc, ruszyłem przed siebie.

Steven.
Dzięki Bogu. Myślałem już, że zgubiłem swoje nogi i już nigdy nie pójdę do baru czy na dziwki. Aż tu niespodziewanie jak cud z nieba- budka telefoniczna. Moje wątpliwości co do cielesności Kristen powiększyły się kiedy ta oto kobieta niestrudzenie przeszła obok mnie, rzuciła mi znudzone spojrzenie i podreptała na bosaka do telefonu. Podniosła słuchawkę i przez chwilę intensywnie się zastanawiała, następnie uderzyła otwartą dłonią w czoło i zawołała.
- Steven! Znasz numer do jakiegoś twojego znajomego czy coś?
Zmarszczyłem brwi. 
Jedyny numer jaki figurował na mojej liście to numer do Hell House'u. Izzy kazał mi się go nauczyć w zamian za podwójną działkę Brownstone'a. No i.. podziałało. 
- 783 456..- zacząłem się do niej drzeć.
- Nie mógłbyś podejść?- przekrzykiwała hałas przejeżdżających samochodów.
- A jak myślisz?
- Polegać na tobie.- powiedziała zrezygnowana, machnęła ręką i usiadła na ziemi.
Utknęliśmy? 

                             ***

Vic.
Obudziłam się i stwierdziłam, że w Hell Housie ściany są
strasznie zachlewione. Zresztą wszystko tu wygląda jak jeden wielki chlew. Jeszcze tylko nasrać na środek, jakby powiedziała moja mama.
mama..

Zaraz.
Co ja do jasnej  i ciężkiej cholery robię w Hell Housie? Rozejrzałam się w koło i zobaczyłam Izziego obok. Siedział i czytał jakąś gazetę. Próbował zachować choć odrobinę klasy i założyć nogę na nogę, jednak trudno jest tak zrobić jeżeli w domu nie ma krzeseł. 
- Oddajesz mi za taksówkę. - mruknął uśmiechając się pod nosem.
- Co z..Michaelem?- zapytałam. I od razu spieprzyłam cały nastrój. Izziemu zrzedła mina a mi zepsuł się humor na wspomnienie blondyna. No tak, cała ja.
- Wypuszczają go za kilka dni.- odpowiada składając równo gazetę i odkładając ją na jakąś stertę pustych, kartonowych opakowań. 
Następnie utkwił we mnie wzrok.
- Wyspałaś się?- spytał z zaciekawieniem.
- Nawet.- odpowiedziałam przeciągając się. 
- To dobrze, że "nawet". Spałaś dwa dni.
Jezusmaria. Ile? Chyba mi się słuch spieprzył albo byłam bardzo zmęczona. A teraz pytanie z innej beczki.
- Izzy..?
- Słucham.
- Nie wiesz może gdzie jest mój samochód?- ta sprawa nie dość, że mnie niepokoiła to i równie mocno interesowała.
- Slash się nim rozbija po mieście.
- Nie wiesz może, czy coś z niego zostało?
- Pokłócił się z Agnes.
Czyli nie. Zmartwiłam się trochę, wyglądali na całkiem miłą parę i dobrze się ze sobą dogadywali. No i był w nią wpatrzony jak obrazek- zresztą ze wzajemnością. Ciekawe kto zjebał. A poza przejmowaniem się ich związkiem, to do cholery mój samochód! Miło by było gdzieś jeszcze nim pojechać.

                            ***
*tydzień później* 

02.08.1985r.

Duff.
Czułem się trochę jak kaleka, kiedy lekarz posadził mnie na wózek inwalidzki. Oczywiście nawet nie zamierzałem mu ułatwić zadania. Co chwilę "mdlałem" i kręciłem dupskiem jakbym miał tam robaki. 
- Chce pan w końcu wyjść z tego szpitala?
Ma skurwiel siłę przekonywania.
Kiedy już pozwoliłem się posadzić, wyjechaliśmy z sali i lekarz zamknął za sobą drzwi. Wręczyli mi do ręki kartę wypisu z opisami wykonywanych na mnie badań i ruszyliśmy w stronę windy by zjechać na dół, a co najważniejsze wyjść w końcu ze szpitala. 
Kiedy lekarz prowadzący mój wózek zagadał się z jakąś pielęgniarką (zresztą nawet fajną- nie dziwię mu się) to zwyczajnie wstałem i ze słowami:
- Pieprzyć to.
wyszedłem ze szpitala. 

