wtorek, 13 sierpnia 2013

8.

Dzisiaj pozdrowienia wędrują do Ani :3 (widzisz nie zapomniałam) Tu macie jej bloga z wspaniałymi cytatami  http://zgunsowana.blog.pl/2013/08/ ♥ Rozdział krótki...chyba. XD Pisany również z głowy (fifty fifty) Tak samo jak w 7 smutek, udręka i w ogóle. Więcej Izziego? Chcesz to masz ;3 Dzisiaj poplączę...Oj będzie się działo...Niedługo kolejny :3 Dzięki za 415 wyświetleń ;3. Dobra bez zbędnego pierdolenia, tam na dole jest taka funkcja, że można zostawiać komentarze z Anonima, jakbyś czytelniku mógł skorzystać. Byłabym wdzięczna.
___________________________________________________________________________________
 Duff.
Veronica wróciła z tej "cudem zdobytej" pracy cała roztrzęsiona i zapłakana, ręce jej się cholernie trzęsły, że zbiła aż trzy butelki Night Traina. Kiedy zaniepokojony jej zachowaniem, tym że wzdrygała się za każdym razem gdy ktoś ją dotykał, zapytałem grzecznie "o co kurwa chodzi ?" pociągnęła tylko nosem, odburknęła coś i odwróciła się plecami. Było mi smutno i czułem się jak jakaś kurwa niepotrzebna zabawka, a mi naprawdę na niej zależało...Zresztą unikała nas wszystkich, ale przyznam było trudno. Często jak siedziała całkiem sama płacząc i paląc szluga albo papierosa, kiedy ktoś cicho podchodził - wzdrygała się i gwałtownie odwracała do tyłu gotowa skręcić kark, a kiedy ktoś zapytał "Jak się czujesz?" lub "Czy wszystko okej? " zbywała go krótkim machnięciem ręki i słowami "tak, dobrze" i odchodziła do drugiego "kątka" jakby dając nam niepisany znak, że chce być sama. Do pracy miała co mnie dziwiło na różne pory i chodziła tam bardzo niechętnie. Co raz częściej sięgała po dragi i alkohol, niczego sobie nie żałując. Codziennie też płakała w samotności... Była też niewyobrażalnie bogata. Widziałem jak chowa zwitki banknotów nie małych nominałów do walizki pod stertę majtek. Przyznam trochę ze wstydem i pewnie czerwony jak burak, zajrzałem tam. I co zobaczyłem? W chuj forsy! Kelnerki nie zarabiają chyba tak dużo? No chyba, że napiwki ale tego też nie ma tak dużo. Chyba. Zaniepokojony tą sytuacją spytałem Stradlina co o tym fakcie sądzi ale powiedział tylko "Czy ja ci wyglądam na kelnerkę?" Izzy odkąd pamiętam zawsze był pomocny... Nie wiedziałem zupełnie co mam kurwa robić. Sama czarne scenariusze krążyły mi po mojej skacowanej głowie. Może poznała kogoś i teraz zachowuje się tak oschle, żeby pewnego razu wyskoczyć z informacją "Już cie nie kocham, spierdalaj? " Dręczony tymi niezbyt miłymi myślami często zachodziłem w odwiedziny do Ag, która niestety nic nie mogła mi poradzić, bo Vic zachowywała się w stosunku do niej tak samo.  A Slash kwitnął jak jakiś jebany kwiatek za każdym razem kiedy odwiedzała nas blondynka. Cieszyłem się jego szczęściem, ale miałem żal do niego, że mi się nie udaję. Zresztą nigdy nie miałem szczęścia w miłości. Los Angeles nauczyło mnie przedmiotowego traktowania kobiet. Każda, która miała na miejscu to co trzeba lądowała od razu z własnej inicjatywy w moim łóżku. A ja? A ja je tylko pieprzyłem. Nie zwracałem już uwagi na to czy ma ładną buzie, czy nie. Duża dupa i cycki i byłem zadowolony. Ale ta niska dziewczyna była inna i kurwa tą właśnie inność w niej pokochałem. Nie uwierzyłem, ze mi się uda ją w jakimś chociaż stopniu.. oczarować? No i że kurwa będziemy razem.
Dni mijały, a ja udręczony nie wiedząc zupełnie co się dzieje topiłem wszystko w wódce i poprawiałem chwilowo samopoczucie dragami. I pomiędzy nami zrobiła się taka cholerna wyrwa, którą próbowałem nieudolnie zakleić, by się do niej zbliżyć i chociaż przytulić. No bo serce się kroiło jak kurwa wracała z tej pieprzonej pracy z przekrwionymi i opuchniętymi od płaczu oczami ale nie pozwalała się do siebie zbliżyć. A ja bezradnie jak małe zgubione dziecko patrzyłem na to wszystko z butelką wódki w ręku nie rozumiejąc co się właściwie dzieje...