- Duff ty stara śmierdząca mordo.
Miło w chuj. Zawsze można przecież liczyć na Slasha. 
Nasza "rodzinka" była jakby trochę...wyszczerbiona. Brakowało Stevena, a reszta zachowywała się wobec siebie z dystansem. Szczególnie można było to zauważyć na linii Agnes-Slash i Axl-Izzy.
Westchnąłem i podszedłem do tej piątki z zamiarem wyściskania powiedzmy...wszystkich.
Kiedy przytulałem Vic, co swoją drogą wyszło trochę mechanicznie z jej strony, Izzy rzucił mi gniewne spojrzenie. Westchnąłem ciężko jakby jakiś olbrzymi ciężar spoczywał na moich płucach i szepnąłem do dziewczyny.
- Możemy później pogadać?- ta skinęła pospiesznie głową i odwróciła się do Izziego by następnie wsiąść z nim do samochodu. A my za nimi.

Vic. 
Kiedy wróciliśmy do domu, każdy chciał się udać w swoją stronę, do swoich zadań. Jednak Izzy z poważną miną usadził wszystkich w "głównym pokoju" ( bo salonem to tego nie można nazwać), chcąc nam coś ważnego przekazać. Bynajmniej tyle wyczytałam z jego twarzy. Szczerze powiedziawszy czułam dziwny uścisk na dnie żołądka i chciało mi się wymiotować. Toczyłam przerażonym wzrokiem po pokoju i twarzach "zgromadzonych".
- Ten no. Mamy trochę kłopotów.- powiedział cicho jednak każdy to usłyszał, bo rozmowy, które dotychczas trwały zostały przerwane w połowie, jakby ucięte nożem. Posłałam w jego stronę zaniepokojone spojrzenie. Ten westchnął, rzucił w naszą grupę jakąś gazetę i wyszedł na chwilę z pokoju. Axl zaciekawiony przybliżył się do porzuconego papieru, chwilę czytał a potem mruknął coś co brzmiało jak "kurwa" i wyszedł z domu. 
Reszta wyglądała jakby już wszystko wiedziała i tylko siedzieli spoglądając na siebie z niemym pytaniem w oczach. 
W końcu po części wkurwiona, po części zainteresowana chciałam sięgnąć po gazetę jednak Duff mnie wyprzedził i już po chwili zagłębiał się w treść artykułu. Nie minęło kilka minut a opuścił kartki i spojrzał na mnie jakby...ze strachem.
- Daj to.- syknęłam zdenerwowana i dosłownie wyrwałam mu ją z ręki.
Kiedy tylko sens napisanych słów wrył mi sie w podświadomość, poczerniało mi przed oczami. Usiadłam ciężko na podłodze i zimne ciarki przebiegły mi po plecach mimo tego, że było lato, słoneczny dzień i temperatura sięgająca 80 stopni Fahrenheita (koło 40 Celsjusza przyp. aut.)
Jednak nagle poderwałam się jak oparzona. Usiadłam w moich wizytowych spodniach na tym śmietniku. Otrzepałam się i wciąż trochę w szoku wzięłam do ręki torebkę.
Dziś oficjalnie wybierałam się obejrzeć moje nowe, a co najważniejsze -własne mieszkanie. Znajdowało się zbyt blisko rezydencji Gunsów gdyż nie mogłam niestety znaleźć niczego innego co wytrzymałby mój budżet. Mieszkanie znajdowało się w dosyć spokojnej okolicy na Hilldale Ave. Ulica była prostopadła do Sunset jednak nie sądze by ktokolwiek miał zamiar mnie odwiedzić.
Usłyszałam za sobą szybkie kroki, jakby ktoś biegł. Poczułam jak osoba kładzie rękę na moim ramieniu i gwałtownie się odwróciłam.
- Spokojnie.- mruknął Izzy.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Może nie kupuj jeszcze tego mieszkania. 
- Dlaczego?- spytałam zaniepokojona.
- Chciałem Cie wywieźć na trochę.- odpowiedział spuszczając wzrok na czubki swoich butów.
- O mnie się nie martw Izzy. Poradzę sobie. A teraz lecę bo się spóźnię.- powiedziałam  i szybko dałam mu całusa w policzek. 
Nie wierzę, że byłam taka śmiała. Bojąc się jego negatywnej reakcji na ten, dosyć wylewny, gest szybko ruszyłam przed siebie. No i co ty robisz dziewczyno?
Zawsze mogę powiedzieć, że był to tylko przyjacielski buziak.
A był?