Vic.
Wyniszczam się. Powoli od środka... Biorę coraz więcej i szczerze już nie widzę bez Brownstona życia.. Ale to on jest moim zapomnieniem i naprawdę daje, chwilową co prawda, ale ulgę. Minął tydzień? Może dwa.. Może miesiąc...Nadal tańczę w klubie, za każdym razem w jakiejś dennej masce która ukrywa moje łzy spływające jak zawsze po policzkach. Nigdy tak śmiało jak inne i nigdy sama. Oczywiście Mark się strasznie wścieka i bije mnie mocno za każdym razem. Ale to już jest rutyna. Uodporniłam się powoli na wszystko, nawet na te okropne spojrzenia zgromadzonych pod sceną napaleńców. Ale nie uodporniłam się na Duffa. Widziałam jak coraz bardziej "zapada" się w sobie. Jak męczy się próbując rozgryźć co jest nie tak.. ale to ze mną był problem. Uciekałam od wszystkich tworząc wokół siebie twardą skorupę. Nie wpuszczałam nikogo do jej wnętrza. Nie dogadywałam się też z Agą, bo wstydziłam się tego co właściwie robię.. Prawda paliła mnie w piersi i czasami miałam ochotę stanąć na środku ulicy i krzyczeć z bólu i niedowierzania, że takie rzeczy dzieją się na świecie. Nie mówiłam nic nikomu nie tylko ze względu na wstyd, choć to on był głównym powodem ale też pamiętałam dobrze co mi powiedział Mark..."Zabije cię. Zabije jak coś komuś powiesz!" wykrzyczał mi wtedy w twarz. Pamiętam to. Słowa przypieczętował bolesnym kopniakiem w brzuch... Tak więc byłam wrakiem na dnie. Bez dawnych przyjaciół, bez duszy i bez serca.. Jedynie pustą zimną i nienawidzącą siebie skorupą. Kiedyś poznałam pewną dziewczynę Lu. Lucy już od dawna pracowała u Marka i była traktowana tak jak ja. Znalazłam więc z nią "wspólny język" i spotykałyśmy się często i rozmawiałyśmy w małej kafejce z dala od Troubadour. Pewnego razu dowiedziałam się bardzo..hm.. przerażającej rzeczy.. Zrozumiałam, ze jak nie będę się go słuchać to na prawdę będzie koniec..tak jak obiecywał...

" Wybrałyśmy się do malutkiej i przytulnie urządzonej knajpki. Duże lampy stojące pod ścianami oświetlały ciepłym brzoskwiniowym światłem malutkie pomieszczenie. Stoliki z ciemnego drewna dokładnie rzeźbione stały na środku sali. Fotele były obite bordowym pluszem na złotych ścianach wisiały stare fotografie. 
-Gdzie usiądziemy? - spytałam.
-Tam. - poinformowała mnie Lu i zaprowadziła na koniec pomieszczenia, gdzie stolik był odgrodzony bordową mięsistą zasłoną od reszty pomieszczenia. 
-Dobra. - usiadłam, a właściwie zapadłam się w miękkim fotelu. Po chwili podszedł do nas niewysoki kelner, podał kartę dań i powiedział, że za chwilę wróci by odebrać zamówienie. 
-Jak się czujesz?- spytała ostrożnie Lu.
-A nie widać?- spuściłam głowę i zapatrzyłam się w podłogę. Lucy przykryła mi dłoń swoją dłonią. 
-Aż tak źle?
-Gorzej. 
-Powiedziałaś mu? 
-No chyba by mnie pojebało...
-Co podać?- podchodzi do nas kelner z gotowym notatnikiem i długopisem w podniesionej dłoni. Szybko otwieramy więc Menu i wybieramy na "czuja".
-Poproszę sok pomarańczowy i jajecznicę. Lekko ściętą.- słyszę głos mojej koleżanki. Po chwili i po szybkim przejrzeniu Menu wybieram.
-Piwo i może...To samo co koleżanka i frytki. - mówię powoli, zamykam Menu i wbijam wzrok w  kelnera.
-Z..za chwilę przynoszę. - jąka się i patrząc się na mnie potyka o krzesło. Lucy rechocze.
-Chyba mu się spodobałaś.
-Mam Duffa...chyba .- mówię czując na policzkach mokre łzy.
-A właśnie jak u was.- pyta poprawiając lewą ręką pofarbowane na rudo włosy. 
-Pytasz jakbyś nie wiedziała.- Zaciskam zęby i patrze na kelnera który zgrabnie lawiruje między stolikami aby jedzenie dotarło do nas w całości. 
-Proszę bardzo. - podaje nam talerze i dodaje jeszcze zwracając się do mnie.- Mogę twój..
-Nie. -przerywam i chwytam za sztućce. Zawiedziony sunie się w stronę kolejnego stolika, by odebrać zamówienie. - Miałaś mi coś powiedzieć o Marku.
-Nie wiem, czy chcesz o tym wiedzieć.- mówi ostrożnie przeżuwając swoją jajecznicę i patrzy się na mnie uważnie. Biorę głęboki oddech.
-No dobra mów. 
-Vic..To mafia...-Na ostatnie słowo zaczyna mi się kręcić w głowie. Serce głośno miota mi się w piersi. gwałtownie wdycham powietrze i zaczynam płakać. 
-Boże.. dlaczego mnie to spotyka..- mamroczę do przytulającej mnie Lucy.
-Spróbuje cię jakoś z tego wyciągnąć kochana. Za młoda jesteś.- zapewnia mnie jeszcze..."

Zaledwie tydzień później już nie żyje...Próbowała jak mogła... Jej ciało znaleziono na tyłach klubu. Była cała pobita i zgwałcona. Pogrzeb odbył się w malutkim kościele. Nie mogę sobie poradzić z jej stratą ona jedyna mnie dobrze rozumiała i próbowała mi pomóc..ryzykując życie.. Ale te częste rozmowy mi nie pomogły, zamykałam sie w sobie coraz bardziej.