- Dzień dobry.- powitał mnie właściciel otwierając szerzej drzwi abym mogła przejść. Był to niewysoki mężczyzna po czterdziestce z wielkim uśmiechem na twarzy i miło wyglądającymi oczami koloru oliwkowego. Zakola nie były zbytnio widoczne przez wymyślnie zaczesane włosy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było tam  niezwykle czysto i pokoje miały ciekawy wystrój. 
Ogólnie do dyspozycji miałam kuchnię, łazienkę i dwa pokoje, w tym nieduży salon. 
- I jak?- spytał gdy po zwiedzaniu z jego inicjatywy usiedliśmy na chwilę i wypiliśmy herbatę. 
- Bardzo mi się podoba.- rzeczywiście, było tu bardzo przytulnie, a i sąsiadów jakoś nie słyszałam. 
- Cieszę się. Czyli wynajmuje pani?- spytał uprzejmie i podał mi talerz z ciastkami.
- Oczywiście.- odpowiedziałam.- Kiedy mogłabym się wprowadzić?- zadałam pytanie jednocześnie wyjmując z torebki uprzednio umówioną sumę.
- Choćby zaraz.- uśmiechnął się i już miał brać się za zmywanie naczyń po deserze, lecz ja gwałtownie wstałam wyjmując mu naczynia z rąk.
- Pan pozwoli. Jest pan moim gościem.
- Richard.- przedstawił się wyciągając do mnie dłoń, którą uścisnęłam. 
- Veronica, bardzo mi miło.
- To ja może nie będe przeszkadzał, do widzenia.

Właśnie przechadzałam się po raz setny po moim nowym mieszkaniu gdy nagle zatrzymał mnie dzwonek do drzwi.
- Kogo tam niesie?- szepnęłam do siebie i pobiegłam otworzyć.
Zdziwienie malowało się na mojej twarzy i przyznam, nie od razu się otrząsnęłam.
- Mogę wejść?- spytał niepewnie. 
- Tak tak. - speszyłam się i pośpiesznie zeszłam mu z drogi. Prawie dwumetrowy gość wkroczył do przedpokoju rozglądając się ciekawie. 
- Zapraszam. -mruknęłam prowadząc go na początku do kuchni, w celu wzięcia czegoś do przegryzienia i zrobienia herbaty, a następnie do salonu, gdzie siadłam na przeciwko niego podwijając nogi pod tyłek.- Słucham.
Długi czas siedział cicho zbierając się w sobie i wpatrując się w jakiś nieokreślony punkt na ścianie za mną.
- Słuchaj Vic, ja.. ja.
- Nie chciałeś tak?- wtrąciłam za niego zirytowana jego jąkaniem się i niezdecydowaniem malującym się na twarzy.
- Posłuchaj, na prawde nie chciałem. Naćpałem się. Nic nie pamiętam!- krzyknął uderzając pięścią w udo na podkreślenie swoich słów.
- Nie krzycz na mnie! Zrobiłeś to na własną odpowiedzialność. 
Na te słowa schował głowę w dłoniach. Chwilę potem zobaczyłam jak głęboko oddycha.
Kiedy ją podniósł  widziałam, że ma łzy w oczach. Trochę się zaniepokoiłam i spuściłam z tonu.
- Mówiłam, żeby się nie śpieszyć.
- Ale ja cie kocham! Tylko, tylko jestem słaby.
- Boże Duff! To może przestań się w końcu otumaniać i weź życie w swoje ręce, co?!- powiedziałam wzburzona, odstawiając kubek z herbatą na niski stolik.
- Pomóż mi Veronica.- wyjęczał patrząc na nią błagalnie.
Dłużej nie mogła już tego znosić. Podniosła się gwałtownie z fotela.
- Sądze, że powinieneś już iść.
- Proszę..
Rzuciłam mu ostre spojrzenie i dłonią wykonałam gest, który miał znaczyć, że ma mi już zniknąć sprzed oczu. Powłóczystymi krokami przemierzał korytarz. Kiedy zamykałam mu drzwi przed nosem wyraz jego twarzy zmienił się. Włożył but w małą szczelinę skutecznie uniemożliwiając mi zatrzaśnięcie drzwi.
- Jeszcze nie skończyłem.