Wróciłam roztrzęsiona, pobita i zapłakana czyli jak zwykle z kolejnego dnia spędzonego w "pracy". Ze spuszczoną ze wstydu głową przemierzałam szybkim krokiem ulicę. Kiedy w końcu dotarłam do domu usiadłam szybko w kącie. Na szczęście nikogo nie było. Zasyczałam i podniosłam swoją koszulkę. Patrzyłam chwilę na moją pobitą skórę. Wyglądała jak jakiś obraz na wystawie, prezentowała całą gamę kolorów. Od ciemnej żółci do zieleni.. Dziś zarobiłam sobie nowe "trofeum" pod żebrami. Długa pręga przecinała moje ciało wpół czerwono-krwistym pasem. Dotknęłam jej jakby nie dowierzając,że tam jest, delikatnie opuszkami palców. Była tam i piekła jak cholera. Nowa porcja wylewanych ostatnio tak często przeze mnie łez napłynęła mi do oczu. Trzęsące się ręce podniosłam do twarzy i próbowałam się trochę opanować. Za jakie grzechy? Przecież niedawno skończyłam osiemnaście lat. Piękny prezent.. Pośpiesznie wytarłam łzy i zmieniłam zakrwawioną koszulkę na inną uprzednio opatrując bolące miejsce. i wrzuciłam plik dolarów o wysokich nominałach niedbale do walizki, Kurwa zapomniałam zahaczyć po drodze o dilera.-pomyślałam zrozpaczona. No i co ja teraz... Ściemniało się. Nie chadzałam już po zachodzie słońca po Mieście Aniołów- bałam się. Przez wzgląd na życie jakie wiodłam przez kilkanaście dni wstecz i niemiłe wspomnienie.. Nie przychodziłam też o tej porze do "pracy" za co właśnie, kolejny raz odmawiając Markowi zdobyłam ten krwawy ślad. Za sobą usłyszałam kroki, odwróciłam się szybko i jednym ruchem dopadłam otwartej walizki. To tylko Izzy, który zaszczycając mnie jednym przeciągłym spojrzeniem udał się do drugiego pokoju. Boże.. Co się ze mną stało. Zacisnęłam zęby i wbiłam paznokcie w udo. Położyłam się powoli na podłodze. Zamknęłam oczy i mimo bólu próbowałam zasnąć.
''Jesteś zwykłą dziwką."
'' Zabije cie! Zabije ty suko!"
"Patrz to ta dziewczyna z klubu.."
"No pokręć nam jeszcze dupą..."
"Zabije cię...."
Myśli nie dawały mi spokoju. Krótkie odzywki  dzwoniły mi w uszach i powodowały łzy. Zerwałam się i podbiegłam do walizki. Otworzyłam ją a z kosmetyczki wyjęłam mały prostokątny, metalowy przedmiot.
Żyletka.
Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Trzęsącą się rękę w której ją trzymałam uniosłam do góry.  Nie ja nie dam rady.. Przytknęłam ją powoli do rozgrzanej skóry. Wzdrygnęłam się czując na niej chłodne ostrze.
Pierwsze cięcie za mamę i to co zrobiła tacie.
Drugie cięcie za kłótnie.
Trzecie cięcie za mnie.
Czwarte cięcie za moją nową "rodzinę".
Piąte cięcie za znienawidzoną pracę.
Szóste cięcie za Marka.
Siódme cięcie za Lu.
Ósme cięcie za taniec.
Dziewiąte cięcie za to jak mnie wszyscy traktują.
Dziesiąte cięcie za wszystkie rany, za cały ból i smutek...
Boli...
W głowie tylko ból...
Zamykam oczy. Rozkoszuję się bólem... Ból mnie wypełnia. Rany krzyczą. Słyszę jak krzyczą..
Moje ciało miota się z bólu po podłodze. Zagryzam zęby. Głęboki oddech. Otwieram oczy. Cała lewa ręka w krwi. Całe moje ubranie w krwi. Wszystko we krwi.. Wszędzie... krew..
Wycieram się szybko jakimś podkoszulkiem i chowam go do swojej walizki do jakiejś plastikowej torby. Ręka boleśnie porozcinana. Głębokie krwawe wyrwy na mojej bladej ręce pulsują bólem. Wyciągam z walizki jedyną bluzkę z długim rękawem i zakładam ją na siebie. W ręce trzymam zwitek banknotów. Udaje się do Izziego w celu zakupienia u niego "pewnej rzeczy". Pukam cicho w futrynę drzwi.
-Mogę?

Izzy.
Zdziwiony odwracam się w kierunku głosu. Zmizerniała Vic stoi przy drzwiach lewą rękę trzymając za sobą, a prawą lekko stukając w futrynę
-Tak proszę.- odpowiadam spokojnie. Ciekawy jestem w jakim to celu przyszła do mnie "mała zapłakana".
-Bo jest sprawa...- mamrocze siadając na podłodze i wygłodniałym wzrokiem wpatrując się w przygotowywany przeze mnie towar.
-Chcesz trochę..?- pytam spokojnie i kieruje znaczący wzrok na torebeczki narkotyku.
-Tak, właściwie to tak..-mówi speszona. -Ale oczywiście zapłacę.- dodaje szybko wyciągając przed siebie lewą rękę. W zaciśniętych palcach trzyma niedbale zwinięte dolary. Których jest strasznie dużo...
-No dobra, ale wiesz..-mówię troche zaniepokojony.
-Tak. Wiem.- zaciska usta.
-No dobra. - odwracam się w kierunku towaru. Z jej pieniędzy wyjdzie tego dość sporo. Interes oczywiście dobry ale szkoda mi jej... Tak bardzo stara się od nas odizolować, tak bardzo rani Duffa.. Ciekawy jestem z jakiegoż to powodu.. Na powrót zwracam się na przeciwko niej. Ona wyciąga drżącą dłoń z kasą a ja z towarem. I wtedy widzę... Rękaw jej koszulki jest cały zakrwawiony, a czerwona ciecz dużymi kroplami spada na podłogę. Patrzę na to z przerażeniem. Widzę wzbierające w jej oczach łzy. Tęczówki robią się szklane. Łza toczy się po policzku i z głuchym odgłosem upada na podłogę. Veronica zrywa się  i wybiega z pokoju. Podążam za nią. Przed drzwiami wyjściowymi chwytam ją za ramię odwracam w kierunku "mojego" pokoju i wracam z nią. Sadzam ją jak małe dziecko na podłodze.
-Opowiedz.
-Nie mogę.- Mówi przełykając głośno ślinę i kręcąc uparcie głową.
-Vic...
-Nie. On mnie...on..zabije.-szepcze cicho..Otwieram szeroko oczy..
-Zabije!? A-ale kto?-pytam zdezorientowany i zagubiony w jej wypowiedzi.
-Nie.- i znów kręci uparcie głową.
-Mów.-łapie ją za dłonie i patrząc głęboko w oczy akcentuje dobitnie każde słowo.-Nikt się nie dowie.
-Nie każ mi tego robić.- szepcze ze wstydem odwracając głowę.
-Veronica.- przytulam ją. Tak..Ja Izzy Stradlin przytuliłem zagubiona dziewczynę. Coś we mnie zmiękło. Patrzyłem w jej przerażone spojrzenie. Dziecko..uwięzione w ciele kobiety... Chwyta się mnie tak mocno, że w pierwszej chwili brakuje mi powietrza. Ale nic nie mówię. Rozumiem, że teraz w tej chwili ona tego potrzebuje. Po chwili opowiada mi tą całą smutną historię w rękaw mojej bluzki, unikając mojego wzroku, chwytając się mnie kurczowo jakby od tego zależało jej życie. Robi mi się jej szkoda..