____________________________________________________________
 Miłych wakacji państwu życzę! <33
Piekielnie dziękuje za liczbę wyświetleń (; xd

PS: Jeżeli kogoś interesuje jak wygląda Kristen to zapraszam do zakładki Bohaterowie-No one needs the pain. 

Rozdział 5 drugiego opowiadania już sie pisze c:

7 komentarzy:

  1. Cholera, nieźle się tu dzieję z Vic! Z jednej strony Izzy, z drugiej Duff i jeszcze nowe mieszkanie... Jestem ciekawa, co z tego wszystkiego wyniknie, i jak się to potoczy. Bo wiesz, wciąga niesamowicie!
    Poza tym trochę żal tego Slasha i Agnes. Kurde, ładnie im razem było, no ;<
    Ale za to Kristen i Adler! To dopiero przebojowa parka! Dziewczyna od razu zyskała moja sympatię, jest taka optymistyczna. Tak mi się przynajmniej wydaje xD
    Rozdział naprawdę super! ;)
    Weny.

    Hugs, Rocky.

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne!
    Jak być Axl'em w 4 krokach.
    1. Wejdź do pomieszczenia.
    2. Rozejrzyj się.
    3. Rozpieprz wazon.
    4 Wyjdź.

    No kurde coś mi odbiło xDDD
    Kocham Cię, wiesz? Jesteś genialna!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana Axleen! Ja Cię okropnie przepraszam, ale przed wyjazdem nie dam już rady skomentować. Mam pięć minut i muszę wyłączyć kompa ;-; A przybywam z nowym rozdziałem: http://appetite-for-gunsnroses.blogspot.com/2014/06/welcome-to-sunset-strip-czesc-44.html
    Za 2 tyg. wszystko nadrobię :*
    Ps: zajebisty nagłówek!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bry :3
    William McKagan... ej, podoba mi się! Wersja 2 w 1
    Osobiście nie ppdoba mi sie jakakolwiek zażyłość na linii Vic-Duff, no ale cóż...
    Świetny rozdział!:
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowy :) http://fuck-yeah-guns-n-roses.blogspot.com/2014/07/rozdzia-19.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Vic na każdym kroku intryguje mnie jeszcze bardziej! Cały czas zastanawiam się komu wreszcie uda się podbić jej serducho.
    I sądzę, że największe szanse ma Izzy. Pasują do siebie, nawet bardzo. Ale ponoć to przeciwieństwa się przyciągają! Może więc Axl xD No ale halo ;-; Jest jeszcze Duff, któremu cholernie na niej zależy. I jednak mam małą nadzieję, że Vic nadal go kocha ._.
    W najgorszym (a może najlepszym) wypadku... będzie z wszystkimi naraz XD Teraz jeszcze tylko ciekawi mnie czy dziewczynę nie zgarnie policja ;-;
    Dobra, dalej... Steven i Kristen. Jeju, uwielbiam ich wątek xD Są zajebiści! Tak samo jak całe to Twoje opowiadanko! <3
    Kc kc kc , loffki, kisski i uściski, yolo, swag, czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem, jakim prawem Axl jest zazdrosny, ale rozpieprzenie wazonu było genialne. XD
    I dobrze, że nie wybaczyła Duffowi, ma być z Izzy'm. :3
    Ten wątek z Kristen i Stevenem do mnie nie przemawia...
    Slash, dlaczego odrzuciłeś Agnes? :'(

    OdpowiedzUsuń

Jak już tu jesteś i przeczytałeś całe moje wypociny to napisz coś ya know. Gunsi za hejty nie gryzą..No może Slash..trochę...bardzo. Uważaj bo cie kurwa zje.