Wysłuchałem całą historię i mnie dosłownie zatkało. Miałem ochotę dać taki wpierdol temu skurwysynowi, który mianował się na jej szefa, że by się nie pozbierał...Tyle przeżyła w ostatnim miesiącu...Te siniaki...Lucy...Jej głos jak opowiadała, dobitny, zdradzający każdą emocję. Odkrywała przede mną siebie.. Wspaniałe uczucie..wiedzieć, że ktoś ci zaufał.
-A to..?- spytałem ostrożnie odsuwając ją od siebie na długość ramion i patrząc na jej lewą rękę..-Jak nie chcesz to nie mów.- powiedziałem szybko widząc jak znów z jej oczu wypływają łzy..
-Nie wszytko okej.. Po prostu..to mnie przytłacza..te groźby...- Powoli poddziera rękaw bluzki...Moim oczom ukazuje się dziesięć nieregularnych...cięć? Nie to bardziej wyrwy. Głębokie wyrwy w jej ciele...
-To cięcie jest za...- mówi przykładając moją dłoń do poszczególnych ran i wycierając nią swoją krew..
Pierwsze cięcie za mamę i to co zrobiła tacie.
Drugie cięcie za kłótnie.
Trzecie cięcie za mnie.
Czwarte cięcie za moją nową "rodzinę".
Piąte cięcie za znienawidzoną pracę.
Szóste cięcie za Marka.
Siódme cięcie za Lu.
Ósme cięcie za taniec.
Dziewiąte cięcie za to jak mnie wszyscy traktują.
Dziesiąte cięcie za wszystkie rany, za cały ból i smutek...
Widzę w jej oczach ból... Czuję nagły przypływ niezidentyfikowanych uczuć do tej drobnej dziewczyny. Przełykam gule w gardle  i niewiele myśląc całuję ja delikatnie. Delikatnie..żeby jej nie spłoszyć. W prawej dłoni nadal trzymam jej okaleczoną rękę,  lewą wycieram jej łzy. Patrzy na mnie zaskoczona. Po chwili na jej ustach pojawia się delikatny uśmiech. Przytula się do mnie mocno.
-Jesteś bezpieczna..Coś wymyślimy.- mówie jej do ucha.
-Ale nic nie mów nikomu. Nikomu.- prosi.
-Dobrze Vic..
Nikomu....

7 komentarzy:

  1. Dawno nie przeczytałam tak dobrego rozdziału.
    BRAWO.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej nie przesadzaj XD Miło mi, Nie wiesz nawet jak bardzo ;3

      Usuń
  2. Nowy u mnie, zapraszam ;)
    http://appetite-for-gunsnroses.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nowy ;3

    http://fuck-yeah-guns-n-roses.blogspot.com/2013/08/rozdzia-11.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezusie...to straszne...
    Mam nadzieję, że Izzy...że to był przyjacielski pocałunek, bo trzech facetów w głowie to za dużo.

    OdpowiedzUsuń

Jak już tu jesteś i przeczytałeś całe moje wypociny to napisz coś ya know. Gunsi za hejty nie gryzą..No może Slash..trochę...bardzo. Uważaj bo cie kurwa zje.